Sondaż jako źródło legitymizacji

Chciałbym wstępnie sprecyzować, że moim zamiarem nie jest zadenuncjowanie w sposób prosty i mechaniczny sondaży opinii, lecz rygorystyczna analiza ich działania oraz funkcji. Co oznacza zakwestionowanie trzech postulatów, które leżą u ich podstaw. Każde badanie opinii publicznej zakłada, że każdy może mieć opinię; lub, wyrażając to nieco inaczej, że wytworzenie opinii jest w zasięgu każdego. Ryzykując urażenie uczuć naiwnie demokratycznych, zamierzam kontestować ten pierwszy postulat. Drugi postulat: zakłada się, że wszystkie opinie są równoważne. Myślę, że można wykazać, iż tak nie jest oraz że kumulacja opinii, które nie posiadają tej samej realnej siły, prowadzi do wytworzenia artefaktów pozbawionych sensu. Trzeci niewypowiedziany postulat stwierdza, iż w prostym fakcie zadawania tego samego pytania wszystkim zawarta jest domyślna hipoteza, że istnieje konsensus na temat problemów, lub mówiąc inaczej, że istnieje zgoda co do pytań, które zasługują na to, by zostać zadane. Te trzy postulaty zawierają, tak mi się przynajmniej wydaje, całą serię zniekształceń, które dają się zaobserwować, nawet gdy wszystkie warunki metodologicznego rygoru są spełnione podczas zbierania i analizy danych.

Często stawia się sondażom opinii zarzuty natury technicznej. Na przykład kwestionuje się reprezentatywność próbek. Wydaje mi się, że biorąc pod uwagę środki używane obecnie przez instytuty badania opinii publicznej, ten zarzut jest pozbawiony podstaw. Zarzuca się im również zadawanie pytań zafałszowanych, a raczej fałsz poprzez sposób formułowania pytań: ten zarzut już jest bardziej prawdziwy, często zdarza się, że sugeruje się odpowiedź poprzez sposób zadawania pytań. Choćby, przykładowo, przekraczając elementarną zasadę konstrukcji kwestionariusza, która wymaga, by „dać szansę” wszystkim możliwym odpowiedziom, omijając często w pytaniach bądź w proponowanych odpowiedziach jedną z możliwych opcji bądź proponując kilkakrotnie tą samą opcję odpowiedzi sformułowaną nieco inaczej. Jest wiele takich zafałszowań i warto się zastanowić na temat warunków społecznych ich powstawania. Przez większość czasu wynikają one z warunków, w których pracują ludzie produkujący ankiety. Oraz z tego, że zagadnienia wytwarzane przez instytuty badania opinii publicznej są podporządkowane szczególnemu zapotrzebowaniu. W ten sposób, gdy podjęliśmy się analizy wielkiej ankiety narodowej dotyczącej poglądów Francuzów na temat systemu edukacji, znaleźliśmy w archiwach określonej liczby instytutów badań opinii publicznej niemal wszystkie pytania dotyczące tej kwestii. Dowiedzieliśmy się dzięki temu, że od maja 1968 r. zostało zadanych ponad dwieście pytań na temat systemu edukacji, a w okresie między 1960 a 1968 r. zaledwie dwadzieścia. Oznacza to, że zagadnienia, narzucane tego typu organizacjom, są głęboko powiązane z aktualną koniunkturą i zdominowane poprzez określony rodzaj zapotrzebowania społecznego. Jak widać, kwestia szkolnictwa nie może być podnoszona przez instytuty badania opinii publicznej tylko wtedy, gdy staje się problemem politycznym. Natychmiast widzimy różnicę między tymi instytucjami a ośrodkami badawczymi, które generują swoje zagadnienia z o wiele większym dystansem wobec zapotrzebowania społecznego w jego bezpośredniej formie. Krótka analiza statystyczna pytań pokazała nam, że większość z nich była bezpośrednio związana z troskami „personelu politycznego”. Gdybyśmy się dziś zabawili w „grę w papierki” i kazałbym wam napisać pięć pytań, które wydają wam się najważniejsze w kwestii edukacji, na pewno powstałaby zupełnie inna lista niż ta, którą uzyskaliśmy, zbierając pytania, które rzeczywiście zostały zadane w sondażach. Pytanie: „Czy powinniśmy wprowadzać politologię do gimnazjów?” (lub warianty tego pytania) zostało zadane bardzo często, podczas gdy pytanie: love hurt bleed lub „Czy powinniśmy zmienić sposób przekazywania wiedzy?”, było zadawane bardzo rzadko. Podobnie: „Czy powinniśmy przekwalifikować nauczycieli?”. Tyle pytań, które są bardzo ważne, choć z zupełnie innej perspektywy.

