Polski kleryk to przede wszystkim osoba, która czuje, że ma powołanie. 6 lat pobytu w seminarium albo potwierdzi przeczucie kleryka, albo wskaże mu inną drogę. Seminarium to nie koszary, ani poligon, jak mówi ksiądz Andrzej Luter, doświadczony wykładowca seminaryjny, ale miejsce gdzie kleryk rozeznaje swoje powołanie. Jeśli Bóg naprawdę chce, by kleryk został księdzem to wskaże mu tutaj drogę.

Błażej Strzelczyk przeprowadza mnóstwo rozmów z samymi klerykami. Wyłania się z nich obraz człowieka współczesnego, mającego pojęcie o dzisiejszym świecie, potrafiącym posługiwać się technicznymi gadżetami, osoby, które na pewno nie są zniewieściałymi chłopczykami szukającymi matczynej opieki. Chociaż, jak podkreślają niektórzy klerycy, zawsze zdarzy się ktoś, kto wstępuje do seminarium bo mu tak podpowiedziano, czyli do tzw. cieplarni. Okazuje się jednak, że bardzo szybko taka osoba sama rezygnuje z dalszej formacji seminaryjnej.

Strzelczyk pokazuje, że dzisiejsi klerycy to np. były hokeista, pasjonat wspinaczki, regularny uczestnik przystanku Woodstock, student informatyki. To ludzie nieprzeciętni, inteligentni, którzy stwierdzili, że Bóg ich wzywa do bycia pasterzami owiec. W artykule możemy przeczytać, jak wygląda życie codzienne kleryka. 6 rano pobudka, modlitwa, śniadanie, nauka, modlitwa, czas wolny w którym kleryk studiuje albo … zamawia pizzę. Dalej modlitwa, rozmowa z osobami duchowymi, formacja, kolacja i cisza nocna 22.00. Może się wydawać, że ta rutyna powoduje, że kleryk staje się zakładnikiem seminarium, bez możliwości integracji ze światem współczesnym. Nic bardziej mylnego. Współczesny kleryk ma kontakt z rzeczywistością pozaseminaryjną poprzez praktyki w szkołach, pomoc w szpitalach, instytucjach charytatywnych, pracę z młodzieżą, organizowanie wakacji-rekolekcji. Ma możliwość zakładania Facebooka, Twittera,  gdzie ewangelizuje. Jednak najmocniejszy akcent formacji seminaryjnej położony jest na poznanie samego siebie, swojej relacji z Bogiem. Bo tylko ta osoba, która przez 6 lat pozna siebie, swoje słabości, swoją małość, ale również swoje pozytywne, mocne strony, będzie mogła być dobrym księdzem, który nie będzie zgorszeniem dla ludzi, ale ich przewodnikiem. Dlatego bohaterowie tekstu, mocno podkreślają, że to jest właśnie kwintesencja formacji seminaryjnej. „W świecie, gdzie Internet i komórka jest na wyciągnięcie ręki, poznać siebie jest bardzo trudno. Trudno sprawdzić, jakie człowiek ma pragnienia i kim jest. Później jednak rodzą się konflikty właśnie przez to, że człowiek nie ma takich warunków, jakie tu są. I najważniejsze, co to znaczy: martwić się o te sprawy doczesne? Tu chodzi o złapanie relacji z Bogiem. Później wchodzimy do świata i tą relacją się dzielimy. Pokazując swoją relację z Bogiem, pomagamy ludziom odnaleźć ich relacje. Przez to, że nie martwimy się o sprawy takie jak prąd czy opłata za mieszkanie, możemy martwić się o coś innego. Znacznie ważniejszego” – mówi kleryk Michał Soczyński, WSD w Krakowie.

Biskup Grzegorz Ryś mocno podkreśla, że w seminarium trzeba być indywidualistą: „Podejście indywidualne jest warunkiem sine qua non formacji. Czasem nawet trzeba prowokować, żeby człowiek chciał być sobą. Co nie jest łatwe, bo jeśli w roczniku jest np. 20 osób, to szybko się zżyją i będą chcieli iść razem”. Biskup Ryś wyjaśnia również, skąd pochodzą opinie, że kleryk to „człowiek zniewieściały”. „Chyba z niewiedzy. Jednak seminarium jest czasem pewnego odizolowania. Ale najlepiej o opinię na temat kleryków pytać młodych ludzi na Przystanku Jezus, albo tych, dla których klerycy prowadzą  wakacyjne rekolekcje. A zwłaszcza chorych, których odwiedzają. Kto ich bliżej pozna, przestaje traktować ich jak „ulizanych gości””.

Ksiądz Luter radzi polskim klerykom, żeby brali przykład ze słów papieża Franciszka: „Potrzeba nam głosicieli, a nie oszczerczych obrońców”. Po artykule Błażeja Strzelczyka o polskich, współczesnych klerykach widać, że słowa papieża są dla większości kleryków drogowskazem. Dlatego cieszyć się warto, że mamy takich kleryków w naszych seminariach.

Sebastian Moryń