Tomasz Wandas, Fronda.pl: Co Pan sądzi o pomyśle zniesienia zryczałtowanej składki na ZUS dla małych firm, która na ten rok niezależnie od przychodów firmy wynosi 1173 zł?

Prof. Jerzy Żyżyński (Rada Polityki Pieniężnej): Myślę, że nie jest to zły pomysł, bo jest oczywiste, że kwota obciążenia powinna być związana z możliwościami płatniczymi, czyli z wielkością dochodów, dlatego kierunek reformy wydaje się dobry. Obawiam się jednak, że trudno będzie z realizacją tego pomysłu, trzeba bardzo ostrożnie wprowadzać zmiany.

Dlaczego zdaniem Pana Profesora byłoby to trudne do zrealizowania?

Bo tu możemy wpaść w niebezpieczną ekonomicznie pułapkę. Składka ZUS-owska jest formą opodatkowania, która pełni bardzo ważną funkcję ekonomiczną, bo jest płacona na rzecz systemu zabezpieczenia społecznego, nie tylko emerytalnego – przypominam, że ZUS administruje czterema funduszami: emerytalnym, rentowym, chorobowym i wypadkowym. Każdy z tych funduszów wymaga zasilenia odpowiednim do jego potrzeb wydatkowych strumieniem wpływów. Jak się tego nie zapewni, albo obniży jedną ze składek, jak to było ze składką rentową, to powstanie deficyt, który musi być pokrywany z budżetu albo z emisji jakichś instrumentów pożyczkowych, czyli zwiększy dług. Łatwo więc powiedzieć: obniżymy składkę, żeby ulżyć podatnikowi, tylko że wtedy powstanie z jednej strony problem równowagi finansowej tych funduszów, a z drugiej strony pytanie, jakiej emerytury może oczekiwać tenże przedsiębiorca, któremu ulżono na czas jego aktywności zawodowej, ale gdy potem przejdzie na emeryturę, to się okaże, że, jak mówi stare powiedzenie, „zęby na półkę”, bo oszczędności własnych nie będzie zbyt wiele, a uzbierany w wyniku tej dobrotliwości państwa kapitał emerytalny pozwoli na emeryturę na najniższym poziomie, wręcz głodową. Nie wolno zapominać, że w systemie kapitałowym przyszłe świadczenia emerytalne są powiązane z odprowadzaną składką.

Jak ktoś mało odprowadzi?

Jak ktoś będzie odprowadzał mało to będzie miał bardzo niską emeryturę, zatem zbytnie zaniżenie składki w tym systemie jest nie do zaakceptowania. Przecież łatwo wyliczyć, ile człowiek musi odłożyć, aby na emeryturze mieć określone pieniądze. Jeśli chciałoby się mieć emeryturę np. na poziomie średniej płacy krajowej, to jest to przynajmniej kilkaset złotych miesięcznie, razem z składkami na pozostałe fundusze będzie to jednak trochę powyżej obecnego ryczałtu nieco ponad 1000 zł. I nie można mieć pretensji do „pazernego ZUS-u”, to po prostu wynika z matematyki całego procesu gromadzenia składek, czyli budowania kapitału emerytalnego, i potem wydatkowania go na emerytury, których wysokość zależy od tego, ile uzbieramy i od dalszego przeciętnego trwania życia osób przechodzących na emeryturę.

Co trzeba by było zrobić aby ulżyć przedsiębiorcom?

