Ciężko zachować spokój obserwują kolejne brutalne ataki na ludzi, którzy domagają się prawdy o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku i szacunku dla ofiar tragedii. Nie jest łatwo opanować emocje, gdy gadające głowy, obłudni politycy, bezmyślni celebryci i inne autorytety moralne III RP starają się przekonać społeczeństwo, że to, co miało miejsce w smoleńskim lasku, zostało doskonale udokumentowane w raportach Anodiny i Millera, ci zaś, którzy podważają te materiały wyrzucani są poza margines ludzi myślących. Napisano już wiele artykułów rozbierających na części pierwsze kłamstwa przedstawiane polskiemu społeczeństwu, zarówno autorstwa strony rosyjskiej, jak i wytwarzane przez krajowe medialne tuby propagandowe, które już wielokrotnie udowodniły, że nie cofną się przed żadną podłością, byleby promować moskiewską wersję wydarzeń. Przypominano też oczywistość: na Kremlu zasiadają ludzie byłej KGB, którzy są zdolni do wszystkiego - jak więc można mieć zaufanie do prowadzonego przez nich śledztwa? Jak można bezmyślnie posiłkować się informacjami podawanymi przez rosyjskie media, które są całkowicie kontrolowane przez Moskwę? Jeśli ktoś przy zdrowych zmysłach stara się przekonać opinię publiczną, że Władimirowi Putinowi i jego podwładnym zależy na dotarciu do prawdy o katastrofie pod Smoleńskiem – to mamy do czynienia albo z kompletnym idiotą, człowiekiem który nie potrafi wyciągać wniosków z najprostszych faktów, albo ze zdrajcą i tchórzem, który gardzi Polską i Polakami.

„Ludzka” twarz Kremla?

Nie trzeba być czytelnikiem prawicowych, konserwatywnych mediów, by wyrobić sobie opinię o współczesnej Rosji. Państwie bezprawia, oligarchów, kryminału – rządzonego przez tajne służby, które nie różni od tych z czasów sowieckich nic oprócz nowej nazwy. „Gazeta Wyborcza” i pokrewne jej media, nieraz ukazywały ten kraj jako zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej i nie ukrywały, że ciężko określić Władimira Putina jako człowieka kierującego się zasadami „cywilizowanego świata” (ze wszystkimi jego przywarami i słabościami). Oczywiście, zawsze stosowano okrągłe zdania, starano się ukazać pewną niemożność zaistnienia innego, bardziej sprawiedliwego i po prostu ludzkiego systemu w tym rejonie świata. Jeśli ktoś starał się jednak pojedyncze artykuły złożyć w jedną całość, to wychodziło mu coś, co w dużym stopniu pokrywało się z obrazem współczesnej Rosji. Stosując nawet najlepsze metody manipulacji nie da się ukryć ogromu zła i zepsucia tego systemu, dlatego też aby utrzymać kraje „bliskiej zagranicy” w pewnej zależności, wciąż najskuteczniejszą metodą okazuje się strach. Jest to sposób o wiele bardziej skuteczny niż przekonywanie przez rządzącą PO i jej medialnych pomocników, że możemy się z Kremlem pojednać. Pomimo zmasowanej, posmoleńskiej propagandy większość Polaków wciąż uważa to państwo za niebezpieczne i obawia się możliwości zadarcia z Kremlem. Wieki doświadczeń moskiewskiej przemocy i niedawne, komunistyczne wspomnienia powodują, że wciąż obawiamy się imperialnych ambicji Kremla. Przez to duża część naszego narodu nie jest gotowa poprzeć odważnej polityki polskich władz, polegającej na bronieniu naszych interesów w relacjach z Rosją. Sytuację pogarsza fakt coraz bliższej współpracy niemiecko-rosyjskiej i to, że Berlin daje Warszawie do zrozumienia: żadnych kłótni z Moskwą, gdyż może to popsuć nasze interesy.

Specyficzny PR

Kreml nie chce być lubiany. Car Putin i każdy, kto go kiedyś zastąpi, będzie opierać swoją władze na połączeniu strachu z kłamstwem – to od wieków podstawa tworzonego przez Moskwę systemu. Nie musi się to objawiać grożeniem światu wojną atomową, jak to czynią kolejni przywódcy Korei Północnej, Moskwie zależy bowiem na tym, by nie musieć wypowiadać nazbyt mocnych słów, ale by ci, do których są one skierowane rozumieli, że mają do czynienia z ludźmi, wiedzącymi jak osiągać swoje cele. A ponad to, że nie boją się w ich zdobyciu iść po trupach, co wielokrotnie już udowodnili. Dla nikogo nie powinno stanowić tajemnicy, że rządzący Rosją mordują niezależnych dziennikarzy i wszystkich tych, którzy ośmielą się im przeciwstawić. Mamy też w pamięci, co Rosjanie wyczyniali w Czeczenii i że byli gotowi wysadzić w powietrze własnych obywateli byleby znaleźć uzasadnienie dla wywołania konfliktu. Także ostatnie lata to pokaz gołej siły zarówno podczas ataku na Gruzję, przy zakręcaniu kurka Ukrainie czy Białorusi, jak i w trakcie nacisków na państwa nadbałtyckie. Putin doszedł do władzy jako przywódca, który nie boi się pobrudzić sobie rąk krwią, niestety, współcześni Rosjanie, choć na pewno nie można ich identyfikować z tamtejszym systemem władzy, wciąż, w dużej mierze marzą o potędze, co oznacza, że będą popierać ludzi putinopodobnych także w przyszłości. Nie jest to dobra wiadomość ani dla Polski ani dla naszego regionu ani dla świata.

Przetracone kręgosłupy

Polacy wcale nie są tak naiwni w kwestii smoleńskiej, jakby to się mogło wydawać zarówno rządzącym i ich medialnym pomagierom, jak i rwącej włosy z głów opozycji, rozczarowanej postawą dużej części społeczeństwa „łykającego” medialne manipulacje. W pewnym sensie sprawdziły się najgorsze przewidywania tych, którzy opisywali słabości współczesnych Polaków, ich zakompleksienie, zapatrzenie w zachodnie wzorce i odcinanie się od bohaterskiej spuścizny poprzednich pokoleń. Tragedia Smoleńska ukazała, jak trafne były osądy prof. Zbigniewa Legutki w „Eseju o duszy polskiej” czy Rafała Ziemkiewicza w „Polactwie” dotyczące słabości polskiego społeczeństwa. Duża jego część odczuwa bowiem wewnętrzną niechęć do polskości, utożsamiając ją nie z tym, co dobre i słuszne w historii i tożsamości naszego narodu – gdyż często nie jest tego świadoma,  ale z wadami wynikającymi systemu, ludzkimi słabościami, czy porównują z wypaczonym medialnie obrazem mitycznego Zachodu. Znaczna część społeczeństwa nie jest gotowa na przyjęcie konsekwencji bycia Polakami i geopolitycznych uwarunkowań, które determinują w dużej części politykę jaką powinien prowadzić nasz kraj.

Nie być strefą buforową

Przyklejenie się do Berlina i schodzenie z oczu Moskwie nie jest metodą, która na dłuższym etapie zapewni Polsce bezpieczeństwo i rozwój. Obawiam się, że realizujący tę politykę przedstawiciele partii rządzącej albo łudzą się, że taka postawa zapewni im wieczne rządy, gdyż będą wspierani przez mocarstwa, albo rzeczywiście uznali, że musimy się pogodzić ze zmniejszającą się z każdym rokiem suwerennością i mentalną niezależnością. Obie te tendencje są dla naszego narodu nie tylko groźne ze względów rozwojowych czy gospodarczych, ale przede wszystkim tożsamościowych, a co za tym idzie stawiają pytanie o sens istnienia naszego państwa. Patrząc przez ten pryzmat na kwestię Tragedii Smoleńskiej musimy wziąć pod uwagę strach Polaków przed konfrontacją z Rosją i wypracować strategię polegającą na obniżaniu go, poprzez działania skierowane na wzmacnianiu, a często nawet zaszczepianiu dumy narodowej, przekonywaniu, że wbrew niekorzystnym uwarunkowaniom możemy Kremlowi pokazać, że nie jesteśmy przestrzenią buforową, ale niezależnym graczem, który będzie walczył na arenie międzynarodowej o swoje. Chcąc nie chcąc, Smoleńsk staje się wyznacznikiem polskości i czynnikiem, który może pomóc w odbudowaniu wspólnoty wolnych, dumnych i odważnych Polaków.

Aleksander Kłos