Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: W ostatnim czasie coraz częściej porusza się kwestię relacji polsko-ukraińskich. Jak Pan Profesor ocenia je dzisiaj, po niedawnej, dyplomatycznej ''wymianie ciosów'' - zakazie ukraińskiego IPN w sprawie prowadzenia eskumacji polskich ofiar UPA na Wołyniu i wypowiedzi szefa MSZ o niewpuszczaniu do Polski najbardziej wrogo nastawionych do nas Ukraińców?

Prof. Grzegorz Górski, historyk, prawnik, wykładowca akademicki: Można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale. Nie ulega wątpliwości, że strona ukraińska od dłuższego czasu prowadzi politykę najdelikatniej rzecz ujmując, dyskusyjną. Już przynajmniej od czasów porozumienia mińskiego Ukraińcy pokazują, że jesteśmy dla nich zdecydowanie mniej ważni niż Niemcy czy Francuzi. I strona polska przez wiele lat nie umiała wyciągnąć z tego żadnych wniosków. Polityka polska przez ostatnie lata była całkowicie asymetryczna, można by wręcz rzec że aż nierozsądna. Niezależnie od tego jakie mamy – moim zdaniem pozbawione wszelkich podstaw – oczekiwania i nadzieje w stosunku do Ukrainy, sprowadziliśmy się sami w obliczu konfliktu pomiędzy swoimi dwoma sąsiadami, do roli faktycznego zakładnika wyłącznie jednej strony. Zamiast wykorzystać tę sytuację do wzmocnienia swojej pozycji w stosunku do obu zwaśnionych stron, co przecież leży w naszym najżywotniejszym interesie, bezwarunkowo i w gruncie rzeczy bezmyślnie uzależniliśmy się od widzimisię Poroszenki. Mam nadzieję, że wypowiedź min. Waszczykowskiego to sygnał że wreszcie zaczynamy zachowywać się racjonalnie.

Czy polska polityka wobec Ukrainy jest odpowiednio prowadzona i czy zgodnie z opiniami wielu komentatorów Rosja ma tak wielki wpływ na Ukrainie, że kreuje wiele zdarzeń, stoi za prowokacjami i ''zaciera ręce'', gdy dochodzi do zadrażnień w polsko-ukraińskich relacjach?

Ukraińcy w każdej sytuacji drażliwej mówią o działaniach „trzeciej siły”, a w Polsce niektóre ośrodki każdą próbę rzeczowej oceny ukraińskich draństw kwalifikują jako wpisywanie się do „partii Putina”. Ale przecież największą od kilku lat „trzecią siłą” jest tak naprawdę pan Wiatrowycz i i jego towarzysze, którzy głoszą apologię jednego z największych zbrodniarzy XX wieku Bandery i stworzonej przezeń zbrodniczej formacji UPA. Jeśli ktoś w Moskwie „zaciera ręce” to przede wszystkim dlatego że Wiatrowycz próbuje zbudować nowoczesną świadomość ukraińską na tych antywartościach.
Ale to też jest problem kierunków polityki prowadzonej przez Poroszenkę. I podsumowując lata jego rządów można powiedzieć, że Polska wielkich korzyści, a właściwie żadnych korzyści ze swojego zaangażowania na rzecz Ukrainy nie odnosi. Jednocześnie zaś całkowicie dotychczas bezkrytyczne suflowanie Ukrainie zupełnie zamknęło nasze możliwości jakiegokolwiek dialogu z Rosją. W efekcie powstała sytuacja najgorsza z punktu widzenia naszych interesów. Otóż w państwie graniczącym z Polską toczy się wojna z jego (i naszym) sąsiadem, a my, jako duży i kluczowy kraj i Uni i – zwłaszcza – tego regionu, jesteśmy wyeliminowani z jakichkolwiek rozmów dotyczących tej sprawy. No to tak jakby Francję wykluczono z rozmów na temat sytuacji w Algierii czy Tunezji. I trzeba wyraźnie dodać, że Poroszenko nie zrobił dokładnie nic, aby zmusić mińskich rozmówców by doprosili Polskę do tych negocjacji. Choć leżało to przecież w jego najżywotniejszym interesie, bo żaden inny uczestnik nie miał tak proukraińskiego nastawienia.

I to jest najkrótsze podsumowanie zarówno efektów polskiego zaangażowania w sprawy ukraińskie, jak i ilustracja tego, jak traktuje nas ekipa Poroszenki.

Co może być powodem braku zgodny ukraińskiego IPN-u na prowadzenie ekshumacji ciał Polaków zamordowanych na Ukrainie?

Myślę że przede wszystkim, zestawienie instytucji pana Wiatrowycza z naszym IPN-em jest obraźliwe dla IPN i przynajmniej my powinniśmy tego unikać. Ukraińskie decyzje, to przecież nie jest tylko wynik jakichś gier toczonych przez tego człowieka. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że taką decyzję musiał on podjąć w ścisłym porozumieniu z Poroszenką. Dlaczego Ukraińcy to robią? Przecież od dłuższego czasu widać wyraźnie, że postawili zdecydowanie na Niemcy i są przekonani, że mogą uzyskać więcej od nich niż od nas. Jest to zatem element gry którą prowadzą, a prowokowanie Polski ma służyć właśnie wykazywaniu się wobec najważniejszego teraz ich protektora. Tylko naiwność wielu wpływowych obecnie środowisk polskich każe nam wierzyć, że Ukraińcy bez Polski nic nie osiągną. Właśnie na naszych oczach toczą grę, której celem jest brutalne wykazanie nam, że nie chcą w niczym od nas zależeć. Te prowokacje Wiatrowycza są tylko zasłoną dymną poważniejszej gry i dziwi mnie tylko, że w Polsce tak niewielu to dostrzega.

Jak Pan ocenia działania Polski w czasie ostatnich 10 lat wobec Ukrainy - czy nie była to głównie polityka ustępstw, a wymagań raczej nie stawialiśmy żadnych?

Dokładnie tak. Nie uzyskaliśmy nic w zamian za nasze „rzecznikowanie” Ukrainie. W Unii Europejskiej nasze zaangażowanie na jej rzecz jest całkowicie negliżowane. Nie wzmocniliśmy dzięki temu swojej pozycji w regionie, bo Ukrainie przecież na tym nie zależy. Oni tego nie chcą, bo sami w jakiejś perspektywie do tego aspirują i chcą to osiągnąć zajmując miejsce Polski Tuska w niemieckiej Mitteleuropie. Przeciwnie. Nasze jednowymiarowe zaangażowanie w konflikt rosyjsko – ukraiński, w tej chwili utrzymywany w zgodnym interesie przywódców i Rosji i Ukrainy, postawiło nas poza nawias poważnych graczy wokół tej sprawy. Jedyna korzyść – zasilenie polskiego rynku pracy przez Ukraińców – osiągnięta by była i bez tego zaangażowania, bo jest oczywiste że dla tej masy wpędzonych przez swoich oligarchów w nędzę ludzi, Polska jest praktycznie jedyną nadzieją na przetrwanie. Ale i tego nie potrafiliśmy wykorzystać do twardych rozmów z Poroszenką. Jednym słowem żadnych korzyści, same straty, a teraz jeszcze Wiatrowycz powtarza „odkrycia” niemieckich ośrodków propagandowych, o dokonywanych przez AK zbrodniach. To smutne, że daliśmy się sprowadzić i na tym kierunku do takiej roli.

Dziękuję za rozmowę