Tak więc, skoro chcielibyśmy ulżyć przedsiębiorcom, to musielibyśmy zgodzić się na odejście od systemu kapitałowego w obecnej formie i zaakceptować system ubezpieczenia społecznego o charakterze solidarnościowym, w którym bogaci płacą na rzecz biedniejszych. Bogaci płacą więcej, ale ich stopa zastąpienia jest niższa, natomiast biedni, wśród nich ci drobni przedsiębiorcy, płacą mniej, mając większą stopę zastąpienia, po to, by na emeryturze mieć dość środków na pokrycie podstawowych kosztów utrzymania. Stopa zastąpienia to stosunek procentowy emerytury do wynagrodzenia przed przejściem na emeryturę. Ale wtedy podniosą się głosy obawy, że ci drobni przedsiębiorcy tak naprawdę nie zarabiali tyle, ile deklarowali, ukrywali swe rzeczywiste dochody i pracownicy najemni, którzy mają mniejsze możliwości ukrywania swych dochodów, będą oburzeni, że utworzono grupę uprzywilejowaną. Tak więc, racjonalne skonstruowanie odpowiedniego sytemu wcale nie jest takie proste.

W dniu 1 stycznia tego roku weszła w życie nowelizacja ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych (CIT), w której zasadnicza zmiana polega na obniżeniu stawki tego podatku z 19% do 15%.

To też jest problem.

Dlaczego?

Podatki to, jakby to powiedzieć, obszar zaawansowanej mitologii... i niezdrowej dla finansów publicznych rywalizacji między krajami, napędzanej przez lobbystów. Przecież podatek 19% i tak nie jest wysoki, warto przypomnieć, że w Polsce w latach 1992-1996-tych podatek ten wynosił 40%, to była wtedy norma światowa, ale stopniowo obniżano do 27%, dostosowując się do postępującej w Europie konkurencji w cięciach stóp podatkowych, aż wreszcie SLD-owski premier Leszek Miller obniżył CIT do 19% - niepotrzebnie, wcale nie poprawiło to wyników gospodarczych, a wpływy budżetowe spadły. Warto wszak wiedzieć, że w USA w latach 60-tych i 70-tych tzw. corporate income tax, podatek od spółek, sięgał ok. 50% i świetnie się rozwijali, lądowali na Księżycu. Te opowieści o wysokim w Polsce podatku to są bajki opowiadane przez pseudo-ekspertów. Przecież każdy może sobie sięgnąć do internetu i zobaczyć, jak jest w innych krajach, porównać i nie dawać się omamiać opowiadaczom bajek ekonomicznych – jesteśmy w grupie krajów o niższych stopach podatkowych dla firm, aczkolwiek są kraje przebijające nas.

Jakie to państwa?

Cypr (10%), Bułgaria (10%), Węgry (19 i 10%), Irlandia (12,5%), czy Czarnogóra 9%. Ale w gruncie rzeczy dla przedsiębiorców nie jest istotna stawka podatku, ważne jest, co może odliczać w koszty, a przede wszystkim, czy może akumulować środki własne na rozwój oraz jakie są warunki administracyjne gospodarowania. Wprowadzony podatek 15% to dla małych firm z pewnością dobre rozwiązanie, bo ułatwi gromadzenie środków własnych, odciąży finanse firmy. Jestem jednak zwolennikiem progresji połączonej z dobrze skonstruowanym systemem ulg podatkowych, co w terminologii angielskiej nazywa się tax incentives (bodźce podatkowe). Warto podkreślić, że sensu progresji nie rozumie się, a ona pełni ważną rolę, bo pozwala właśnie odciążyć biedniejszych – najmniej zarabiających podatników w przypadku tzw. osób fizycznych czy małe firmy: progresja to nie wyższe opodatkowanie bogatych, lecz niższe obciążenie biedniejszych, taka jest jej istota.

Co jeszcze warto wiedzieć?

Warto wiedzieć, że w USA podatek CIT obecnie jest progresywny, startuje właśnie od 15%, ale sięga 38% dla firm osiągających wyższe zyski – a dochodzą jeszcze podatki lokalne i stanowe. O podatkach lokalnych, które trzeba dodawać do ogólnokrajowych, by porównywać obciążenia, często tzw. eksperci często zapominają.

Ale z podatkami jest trochę jak ze śpiewem wron, bo sprawdza się stare powiedzenie, że „jak wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one”. A te wrony to sąsiednie kraje Unii europejskiej. Tak więc u nas to ulżenie małym to jest dobry kierunek.

Dziękuję za rozmowę.