Marta Brzezińska: Czas tuż po świętach to okres gorących wyprzedaży. Polacy ruszyli do sklepów. Polowanie na okazje to coś złego? 

Ks. Jacek Stryczek: Nie ma nic złego w przecenach! Osobiście, nie cierpię płacić pełnej ceny, uważam, że w wielu przypadkach to zwykłe naciąganie. Nie chciałbym więc wyjść na jakiegoś ascetę – lubię wyprzedaże, czy w ogóle zakupy.

 

A kiedy pojawia się moment, że przesadzamy?

 

Zakupoholizm opiera się na dwóch mechanizmach. Po pierwsze, zakupy są jakąś kompensacją braku poczucia własnej wartości. Można tu doszukiwać się analogii do bulimii. Ktoś ma w sobie poczucie pustki i próbuje je zapełnić właśnie zakupami i to jest pewien chorobliwy mechanizm psychologiczny. Drugie niebezpieczeństwo jest bardzo proste – dotyczy budżetu – musi być tyle samo przychodów, co wydatków. Trzeba brać pod uwagę swoje możliwości finansowe.

 

Mania zakupów to jeden z przejawów trawiącej nas plagi konsumpcjonizmu?

 

To nie tylko kwestia konsumpcjonizmu. Często my w ogóle mamy ze sobą różne problemy i rozwiązujemy je jakąś manią, na przykład zakupową. Kiedyś człowiek walczył o przetrwanie, musiał dużo pracować, żeby cokolwiek zarobić na podstawowe produkty. Dziś, w dobie ogólnego dobrobytu, możemy sobie pozwolić na kupowanie rzeczy, które nie są nam w ogóle do niczego potrzebne. Zakupoholizm staje się rodzajem rozrywki tak, jak chodzenie do kina, teatru, czytanie książek czy granie w piłkę. To dodatkowa przyjemność sama w sobie, bo raczej nic praktycznego z tego nie wynika.

 

Ksiądz zasłynął swego czasu postawieniem konfesjonału przed centrum handlowym. Udało się przeforsować jakieś sacrum do sfery profanum?

 

Działo się to przed świętami Bożego Narodzenia i generalnie kontekst był taki, że zamiast zajmować się w tym czasie zakupami, warto zająć się duchowością czy swoimi relacjami z najbliższymi. To było główne przesłanie. Przekomarzając się, powiem, że i tak dużo lepsze ceny są po świętach, więc opłaca się poczekać z dużymi zakupami na wyprzedaże. Przed świętami ulegamy takiej presji, że trzeba kupować, bo wszyscy to robią. 

 

A co, jeżeli kupuję rzeczy, bez których spokojnie mogę się obejść? Jeżeli kupuję kolejnę kieckę, która przez kilka miesięcy leży w szafie i nawet nie nadążam z obrywaniem metek, to grzeszę? 

 

Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie (śmiech). Powiedziałbym raczej, że jest to trochę tak, jak z kaloriami. Dziennie potrzebujemy ich – w zależności od różnych uwarunkowań – około 1500, a spożywamy dużo więcej. Samo ograniczanie się, asceza jest pewną istotną sprawą w życiu, ale – z drugiej strony – takie bezmyślne obżeranie się niewątpliwie jest grzechem, i to jednym z grzechów głównych, więc chyba w analogicznie należałoby traktować zakupy. Z psychologicznego punktu widzenia, zakupoholicy podlegają tym samym mechanizmom, co bulimicy. To najczęściej choroby wynikające z problemów emocjonalnych danej osoby.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska