Polska może iść w awangardzie nowej europejskiej inicjatywy, budowania wspólnoty obronnej, przekonuje na łamach "Rzeczpospolitej" Andrzej Talaga. Choć wcześniej Warszawa, razem z Londynem, były sceptyczne wobec budowy europejskiej obrony ze względu na obawę o osłabianie choćby znaczenia NATO, to dzisiaj trzeba spojrzeć na to inaczej.

"Europejska obronność nie musi być konkurencją dla paktu, ponadto trudno dziś wskazać inną inicjatywę UE bliską sercu Francji, Niemcom i Włochom, w której Polska chciałaby z zaangażowaniem uczestniczyć. Polityczny pragmatyzm każe nam przyłączyć się do niej" - pisze publicysta.

Jak podsumowuje Talaga, dotąd europejskie wysiłki obronne były raczej marne. Teraz Unia chce inwestować w badania i rozwój, produkcję i zakupy sprzętowe oraz wreszcie w realne zdolnosci bojowe. Choć Polska nie ma wielkich możliwości badawczych czy produkcyjnych, to zdaniem Talagi pozostaje "spore pole do popisu, jeśli chodzi o czystą siłę militarną".

Unia planuje mianowicie stworzenie czegoś w rodzaju korpusu interwencyjnego, który mógłby służyć do działań w krajach, gdzie toczą się walki o niskiej intensywności. Zdaniem publicysty Polska ma tu duże doświadczenie - Irak, Afganistan, Czad.... "o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE będziemy wręcz najbardziej doświadczonym państwem członkowskim w tym zakresie – zaraz po Francji. To wartość trudna do przecenienia i bardzo pożądana w unijnej obronności" - pisze autor.

Konkretnie, Polska mogłaby "wypożyczać" nasze siły specjalne do ewentualnych misji wojskowych UE. Co więcej oddanie do unijnej dyspozycji elity armii polskiej sprawi, że nasi krytycy będą mieli poważne trudności z oskarżaniem nas o wstrzemięźliwość w integracji. "Taki ruch wzmocni Polskę politycznie, a naszej obronności nie zaszkodzi" - kwituje Talaga.

ol/rzeczpospolita.pl