Wszędzie są straszne korki. Na mieście widać mnóstwo nieoznakowanych samochodów z lampami ostrzegawczymi. Co jakiś czas rozlegają się alarmy. Straszna panika - tak sytuację w Monachium opisuje w rozmowie z Onetem mieszkający tam Krzysztof Mirek.

Mirek mówi: - Wracałem do domu, kiedy dostałem wiadomość od znajomych, że w centrum handlowym była strzelanina. Chciałem wrócić tramwajem, ale nic nie jechało. W tym czasie napisała do mnie moja dziewczyna, która była na dworcu głównym, niedaleko Karlsplatz, gdzie też miało się coś dziać. Policja prowadzi tam teraz obławę. Miała tam iść, na szczęście nie poszła. Ja codziennie przechodzę tamtędy drodze do pracy."

I dalej: – Powiedziała mi, że nagle ludzie zaczęli uciekać i krzyczeć. Próbowała złapać tramwaj, ale też nie przyjechał. Nad miastem zaczęły latać helikoptery. Do mnie podszedł ktoś z obsługi stacji, powiedział, że nic nie jeździ i mam jak najszybciej wracać do domu na piechotę - relacjonuje Polak mieszkający w Monachium.

" Tylko jak siedzieć w domu, kiedy mnóstwo ludzi jest na mieście, bo nie ma czym dojechać? Wyłączyli całą komunikację publiczną, taksówki dostały zakaz przewozów. W ostatniej chwili udało mi się złapać taksówkę. Kazałem taksówkarzowi jechać do centrum - tam, skąd wszyscy uciekali. Na szczęście się zgodził – dodaje młody Polak. Krzysztof dodaje, że w mieście panuje panika. – Wszędzie są straszne korki. Na mieście widać mnóstwo nieoznakowanych samochodów z lampami ostrzegawczymi. Co jakiś czas rozlegają się alarmy - opowiada.

kol/Onet