Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Politycy PiS często podnoszą ostatnio kwestię reparacji wojennych dla Polski, jednocześnie zwracając uwagę, że powinniśmy walczyć o to już wcześniej. Jak to możliwe, że przez lata ta sprawa nie została tak naprawdę uregulowana?

Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, PiS: Uśmiecham się za każdym razem, gdy mówię, że pierwszą reparacją wojenną od Niemiec była akcja żołnierzy oddziału „Osa”-”Kosa-30”, oddziału specjalnego AK, którzy na początku sierpnia 1943 roku, po rocznym przygotowaniu do tej akcji, zrabowali 106 milionów złotych z samochodu bankowego, zabijając przy okazji kilku Niemców. Mówię to półżartem, ale może też trochę pół serio.
Oczywiście, Polska nie może odkręcić czegoś, co działo się poza naszymi plecami w okresie komunizmu, gdy Związek Sowiecki razem ze swoim wasalem- komunistycznymi Niemcami, czyli NRD, ustalał zrzeczenie się przez Polskę roszczeń. Natomiast Niemcom, którzy dziś powołują się na to, mówiąc o ciągłości państwa polskiego w kontekście respektowania decyzji, które zapadły w PRL, chciałbym przypomnieć, że nie respektują przecież tego, co robiła NRD. Dlaczego więc powołują się dziś na to, co zrobiła PRL lub czego nie zrobiła, a powinna zrobić ?

Dlaczego ta sprawa jest dla nas tak ważna?
Sprawa reparacji dla Polski ma charakter historyczny, prawny i polityczny i należy podnosić tę kwestię w każdym jej wymiarze. Przypomnę, że najwcześniej uczynił to prof. Lech Kaczyński, który wówczas był prezydentem Warszawy. Prezydent Kaczyński powołał specjalny zespół, na czele z prof. Wojciechem Fałkowskim- obecnym wiceministrem obrony narodowej. Zespół obliczył, że straty, jakie poniosła Warszawa, opiewają na kwotę rzędu 4 mld złotych. W w przypadku Polski były to straty znacznie większe. Co więcej, mówimy nie tylko o stratach materialnych, bo przypomnę, że Polska zajmuje pierwsze miejsce wśród wszystkich krajów podcza II wojny,gdy chodzi o procentowa ilość obywateli, którzy zginęli- u nas te straty sa rzędu 17% Dlatego ta sprawa będzie podnoszona, będzie jednym z priorytetów polskich władz. Nie odpuścimy tego.

Zdaniem niemieckich władz, wszystko zostało już uregulowane. Z drugiej strony mamy wypowiedzi polityków opozycji lub niegdyś prominentnych polityków rządu PO-PSL, którzy uważają, że żądania Polski są absurdalne, że to element budowanej przez PiS polityki antyniemieckiej, a nawet, że jest to próba wypowiedzenia Niemcom „wojny” i oczywiście, wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej
Nie dziwię się Niemcom, ponieważ to oczywiste, że na początku negocjacji muszą zająć stanowisko zaporowe, aby, ewentualnie później wypracować jakiś kompromis. Bardzo dziwię się natomiast politykom, którzy, choć reprezentują polskich wyborców, w tej sprawie są tak naprawdę „ambasadorami”, by nie powiedzieć „sługusami” Berlina. Głosy przeciwko reparacjom de facto służą interesowi narodowemu Niemiec, interesowi państwowemu Republiki Federalnej. Tego rodzaju postawę uważam za skandaliczną i nie obchodzi mnie, czy wynika ona z głupoty, czy stąd, że nienawiść do rządu Prawa i Sprawiedliwości, jest dla nich ważniejsza, niż miłość do własnego kraju.

W ostatnim czasie niemiecka prasa i niemieccy politycy, nieraz bardzo ostro i krytycznie wypowiadają się o sytuacji w Polsce. Kiedy natomiast obecny polski rząd usiłuje walczyć o swoje, spotyka się z krytyką, z zarzutami, że dąży do wyprowadzenia naszego kraju z Unii. Jak powinna wyglądać nasza obecność w UE, zwłaszcza w kontekście tej trudnej kwestii, którą są reparacje i w obliczu dość trudnych relacji z jednym z czołowych państw tej wspólnoty
To oczywiste, że w XXI wieku integracja integracją, ale państwa narodowe, mimo wszystko, kierują się własnym interesem. I Niemcy właśnie to robią. Nie dziwmy się, że wykorzystują instytucje europejskie dla własnych spraw. Zamiast oburzać się, że Unia zezwalała na dotacje państwowe dla niemieckiego przemysłu stoczniowego, a nie zezwalała, rękami unijnych komisarzy, na takie same dotacje dla polskiego przemysłu, starajmy się raczej wymusić na UE takie samo traktowanie Warszawy jak Berlina.
Oczywiście, Niemcy są dla Brukseli największym płatnikiem netto. Są równocześnie krajem, który ze swojej obecności w Unii potrafi wyciągnąć największe korzyści. Wyraźnie widać to w polityce europejskiej Niemiec w ostatnim czasie. I cóż: Niemcy robią swoje, my również będziemy robić swoje.

Bardzo dziękuję za rozmowę.