„”[…] Zobaczyli mój paszport i zorientowali się, że jestem Polakiem. Naprawdę cały czas myślałem, że zaraz mnie wypuszczą. Trafiłem jednak do karceru, tam spędziłem kolejne cztery godziny, klęcząc, stojąc z rękami za plecami” – opowiada o swoim zatrzymaniu przez białoruski OMON polski fotograf Patryk Jaracz.

Jak dalej dodaje, funkcjonariusz OMON „wziął mnie za fraki i pociągnął do ciężarówki”. Polak relacjonuje, że tam wszystkich bito pałami, a z czasem funkcjonariusze mieli być coraz bardziej agresywni.

Jaracz zatrzymany został 10 sierpnia w centrum miasta po godzinie 20, kiedy było jeszcze jasno. Mówi, że nie uciekał, bo był przekonany że dziennikarze nie będą zatrzymywani. Dodaje, że milicja łapała wszystkich, nawet przypadkowe osoby które wychodziły ze sklepów czy siedziały na ławkach. Opisuje też, że w więźniarce przebywał z mężczyzną, który ledwo stał, z jego głowy leciała krew.

Kazali mi się rozebrać do naga. Bili mnie w miejscu, gdzie była jeszcze krew innej osoby. Gdy się rozbierałem, dostałem kopa w genitalia, bo za długo rozwiązywałem sznurówki”

- opowiada Polak w szokującej relacji.

Potem trafił do celi gdzie było od 19 do 23 osób, choć formalnie była ona kilkuosobowa. Byli tam Ukraińcy, Rosjanie, a nawet Włoch czy Turek. Dodaje:

W celi cały czas paliło się światło, nie dało się spać. Nie było powietrza, bo było nas tak dużo. Jak o coś pytaliśmy, to zamykali taki lufcik w drzwiach”.

Stwierdził, że niektórzy w tych samych ubraniach spędzili ponad 100 godzin, słychać było także krzyki torturowanych zza ściany.

dam/PAP,Fronda.pl