„Noworosji nie ma. My oczywiście stosujemy tę nazwę, ale to falstart. Szczerze mówiąc, Noworosja pozostała w sferze idei, która się nie ziściła”. To słowa rosyjskiego politologia Aleksandra Borodaja, który jeszcze niedawno był „premierem” samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej.

„Nie próbowałem walczyć o władzę w Noworosji i zrezygnowałem ze stanowiska między innymi po to, by unikać podobnych sytuacji. I wzywam, by mnie w tej kwestii naśladować” – dodaje Borodaj.

Separatyści pogrążają się w wewnętrznych sporach. Niedawno zabito Aleksandra Biednowa, szefa sztabu 4. Batalionu armii Ługańskiej Republiki Ludowej. Mord był elementem zwykłych porachunków. Według Igora Striełkowa, byłego przywódcy separatystów, jest to jeden z dowodów na klęskę projektu Noworosji. Striełkow uważa, że wina leży po stronie rosyjskich przywódców. Ludzie zostali pozostawieni bez pomocy: są głodni i marzną. Pojawiają się doniesienia o przypadkach śmierci głodowej; niedługo w Donbasie może być w nocy nawet 28 stopni mrozu, co z pewnością przyczyni się do wielu kolejnych zgonów.

Sytuacja jest tragiczna między innymi dla emerytów: Ukraina nie finansuje już utraconych terenów i mieszkańcy muszą po własną emeryturę, rentę czy zasiłek przeprawiać się do miejsc kontrolowanych przez Kijów. Chodzi tu o 1,4 mln ludzi.

Do tego brakuje pracy, bo wiele firm po prostu przestało działać. Szerzy się terror i prześladowania wszystkich, których podejrzewa się o „sprzyjanie Ukrainie”.

kad/forsal.pl