Gen. rez. Leon Komornicki stwierdził, że „nie jesteśmy w stanie obronić kraju”. Jaki jest cel takiej wypowiedzi? Czy jest to po prostu stwierdzenie faktów, czy ma jakieś drugie dno?

Trudno dociec, co powodowało gen. Komornickim, że taką opinię wygłosił, ale zgodnie ze znaną definicją konia w pierwszej polskiej encyklopedii „Nowe Ateny” „koń jaki jest, każdy widzi” - generał jest tylko kolejnym, który dostrzega marny stan naszej obronności. Można się cieszyć, że dziś nie ma bezpośredniego zagrożenia, które sprawiłoby, że trzeba by było przeciwstawić się konkretnemu niebezpieczeństwu. Tylko taka jest pociecha. Jak wiadomo od lat mówię o tym, że niewłaściwie przygotowujemy system obronny i, że armia, którą obecnie dysponujemy nie będzie w stanie bronić granic kraju, nawet z racji na wielkość – jest malutka, a terenu do obrony mamy dużo. Już tylko takie zestawienie pokazuje, jaki jest rzeczywisty stan obronności Polski. Pytanie, które się pojawia, czy to dostrzegają władze państwowe, czyli ludzie odpowiedzialni za stan obronności, a jeżeli dostrzegają, to jakie działania naprawcze są podejmowane?

Gen. Leon Komornicki w latach 80. był m.in. słuchaczem Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR w Moskwie. Jak na jego opinie na temat stanu obronności naszego kraju można spojrzeć biorąc pod uwagę jego przeszłość?

Sądzi Pani, że fakt tego szkolenia w Moskwie może mieć przy okazji wypowiedzi generała jakiś agenturalny antypolski kontekst?

Nie wiem, tylko się zastanawiam. Wiadomo, że podczas takich szkoleń ludzie byli werbowani, a biorąc pod uwagę słabość lustracji, trzeba być ostrożnym.

Generał Komornicki ma za sobą nie tylko „moskiewskie” nauki, ale również długą służbę w Wojsku Polskim w III RP. Myślę, że było dużo czasu, żeby sprawdzić czy w jego przypadku jakieś zależności posowieckie występują, czy nie. Ja niczego takiego nie dostrzegam. Z racji na moje przekonania antykomunistyczne nie robiłem kariery w Ludowym Wojsku Polskim i szkoleń w Moskwie, a przecież mój punkt widzenia na stan naszej obronności jest również bardzo krytyczny.

Jaki jest wobec tego faktyczny stan polskiego systemu obrony?

Zbudowano siły zbrojne, które mogą wykonywać zadania poza granicami kraju. Zapomniano, że podstawowym obowiązkiem wojska jest obrona granic i niepodległości. Panował pogląd, że w Europie nie grozi wybuch konfliktu wojennego a kontynent będzie terenem pokojowej współpracy. Widziano natomiast zagrożenia z dala od naszych granic i Polska jako lojalny i odpowiedzialny członek NATO przygotowywała siły zbrojne do wykonywania zadań uznawanych w NATO za potrzebne. Mieliśmy uczestniczyć w stabilizacji rejonów zapalnych w świecie. Ten pogląd sformował model sił zbrojnych RP. W Polsce zrezygnowano z poboru i szkolenia rezerw, stworzono małą armię zawodową. Podstawową troską było, aby mieć armię „mobilną” zdolną do wykonywania zadań ekspedycyjnych, na innych kontynentach.

W 2014 roku okazało się, że konflikty wojenne w Europie są jak najbardziej możliwe. Mało tego, dziś dwa narody europejskie – Ukraińcy i Rosjanie – toczą wojnę. W tej wojnie sąsiad Polski - Ukraina został zaatakowany przez drugiego naszego sąsiada, Rosję. Dopiero wówczas ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo Polski zaczęli się zastanawiać co się stanie gdyby ta wojna z Ukrainy przeniosła się w polskie granice. Okazało się, że byłby kłopot z obroną. Posypały się więc zapewnienia, że przecież Rosja nie odważy się zaatakować kraju należącego do NATO, a nawet gdyby odważyła się, to NATO Polskę obroni. Wreszcie kierujący siłami zbrojnymi spostrzegli, że zdolnościami ekspedycyjnymi nie da się Polski obronić. Przypomniano sobie, że mamy dziurawą obronę powietrzną, nie mamy systemów rakietowych, które byłyby w stanie strącić np. rakiety Iskander. Tymczasem w społeczeństwie pojawiło się oddolne dążenie, aby przygotować się do obrony kraju. W MON próbowano odpowiedzieć na tę potrzebę, ale zrobiono to nieudolnie. Proponowane przeze mnie tworzenie wojsk Obrony Terytorialnej nie znalazło właściwego zrozumienia. Resort brnie zresztą dalej w ten sam ślepy zaułek zapowiadając wydanie dziesiątków miliardów złotych na bojowe środki ofensywne, które nie zapewnią Polsce skutecznej obrony. Potrzebę utworzenia OT usiłuje się wykonać dokonując jakieś reformy nieudanego przedsięwzięcia Narodowych Sił Rezerwowych. Można zresztą spotkać się z poważnymi zapewnieniami MON, że wojska OT są, ale takie bardziej „tajne”, a ujawnią się, gdy będzie wojna.

