Choć sprawa sądowa w trybie wyborczym, jaką marszałek Sejmu Szymon Hołownia wytoczył politykom PiS, zakończyła się ugodą, a on sam ogłosił to jako sukces – wygląda na to, że to dopiero początek poważniejszych problemów. Sprawa rzekomego zatajenia majątku może teraz trafić pod lupę prokuratury.

Powodem procesu były wpisy posłów Jacka Sasina i Sebastiana Łukaszewicza (PiS), którzy publicznie zakwestionowali uczciwość oświadczenia majątkowego Szymona Hołowni. Chodziło m.in. o zdjęcia domu, którego – według nich – nie ujawniono w dokumentach.

Sąd zaproponował ugodę, którą strony przyjęły. W jej treści znalazło się stwierdzenie, że „wątpliwości dotyczące oświadczeń majątkowych zostały wyjaśnione”. Politycy PiS zobowiązali się do usunięcia swoich wpisów, ale nie przeprosili – i jak podkreślają, nie uznali, by rozpowszechniali kłamstwa.

Hołownia triumfalnie ogłosił sukces. – PiS dziś i cnotę stracił, i rubelka nie zarobił – napisał w mediach społecznościowych.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości szybko odpowiedzieli na słowa Hołowni. Jacek Sasin zakwestionował interpretację marszałka: – Naprawdę pan tak sądzi? Prawnicy chyba nie powiedzieli, co podpisali w pana imieniu. Dodał też, że sąd nie stwierdził żadnego kłamstwa.

Z kolei Sebastian Łukaszewicz zapowiedział, że już dziś do prokuratury trafi zawiadomienie ws. nieścisłości w oświadczeniach majątkowych Hołowni. – Wyjaśnienie jednych nieprawidłowości ujawniło nowe. Teraz pora na działania organów ścigania – napisał.

Choć Hołownia deklaruje, że jego sprawa została wyjaśniona, PiS nie zamierza odpuszczać. Cała sytuacja zyskała nowy wymiar: nie chodzi już tylko o kampanijną retorykę, ale o potencjalne konsekwencje prawne dla drugiej osoby w państwie.