Przemówienie prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera w Warszawie zostało w Polsce przyjęte bardzo dobrze. Polityk kajał się, przepraszał i prosił o wybaczenie, mówiąc wprost o bezmiernej niemieckiej winie i odpowiedzialności, której nigdy nie da się usunąć.

PiS mówi dziś, że to konsekwencja nowej polskiej polityki historycznej - twardej i opartej na prawdzie. I to nie jest przesada. Przypomnijmy co mówiła wcześniej kanclerz Angela Merkel. I IX 2009 roku zamiast przepraszać Polaków za niemieckie zbrodnie... oskarżała nas o zbrodnie przeciwko Niemcom.

"1 września to dzień żałoby za cierpienia i pamięci o winie Niemiec, które rozpoczęły wojnę" - mówiła wtedy Merkel w oficjalnym wystąpieniu na 70. rocznicę wybuchu wojny. Jak dodawała, dzień ten jest jakoby "dniem ufności, ze możemy współpracować jako przyjaciele i partnerzy". A potem uderzała w Polaków. W rozmowie z telewizją ARD mówiła o wypędzeniach.

"Nie można raz po raz rozdrapywać wielu ran" - postponowała Polaków. Broniła następnie utworzenia w Berlinie placówki o wypędzonych. "Niemcy napadły na Polskę. Niemcy przysporzyli światu niezmierzonych cierpień. Ale wypędzenie ponad 12 milionów ludzi z obszarów byłych Niemiec i dzisiejszej Polski jest oczywiście niesprawiedliwością i to należy nazwać po imieniu" - mówiła bezczelnie kanclerz Merkel.

Jak na tym tle ocenić wystąpienie Steinmeiera? Krótko: wyraźnie widać, ile się w Polsce zmieniło przez ostatnie 4 lata. Już nie jesteśmy niemieckim popychadłem, do czego parła klika Tuska i postkomunistów. I dlatego jest takie wycie...

bsw