Gen. Leon Komornicki stwierdził, że przydałaby się współpraca ze strażą pożarną, ze strażą graniczną, z żandarmerią, również wskazał na brak „wojsk narodowej obrony państwa".

Potrzebne jest znacznie więcej. Przypomnijmy, że gen. Komornicki jest oficerem wojsk operacyjnych, a więc z mentalnością traktowania wojsk obrony terytorialnej jako formacji pomocniczej dla uważanych za „prawdziwe wojsko” wojsk operacyjnych. Natomiast według mnie siły OT powinny być podstawowym elementem naszej obrony. I ma to być wojsko, żołnierze służący w innym systemie, nie koszarowy. To mają być obywatele przygotowani do obrony swoich domów. Warto by zapytać jak gen. Komornicki rozumie te „wojska narodowej obrony państwa”? W moim przekonaniu powinien pojawić się nowy rodzaj sił zbrojnych, obok wojsk lądowych, sił powietrznych i marynarki wojennej właśnie wojska terytorialne.

[koniec_strony]

Jako jednym z błędów, które wypunktował gen. Komornicki jest zła dyslokacja garnizonów, które rozrzucone są w pobliżu północnej, zachodniej i częściowo południowej granicy, powodując „dziurę” na Wschodzie Polski. Naprawdę tak to u nas wygląda?

Tak, to prawda. Przedtem zakładano, a czym władze polskie nie chwaliły się, że w razie wojny NATO będzie się bronić na linii Odry i Nysy. Stąd pozostawienie garnizonów WP na zachodniej granicy Polski. Później usłyszałem wypowiedź premiera Tuska, że w NATO zrozumiano, iż trzeba będzie się bronić na linii Wisły. Na wschód od Wisły mamy jednak sporo terytorium, więc pytanie, czy jest ono od razu przeznaczone pod okupację? Może jednak będziemy się bronić poczynając od granicy z obwodem kaliningradzkim i tylko wsparcie NATO dostaniemy dopiero broniąc się na Wiśle. Nie wiadomo. Jeśli jednak bronilibyśmy się od północnego – wschodu, to generał Komornicki ma rację krytykując dyslokację naszych wojsk. Większość brygad wojsk lądowych znajduje się kilkaset kilometrów od tych miejsc, które byłyby najpierw zagrożone. Poza odległością jest jeszcze kwestia, w jakim stanie są polskie brygady. Z dostępnych jawnych informacji wynika, że chociażby z trzech brygad, znajdujących się w rejonie potencjalnego zagrożenia, jedna, pancerna, ma bardzo niskie stany tzw. ukompletowania. Oznacza to, że mogłaby prowadzić działania bojowe dopiero po upływie 4 – 5 miesięcy przygotowań!

Czy Pana zdaniem, powinny powstać lotniska wojskowe na wschodzie Polski, tak jak mówi gen. Komornicki?

Nie jestem przekonany, czy takie lotniska są potrzebne. Pytanie, do czego one miałyby być użyte? Chyba że zamierza się wykonać jakieś uderzenie wymierzone głęboko na terytorium napastnika? W innym przypadku nie wydaje się, żeby budowa takich lotnisk była potrzebna.

W jaki sposób Stany Zjednoczone mogą wesprzeć Polskę? Czy nadzieje pokładane w USA mają uzasadnienie, czy jednak musimy liczyć tylko na siebie?

Pamiętajmy, że wojsko wykonuje rozkazy, które wydają władze polityczne. Wojskowi nie są autonomiczni i sami nie mogą decydować o wojnie. O tym czy i na ile Stany zaangażują się w ochronę bezpieczeństwa narodowego Polski będzie zależało od linii politycznej Waszyngtonu. W 1939 roku Polska jako sojusznik Anglii i Francji weszła do wojny. Wtedy Francja i Anglia wypowiedziały wojnę Niemcom, co w przyszłości doprowadziło do klęski Hitlera. Jednak później okazało się, że ważniejsze od dotrzymania zobowiązań sojuszniczych Polakom jest zjednanie Stalina. Polacy zostali przez Amerykanów i Anglików po prostu zdradzeni i oddani pod panowanie sowieckie. Wszystko zależy od koncepcji politycznych oraz interesów, którymi będą kierować się przywódcy wielkich mocarstw. Jeżeli my będziemy tylko liczyli, że nasi potężni sojusznicy nie zawiodą, to możemy się przeliczyć. Trzeba się starać, żeby Stany Zjednoczone mocno zakotwiczyły się militarnie na naszym terytorium, także dlatego, że wtedy trudniej im będzie, gdyby chciały, wycofać się. Trzeba jednak nade wszystko pamiętać, że w NATO mamy 3 art. Traktatu Waszyngtońskiego mówiący wyraźnie, iż każde z państw natowskich ma obowiązek dbać o własne zdolności obronne. Tymczasem w Polsce ludzie odpowiedzialni za siły zbrojne zdają się sądzić, że istnieje tylko art. 5, który zapowiada pomoc innych państw. Miejmy nadzieję, że dostaniemy pomoc, ale dbajmy o własne siły zbrojne i opracowanie strategii skutecznej obrony.

Ostatnio na Zachodzie przeprowadzono badania opinii publicznej z których wynika, że większość Francuzów i Niemców nie chce bronić Polski. Przed 1939 rokiem też Francuzi nie chcieli „umierać za Gdańsk”. Wyciągajmy wnioski z historii zanim nie będzie za późno.