Parlament Węgier zaaprobował prawo, które otworzy drogę do budowy gazociągu South Stream, tworzonego w ogromnej mierze przez Gazprom. South Stream był ostro krytykowany przez Unię Europejską, ale Wiktor Orban niewiele sobie z tego robi.

Ustawa, która zezwoliła na budowę gazociągu nawet wówczas, jeżeli kompania go konstruująca nie miałaby licencji, by nim zarządzać, została przyjęta głosami w stosunku 132 do 35.

„Ma to wzmocnić [projekt] South Stream i pokazać Rosji, że Węgry poważnie do tego podchodzą” – powiedziała „Bloombergowi” Attila Holoda, ekspert ds. energetyki, która w 2012 roku pracowała w rządzie Orbana.

Gazociąg South Stream, omijający Ukrainę, Węgry chcą budować już w ciągu najbliższych sześciu miesięcy.

Rząd węgierski twierdzi, że South Stream jest dla jego kraju bardzo potrzebny, bo zabezpieczy bezpieczeństwo gazowe.

Gazociąg ma mieć 2446 kilometrów długości. Będzie przebiegał pod Morzem Czarnym i umożliwi Europie nową drogę dostaw rosyjskiego gazu – bez dywersyfikacji źródeł. South Stream będzie mógł przekazywać 63 mld kwadratowe gazu rocznie. Przetnie Bułgarię, Serbię, Węgry, Słowenię, by zakończyć się we Włoszech.

Dzięki projektowi Gazprom nie będzie już zależy od ukraińskiego systemu tranzytowego. Unia Europejska i Stany Zjednoczone wywierały z tego powodu naciski na Bułgarię, by ta zablokowała konstrukcję gazociągu. Decyzja rządu Orbana oznacza więc zdecydowane wzmocnienie energetycznej pozycji Rosji i poważne osłabienie pozycji Kijowa. 

pac/bloomberg