Fronda.pl: Kampania wyborcza wprawdzie na gorącym finiszu, ale już teraz można podsumować jej najmocniejsze akcenty.

 

Rafał Ziemkiewicz: Tym razem mit o osławionym, legendarnym pijarze Platformy Obywatelskiej legł w gruzach. PO zrobiła kampanię równie nieudaną, jak w trakcie wyborów prezydenckich. Oczywiście, trudno w tej chwili ostatecznie przesądzać, ale chyba musiałby się wydarzyć jakiś cud, żeby PO wygrała wysoko i bardzo przekonująco. A już w ogóle nie ma co marzyć o tym, co było celem Platformy, czyli o takim zwycięstwie wyborczym, które dałoby jej możliwość samodzielnego stworzenia rządu. To niewątpliwie było jej zamiarem.

 

Jaki błąd popełniła Platforma?

 

Myślę, że ten sam, co PiS cztery lata temu, stąd spodziewam się takiego, a nie innego wyniku wyborów. Platforma postanowiła jeszcze raz wygrać tę samą wojnę. Jak przysłowiowi generałowie, którzy prowadzą poprzednią wojnę, a nie tę, która toczy się w tej chwili. PO postanowiła oprzeć się na założeniu, że większość Polaków jest optymistyczna i łatwo będzie się odwołać do ich opinii, obiecując, że wszystko będzie dobrze i pokazując przywódców zachodnich, którzy przyjeżdżają do Polski. Ani Polacy nie okazali się optymistyczni, ani przywódcy zachodni nie mieli zamiaru do Polski przyjeżdżać, a na dodatek polska prezydencja nie okazała się wielkim sukcesem propagandowym. To wszystko wypadło dość słabo.

 

A jak w tym kontekście prezentuje się kampania PiS?

 

Kampania Prawa i Sprawiedliwości, w obrębie tego wszystkiego, co można zrobić, nie zmieniając generalnie wizerunku partii, była bardzo dobra. Udało się zgromadzić ludzi młodych i znacznie rozszerzyć elektorat, na który PiS może liczyć. To nie jest elektorat, który pozwalałby na wysoką wygraną w wyborach, myślę jednak, że w tych wyborach PiS jeszcze nie gra o wysoką wygraną. Raczej o zepchnięcie Platformy w taką niewygodną trójkoalicję blokującą PiS, która nie będzie mogła przetrwać pełnej kadencji.

 

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta – na tej „wojnie” o elektorat całkiem sporo ugrał Palikot...

 

Oczywiście zaskoczeniem jest wysoki wynik Palikota, co jest efektem posypania się kampanii Platformy. PO straciła tego straszaka pt. „Jeśli nie my, to PiS”. Do tej pory ten histerycznie antypisowski elektorat był wykorzystywanym przez Platformę argumentem, że cokolwiek by się nie stało, to koniecznie trzeba zagłosować na partię Tuska, bo każdy głos nie oddany na Platformę, jest głosem oddanym na PiS i Kaczyńskiego. W tej chwili lęk przez PiS na tyle osłabł, że to już przestało działać.

 

 

W ubiegłym tygodniu pojawiły się w mediach informacje o ewentualnej bombie, która miałaby być odpalona przez PO na koniec kampanii. Spodziewa się Pan jeszcze czegoś takiego, czy to już raczej bomba rozbrojona przez te wyciekające doniesienia?

 

Myślę, że ta ewentualna bomba na pewno nie będzie dotyczyć Smoleńska, bo w tej sprawie było już wiele zdyskredytowanych i niewątpliwie kłamliwych wrzutek, jak na przykład ta o rzekomej kłótni gen. Błasika z pilotem, słowa o debeściakach czy o tym, że jeśli piloci nie wylądują, to ktoś będzie się och mocno czepiał. To po prostu byłoby już mało wiarygodne. Odpalanie bomby w ostatniej chwili kampanii jest niebezpieczne, bo mówiąc językiem saperskim, taka bomba czasem urywa łapy temu, kto ją odpala. Tego też doświadczył PiS cztery lata temu, przegrzewając temat posłanki Sawickiej, który wprawdzie w pierwszej chwili dobrze zadziałał, ale telewizja publiczna, o której mówiono wtedy, że jest pisowska, zaczęła to na okrągło powtarzać, i efekt był odwrotny od zamierzonego. Polacy już nauczyli się wobec takich wrzutek z ostatniej chwili być dość ostrożni. Trudno zresztą powiedzieć, czego by ta bomba miała dotyczyć, bo Platforma „macała” już na różnych polach. Ostatecznie skupiła się na kwestiach gospodarczych. Tutaj jest wprawdzie mało wiarygodna, ale rzeczywiście może korzystać z nieco lepszego wizerunku. Natomiast nie bardzo wyobrażam sobie jakąkolwiek bombę w tym temacie.

 

A po stronie PiS mógłby się znaleźć jeszcze taki potężny ładunek?

 

Tak, taką bombę prędzej mógłby odpalić PiS. Zważywszy, że w środę odbędą się rozmowy w ramach szczytu energetycznego, co do których istnieje podejrzenie - niepotwierdzone przez rząd - że mogą być podpisywane pewne daleko idące zobowiązania dotyczące np. gazu łupkowego. I tutaj oskarżenie, że w ostatniej chwili przed wyborami Platforma usiłuje coś sprzedać, byłoby o tyle prawdopodobne, co skuteczne. Tym bardziej, że sławną wrzutką senacką PO sama ustanowiła prawo, które pozwoliłoby „odpalić” taką informację w ostatniej chwili. Ale to są tylko spekulacje z mojej strony.

 

Przedwyborcze straszenie PiS okazało się nieskuteczne, więc w mediach pojawiają się już czarne scenariusze, co będzie jeśli Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory. Lech Wałęsa straszył dziś, że czeka nas wojna domowa, wielki bojkot i anarchia. Czy to nie jest pewne zakamuflowane wezwanie do zakwestionowania wyborczego wyniku, jeśli PiS wygra wybory?

 

Jest to jeden ze scenariuszy, które są bardzo prawdopodobne. Z uwagi na decyzję o niedopuszczeniu do wyborów komitetu Nowej Prawicy te wybory rzeczywiście mogą zostać zakwestionowane. Myślę, że trwa gorączkowe badanie i gorączkowe focusy, które mają dać władzy odpowiedź na pytanie, czy gdyby posunięto się do unieważnienia wyborów wygranych przez PiS, to czy w powtórzonych wyborach udałoby się zmobilizować więcej tzw. lemingów, żeby przyszli do urn wyborczych i zagrodzili drogę „faszystom”, czy też efekt byłby odwrotny, tzn. Polacy uznaliby, że to jakieś totalne szalbierstwo i „ściema”, a kolejne wybory PiS wygrałby z jeszcze lepszym wynikiem. Oczywiście, te decyzje podejmuje niezależny sąd, ale ja już mam swoje lata w III RP spędzone i swoje zdanie na temat niezależności polskich sądów.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska