Anną Kołakowską zajęła się szukająca wrogich sobie ofiar „Gazeta Wyborcza”. Zbrodni radnej z Gdańska jest wiele. Kołakowska sprzeciwiła się między innymi nadaniu jeden ze szkół imienia Tadeusza Mazowieckiego. Innym razem pozwoliła, by jej córka protestowała przeciwko bluźnierczym ekscesom pseudoartystów, którzy pod szyldem „Golgota Picnic” obrażali Ukrzyżowanego. Nie dość jednak na tym. Kołakowska ważyła się też sprzeciwić promocji dewiacji i protestowała przeciwko gdańskiej paradzie homoseksualistów.

Oczywiście – takich rzeczy nie można robić bezkarnie. A jako, że Kołakowska pracuje w szkole, sprawą zajmą się wojewoda pomorski, kurator oświaty i rzecznik dyscyplinarny. Dlaczego? Jest pretekst. Radna wraz z rodziną usiadła po prostu w poprzek drogi, po której kierowała się dewiacyjna demonstracja zmierzając do gdańskich krzyży. Protestujących przeciwko obrażaniu katolickiej Tradycji Polski zgarnęła policja i ostatecznie zabrała na komisariat, gdzie zapowiedziała postawienie zarzutów. Tak relacjonował całe wydarzenie Andrzej Kołakowski, mąż radnej, w rozmowie z „Radiem Maryja”.

Tak wygląda dzisiaj Polska. Ludzie, którzy otwarcie szydzą z Pana Boga i chcą promować obrażające Go zwyczaje mogą robić, co tylko zechcą. Wznosząc hasła antypolskie – a takie są siłą rzeczy wszystkie hasła, które godzą w nauczanie Kościoła świętego – chcą podejść pod krzyże symbolizujące ofiarę Polaków walczących o wolność katolickiej Ojczyzny od okupantów. Ci, którzy próbują ich powstrzymać w trosce o cześć przynależną naszemu Panu i Polsce samej, są represjonowani.

To jest Polska Platformy Obywatelskiej. To jest stan rzeczy, którego musimy się wstydzić. Wolność do obrażania Boga i naszej tradycji nie jest wolnością, a godnym pożałowania wynaturzeniem. 

bjad