Rosjanie pojawili się najpierw nad Norwegią, a potem zbliżyli się do północnych granic Wielkiej Brytanii. Bombowce ominęły Wyspy od północy, Irlandię od Zachodu i ruszyły nad zachodni kraniec Kanału La Manche. W tym rejonie samoloty rosyjskie pojawiły się po raz pierwszy. Cała misja trwała 19 godzin.

We wszystkim tym nie było niczego dziwnego, bo rosyjskie maszyny od dawna często prowokują europejskie lotnictwo. Jednak tym razem jeden z bombowców miał mieć według „Sunday Express” na pokładzie broń atomową. Broń nie była jednak uzbrojona: to wymagałoby bezpośredniego rozkazu prezydenta Putina.

Do Biura Spraw Zagranicznych w Londynie wezwano rosyjskiego ambasadora, Aleksandra Jakowienkę. Ten oświadczył, że wszystko dokonało się zgodnie z międzynarodowymi przepisami.

bjad/tvn24.pl