Szwedzi po raz kolejny w tym roku zaatakowali obozy dla uchodźców. We wtorek w małym miasteczku na południowym zachodzie kraju podpalono dom, w którym mieszkają przybysze.

W budynku podpalonym we wtorek w Munkendel mieszkało 14 osób. Nikt nie ucierpiał w wyniku ataku, ale mieszkańcy zostali przeniesieni do innego domu. Policja prowadzi dochodzenie i szuka sprawców.

Nie jest to pierwszy przypadek ataku na imigranckie siedziby. Tylko w tym roku było ich już kilkanaście. Przykładowo w czerwcu napastnicy obrzucili budynek zamieszkały przez uchodźców ("uchodźców"?) koktajlami Mołotowa. W sierpniu zaatakowano centrum imigracyjne, tego samego dnia podrzucając też łatwopalny ładunek do ośrodka w Arborga, gdzie mieszkał Erytrejczyk... oskarżany o morderstwo. Głośno było też o śmierci 55-letniej kobiety i jej 28-letniego syna w wyniku kolejnego z ataków.

Premier kraju komentując ostatnie wydarzenia powiedział w telewizji, że jest "przerażony i zmartwiony obecną sytuacją". Naprawdę nie wiemy, czy to dobrze, gdy premier kraju jest "przerażony". Bo to znaczy chyba, że po prostu nie wie, co robić?

tag/polishexpress.co.uk/Fronda