Nauka po Gowinie

Minister Gowin odszedł. Nie znaczy to, że stracił zupełnie wpływ na funkcjonowanie szkolnictwa wyższego. Jego ugrupowanie, zgodnie z umowa koalicyjną, zachowało prawo do desygnowania kandydata na kolejnego ministra. Ma być nim podobno profesor uniwersytecki związany z Porozumieniem. Myślę więc, że profesor ten będzie prowadził politykę kontynuacji i na bieżąco korzystał ze wskazówek swojego poprzednika.

Po wprowadzeniu, zaprojektowanej przez ministra Gowina i jego młodych współpracowników, nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, uczelnie zaczęły szybko odczuwać jej skutki. Niestety wszystko to, przed czym ostrzegali liczni pracownicy naukowy, sprawdziło się w stu procentach. Autonomia wyższych uczelni zniknęła, zastąpiła ją dyktatura rektorów i mianowanych przez nich urzędników. Zniknęły też bogate w uprawnienia rady wydziałów, a elity profesorskie zastąpione zostały elitami nominowanymi przez rektora, rządzącymi w koalicji z administracją uczelni o ambicjach (i wyłącznie ambicjach) menadżerskich. Pojawiły się nowe ciała: rady uczelni (kosztowne i właściwie nie wiadomo po co istniejące), szkoły doktorskie (wypierające relacje mistrz-uczeń w kształceniu doktorantów), rady dyscypliny (udające dawne rady wydziałów, ale o bardzo okaleczonych kompetencjach). Senaty wprawdzie istnieją, ale ich rola jest raczej dekoracyjna. Uczelnie zastąpione zostały (wbrew wielowiekowej tradycji) przez korporacje, rządzone silną ręką przez dobrze opłaconych szefów-rektorów.

Czy przekłada się to na jakość nauki? Pozornie tak. Wielu naukowców potrafi wypełnić normy punktowe i mieć dzięki temu święty spokój. Problem w tym, że owe normy punktowe wcale nie przekładają się na wysokie osiągnięcia naukowe. Jest sporo metod osiągania tych punktów. Różnymi sprytnymi sposobami (nie będę ich opisywał!!!) wypełnia się minima, a potem można spokojnie pracować. Np. pisać książki. Znam uczelnie na których za wysoko punktowane rektor przyznaje dobre nagrody. Za książki nie dostaje się nic. Za trzecią książkę w czteroletnim okresie ewaluacji punktacja wynosi: zero! Tak Kochasiu - zdaję się mówić Ministerstwo - dwie książki w ciągu czterech lat możemy jeszcze tolerować, ale trzecia to fanaberia! Cały system punktowania czasopism i wydawnictw budzi oburzenie i uważany jest wprost za absurdalny. No bo jak może budzić szacunek system, który pozbawił wysokich norm punktowych prawie wszystkich regionalnych pism humanistycznych? Nawet znakomite Komunikaty Mazursko-Warmińskie czy kapitalny Łambinowicki Rocznik Muzealny nie mieszczą się na wysokich półkach punktowych. Regionalistyka to sól humanistyki polskiej – wykańcza się ją w sposób bezwzględny. Lepiej jest publikować modne teksty o feminizmie lub LGBT w wysoko punktowanych pismach zachodnich.

Starsi – i wiekiem i doświadczeniem profesorowie, szturchani i popychani przez młodych specjalistów-technokratów, speców od punktów i indeksu Hirscha z utęsknieniem czekają emerytury. Czy nowy minister coś zmieni, zaradzi, uratuje? Wątpię. Obym się mylił!

 

Wojciech Polak