- Jeżeli istnieje strategiczna koncepcja obronna, a miejmy nadzieję, że istnieje, to podczas obrony kraju odpowiednio rozbudowana i powszechna OT powinna stanowić podstawę – mówi były wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew.

 

Jakub Jałowiczor, Fronda.pl: 13 października zaczynają się największe w tym roku manewry Wojska Polskiego – Dragon 15. Wezmą w nich udział jednostki m.in. z USA i Niemiec, a także batalion obrony terytorialnej (OT). Czy to znaczy, że obrona terytorialna została uznana za pełnoprawną część polskiego systemu obrony?

Romuald Szeremietiew: Nie, to jest objaw pewnej nieporadności resortu obrony i tych, którzy planują tego typu ćwiczenia. Zadania, które powinna wykonywać klasyczna obrona terytorialna są innego rodzaju, niż te, które wykonują wojska operacyjne. Wojska operacyjne z natury są przeznaczone do ataku, albo do kontrataku, kiedy bronią własnego terytorium. Natomiast obrona terytorialna ma za zadanie obronę miejscową. Wojska operacyjne są mobilne, a wojska obrony terytorialnej pilnują terenu, nie ruszając się z niego. Owszem, stanowią wsparcie i zabezpieczenie działań wojsk operacyjnych, ale wtedy, gdy te zjawiają się na terenie, na którym wojska terytorialne już są. W związku z tym rodzi się pytanie, jaki charakter mają te ćwiczenia, które zostały zapowiedziane? W jakiej roli obrona terytorialna ma tam wystąpić? Zwłaszcza, że jak rozumiem te jednostki są tworzone ad hoc. Nie ma przecież w strukturze pokojowej sił zbrojnych wojsk obrony terytorialnej. Jest tylko zapewnienie, że w razie gdyby wybuchła wojna, takie oddziały zostaną sformowane. Po pierwsze, to jest za późno, bo jak wybuchnie wojna, to nie liczyłbym na formowanie czegokolwiek. A po drugie siły obrony terytorialnej trzeba właściwie wykorzystać. W 1939 r. mieliśmy obronę narodową, a więc wojska terytorialne. W pierwszej fazie walki broniły one miejscowości, w których były lokowane. A później, kiedy zapadła decyzja o wycofaniu się, te wojska wyszły w pole i zostały rozbite. Mogły rywalizować z siłami napastnika, broniąc się w umocnieniach, ale nie były w stanie mu sprostać w polu, w otwartej bitwie z oddziałami, które przeważały uzbrojeniem i siłą ognia. Tutaj jest całe nieporozumienie.

Scenariusz ćwiczeń zakłada obronę pewnego terenu, a potem kontratak. Siły biorące udział to w dużej mierze wojska pancerne – czołgi, wozy bojowe.

Ludziom odpowiedzialnym w naszym kraju za obronę cały czas się wydaje, że jedynym rodzajem wojska, jakie mamy są wojska operacyjne. Skoro pojawia się duży nacisk społeczny na tworzenie obrony terytorialnej, to żeby pokazać, że coś się robi nagle niż gruszki ni z pietruszki pada oświadczenie, że jakaś jednostka OT sformowana z rezerwistów weźmie udział w ćwiczeniach. Nikt tego nie rozumie i nie sądzę, żeby to było sensowne rozwiązanie.

Żołnierze OT biorący udział w ćwiczeniach mają być członkami Narodowych Sił Rezerwy, a nie organizacji proobronnych. Czyli te organizacje i tak pozostają poza systemem.

To jest w ogóle kwestia niezrozumienia, jaką rolę mogą i powinny odgrywać organizacje proobronne i w jaki sposób ich aktywność ma być powiązana z normalnym wojskiem. Tym normalnym wojskiem poza wojskami operacyjnymi jest obrona terytorialna. Nie ma przesłanek, aby wnioskować, że ci, którzy odpowiadają za obronę to wiedzą.

W jaki sposób jednostki OT powinny być włączone w struktury obronne kraju?

Po pierwsze, muszą znaleźć swoje miejsce w koncepcji obrony kraju. Jeżeli istnieje strategiczna koncepcja obronna, a miejmy nadzieję, że istnieje, to podczas obrony kraju odpowiednio rozbudowana i powszechna OT powinna stanowić podstawę planu. Natomiast na terenie, który jest kontrolowany i broniony przez wojska OT działają mobilne siły operacyjne, które wykonują kontrataki. Różny jest zakres działań bojowych, natomiast cały czas powinny to być jednolite siły zbrojne. Nam się wydaje, że siły zbrojne to żołnierze zawodowi w czołgach. Nie, żołnierzem jest też obywatel w mundurze, który ma broń i choć nie jest żołnierzem zawodowym, to wykonuje zadania jak najbardziej żołnierskie. Tego typu model został przećwiczony w wielu krajach. Najbardziej zaawansowana jest tu Szwajcaria. Trzeba wyciągnąć z tego wnioski, ale tych wniosków się u nas nie wyciąga. Ja spotkałem się z całkowitym brakiem zrozumienia. To, co proponuję jest traktowane jak fantasmagorie gościa, który nie wiadomo, czego się domaga, skoro wszystko jest robione jak trzeba.