Marta Brzezińska: Po dwóch lata wreszcie udało się ustalić tożsamość odnalezionego w Cieszynie chłopczyka. Dlaczego tak długo to trwało?
Dariusz Loranty: Mogę Pani powiedzieć, dlaczego policji udało się ustalić tożsamość dziecka dopiero teraz - ta wiedza wynika z mojego doświadczenia zawodowego. Po prostu wpłynęła informacja operacyjna o fakcie (bo na pewno był konflikt wewnątrz rodziny) i policja zapewne sobie tę informację przetworzyła, stąd zatrzymanie matki chłopca.
Czyli to znaczy, że gdyby taka informacja się nie pojawiła, to do tej pory nie znalibyśmy tożsamości chłopca? To chyba niezbyt dobrze świadczy o polskiej policji…
Nasz system poszukiwawczy pozostawia wiele do życzenia. Jest jednak pewien problem, jeśli chodzi o jego zmianę. Rzecz polega na tym, że policja nie posiada dobrej metody poszukiwania zaginionych ludzi. A już w szczególności małego dziecka. Policja przecież kontaktowała się z tą kobietą. Ona nawet przyprowadziła na policję inne dziecko! Jak rozpoznać, czy jest jego matką? Rozmawiać z dzieckiem. Ale dwulatek może nie chcieć rozmawiać z obcym, a już z policjantem w szczególności.
Co więc zawiodło? Kto zawinił?
Według mnie, nie zawinił system działania (choć akurat ja jestem ogromnym krytykantem systemu działań policji, ale tu nie cała wina leży po jej stronie). W tym przypadku dochodzi kwestia tego, na ile polskie społeczeństwo jest gotowe do współpracy z policją. I to niestety jest gotowość na minimalnym poziomie. Najbardziej donosicielscy w Europie są Holendrzy, potem Niemcy. Polacy plasują się na poziomie jakichś 5 proc. jeśli chodzi o współpracę z policją. Nie ma donosu, nie ma informacji. A proszę mieć świadomość, że w przypadku, o którym mówimy, rodzina pochodzi z obrzeża jakiejś patologii. Sprawa była tak nagłośniona, każdy kanał telewizyjny i radiowy mówił o zaginionym chłopcu, a jednak informacja do policji nie wpłynęła, choć niektórzy wiedzieli (domyślali się), że chłopca nie ma.
Jak to się stało? Przez dwa lata nikt z rodziny, sąsiadów nie zorientował się, że brakuje jednego dziecka?
To prawdopodobnie była rodzina, która nie utrzymywała kontaktów z sąsiadami. Po drugie, była w środowisku, które nie interesuje się swoimi wzajemnymi problemami. Proszę mieć świadomość, że lumpenproletariatu w Polsce nie brakuje. A co najważniejsze – rodzina zacierała ślady. Zmieniała miejsce zamieszkania. To była perfidna metoda działania, z premedytacją. Ośrodek zdrowia nie zaszczepił dziecka, więc powiadomiony został dom pomocy społecznej. Kiedy pracownicy MOPS dotarli do kobiety, ta przyszła i zaszczepiła inne dziecko.
Sprawa Szymona to papierek lakmusowy na nieudolność niektórych instytucji?
Sprawa Szymona dowiodła nie tylko fatalnego działania policji (swoje obowiązki na pewno zaniedbywał miejscowy dzielnicowy), ale także miejskiego ośrodka pomocy społecznej. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo jestem pewien, że podobnych wypadków jest znacznie więcej. Czy ktoś zorientowałby się, że zaginęło dziecko, gdyby nie odnaleziono ciałka? Nie ma szans. To znaczy, że system opieki społecznej i medycznej jest kulawy. A te dwa systemy powinny zazębiać się ze szkolnictwem podstawowym, tak, aby nie było możliwości zaginięcia dziecka bez śladu. W Stanach Zjednoczonych to jest nie do pomyślenia.
Jak wygląda procedura poszukiwania w przypadku zaginięcia dziecka?
