Zgodnie z zapowiedziami, Turcja rozpoczęła operację lądową w syryjskiej prowincji Idlib. Z końcem lutego minął termin ultimatum, jakie już dawno Recep Tayyip Erdogan postawił reżimowi syryjskiemu, żądając wycofania sił na pozycje sprzed rozpoczęcia ofensywy Damaszku. Głównym zagrożeniem dla oddziałów Baszara el-Asada są jednak tureckie drony. Rosja reaguje demonstracyjnym wysłaniem w rejon Syrii kolejnych okrętów wojennych z Morza Czarnego.



Pierwszego marca wojska tureckie rozpoczęły ofensywę w Idlib przeciwko siłom reżimu prezydenta Syrii Baszara al-Asada w odpowiedzi na ataki, które w minionym tygodniu spowodowały poważne straty wśród tureckich żołnierzy. W najkrwawszym ataku na Turków 27 lutego zginęło 33 żołnierzy. Ankara ogłosiła rozpoczynając natarcie, że nie ma intencji starcia z Rosją. Choć nie ma wątpliwości, że kilkudziesięciu tureckich żołnierzy zginęło 27 lutego z rąk Rosjan. Do nalotu doszło w nocy. Rządowe syryjskie lotnictwo działa wyłącznie w warunkach dziennych. Już 28 i 29 lutego blisko 90 syryjskich żołnierzy oraz członków szyickich milicji wspierających Asada zginęło w tureckich atakach odwetowych. Turcy twierdzą, że łącznie w dniach 27 luty – 1 marca – używając dronów – zniszczyli kilka systemów obrony przeciwlotniczej, ponad 100 czołgów, zabili 2 212 wojskowych syryjskich, w tym trzech ważnych generałów. Są to oczywiście zdecydowanie zawyżone statystyki. Prawdą jest natomiast, że 1 marca – w pierwszych godzinach Operacji Wiosenna Tarcza – Turcy zestrzelili dwa syryjskie bombowce. Rosyjskie wojsko oskarża Turków o bezpośrednie wspieranie rebeliantów na polu walki i dostarczanie im wyrzutni Stinger. To zmusiło rosyjskie samoloty do operowania na pułapie ponad 5000 metrów, aby być poza zasięgiem ręcznie odpalanych pocisków.

Zbrojne starcie Rosji i Turcji w prowincji Idlib nie leży ani w interesie Moskwy, ani Ankary. Gdyby faktycznie istniała obecnie realna groźba wybuchu wojny, choćby na ograniczoną skalę, Turcy nie pozwalaliby swobodnie przepływać rosyjskim okrętom wojennym cieśnin Bosfor i Dardanele. Od początku interwencji na jesieni 2015 roku Rosjanie przerzucają tą drogą swe siły z Morza Czarnego do wschodniej części Morza Śródziemnego (tzw. Syryjski Ekspres). Teraz w rejon Syrii Rosjanie wyprawili dwa okręty uzbrojone w pociski manewrujące Kalibr. 28 lutego dowództwo Floty Czarnomorskiej poinformowało, że z Sewastopola wyszły fregaty Admiral Makarow i Admirał Grigorowicz. Dołączą do trzeciej fregaty – Admirał Essen znajduje się na Morzu Śródziemnym już od grudnia 2019 roku. Tuż za nimi w rejon Syrii popłynął ciężki okręt desantowy Nowoczerkask. To jednostka klasy Ropucha, przystosowana do transportu czołgów. Przepłynęła Bosfor i Dardanele 2 marca w drodze do rosyjskiej bazy morskiej Tartus. Jeszcze pod koniec lutego w rejon Syrii wysłano okręt desantowy tej samej klasy Orsk.

Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.
[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]