Policja, szukając dziecka, poszła następującym tropem: pierwszym kręgiem badań byli rodzice wszystkich zaginionych w tym czasie dzieci – porównano ich DNA, żeby ustalić, czy chłopiec z Cieszyna nie jest ich synkiem.
Okazało się, że te nie, a informacja o zaginięciu kolejnego, TEGO dziecka, się nie pojawiała. Więc przez dwa lata chłopiec z Cieszyna pozostawał Jasiem.
Muszę to jeszcze raz podkreślić – polskie społeczeństwo mało informuje. Naprawdę bardzo mało.
Teraz już wiemy, kim są rodzice chłopca. Jakie mogą usłyszeć zarzuty?
Matka ma postawiony zarzut zabójstwa tylko po to, żeby łatwiej było ją aresztować . Ona nie będzie miała zarzutu zabójstwa, dlatego, że te obrażenia, które miało dziecko to były tzw. obrażenia komunikacyjne. Zapewne musiało dojść do jakiegoś wypadku i rodzice bali się odpowiedzialności, bo na przykład dziecko było niezapięte pasami. W przypadku śmiertelności dziecka, urazy brzucha to zazwyczaj obrażenia komunikacyjne. Gdyby dorosły je uderzył, albo kopnął, to obrażenia byłyby zupełnie inne.
Pojawiała się wersja, że siostrzyczka miała skoczyć chłopcu na brzuch…
Nie ma takiej możliwości. Raczej mogło ono na coś upaść. Oczywiście, ktoś mógłby skoczyć na dwulatka, ale wtedy jedno miejsce na jego ciele byłoby bardziej wgniecione. Obrażenia komunikacyjne powstają na skutek uderzenia o przednie siedzenie, o deskę rozdzielczą, etc. Gdyby ktoś skoczył na dziecko, to efektem byłoby na przykład uciśnięcie wątroby. Nie znam oczywiście wyników oględzin zwłok, ale z informacji podanych przez media wnioskuję, że to był wypadek komunikacyjny.
Pańskim zdaniem, matce postawiono zarzut zabójstwa, żeby łatwiej ją aresztować. Co będzie z nią dalej?
Jestem przekonany, że ten zarzut się nie utrzyma. Nie ma takiej możliwości.
To jaki zarzut postawi jej prokuratura? Nieudzielenie pomocy dziecku (taki zarzut postawiono ojcu)?
Nieumyślne spowodowanie śmierci.
Ojciec przyznał się do stawianego mu zarzutu, matka – jak na chwilę, w której rozmawiamy – wciąż się nie przyznaje.
W polskim wymiarze sprawiedliwości może sobie mówić co chce, kłamać, zmieniać zdanie, na każdym przesłuchaniu mówić coś innego. W Polsce to jest dopuszczalne.
W związku z ujawnieniem nowych faktów, sprawa chłopca z Cieszyna od razu przywołuje na myśl sprawę Madzi z Sosnowca. Nawet jeśli w obu przypadkach doszło do nieszczęśliwego wypadku, to dlaczego rodzice, zamiast ratować dziecko, pozostawiają je na pewną śmierć?
W przypadkową śmierć Madzi z Sosnowca nie wierzyłem od początku i nadal nie wierzę. Najgorsze jest tylko to, że policja wciąż nie zrobiła swojej roboty do końca. Nie znamy wciąż rzeczywistego przebiegu śmierci. Podtrzymuję jednak swoją wersję – to było perfidne działanie, ewentualnie wypadek wynikający z niechlujstwa rodziców, typu zażywanie alkoholu, narkotyków, zaniedbywanie dziecka. Jeśli chodzi o Szymona… Dlaczego ludzie tak robią? Bo to jest patologia, po prostu. To wszystko zależy od wyznawanych przez danego człowieka wartości moralnych. Nie można ludziom zabronić posiadania dzieci, ale większość chyba nie nadaje się na rodziców. Trzeba także dodać, że nie ma przestępstwa doskonałego, ale nie każde przestępstwo będzie wykryte.
Rozmawiała Marta Brzezińska