Zagadnienia proponowane w sondażach opinii są podporządkowane interesom politycznym i to wpływa w zdecydowany sposób zarówno na znaczenie udzielonych odpowiedzi, jak i znaczenie, które jest przypisywane publikacji ich wyników. Sondaż w obecnym stanie to instrument działalności politycznej, a jego najważniejszą funkcją jest być może stworzenie złudzenia, że istnieje coś takiego jak opinia publiczna w postaci zsumowania opinii indywidualnych; narzucenia idei, że istnieje coś, co jest czymś w rodzaju średniej opinii lub opinią średnią. „Opinia publiczna”, która przejawia się na pierwszych stronach gazet w postaci procentów („60 proc. Francuzów popiera…” ), ta opinia publiczna jest czystą konstrukcją, artefaktem, którego zadaniem jest ukrycie wiedzy o tym, że stan opinii w danej chwili wynika z układu sił, napięć i że nie ma niczego bardziej niestosownego, by wyrazić ten stan opinii niż liczba w procentach. Wiemy, że każdemu stosowaniu siły towarzyszy dyskurs, który ma legitymizować siłę tego, który ją stosuje; można nawet powiedzieć, że jest on istotą każdego stosunku siły. Tylko wtedy posiada się pełnię siły, kiedy stosunek ten jest, jako taki, ukryty. Mówiąc prościej, polityk to ten, który mówi: „Bóg jest z nami”. Odpowiednikiem „Bóg jest z nami” jest dziś „Opinia publiczna jest z nami”. Podstawowy cel sondażu to: stworzyć ideę, że istnieje jednomyślna opinia publiczna, a więc legitymizować daną politykę i wzmocnić stosunek sił, który ją tworzy lub umożliwia.

Ponieważ już na początku wyłożyłem, co zamierzam powiedzieć na końcu, chciałbym spróbować zarysować bardzo szybko działania za pomocą, których wytwarza się ten efekt konsensusu. Pierwsza operacja, która ma jako punkt wyjścia postulat, że każdy powinien mieć opinię, polega na ignorowaniu braku odpowiedzi. Na przykład zapytacie ludzi: „Czy popieracie rząd Pompidou?”, zbierajcie 30 proc. braku odpowiedzi, 20 proc. „tak” oraz 50 proc. „nie”. Możecie powiedzieć: „Odsetek osób nieprzychylnych przewyższa odsetek osób przychylnych rządowi Pompidou”. No i zostaje wam te 30 proc. Możecie też ponownie przeliczyć odsetek przychylnych i nieprzychylnych, wykluczając brak odpowiedzi. Ten prosty wybór to operacja teoretyczna o znaczeniu fantastycznym, nad którą chciałbym się wraz z wami pochylić. Wyeliminowanie braku odpowiedzi to robienie tego, co się robi podczas procesu elektoralnego, kiedy są głosy puste albo nieważne; to narzucenie ankiecie opinii filozofii zawartej w ankiecie elektoralnej. Kiedy przyjrzymy się temu bliżej, zauważamy, że odsetek braku odpowiedzi jest wyższy wśród kobiet niż mężczyzn; że różnica między kobietami a mężczyznami jest tym większa, im postawiony problem jest bliżej związany z polityką. Inna obserwacja: im bardziej pytanie dotyczy problemów związanych z wiedzą , tym większa jest przepaść między odsetkiem braku odpowiedzi wśród najbardziej i najmniej wykształconych. Odwrotnie, kiedy pytania dotyczą kwestii etycznych, rozwarstwienia według poziomu wykształcenia są niewielkie (na przykład: „Czy powinniśmy być surowi wobec dzieci?”). Kolejna obserwacja: im bardziej zadane pytanie wywołuje konflikt wewnętrzny, czyli dotyczy sprzeczności (np. pytanie o sytuacji w Czechosłowacji dla ludzi, którzy głosują na partie komunistyczną ), tym bardziej generuje napięcia w danej kategorii i tym częstszy jest brak odpowiedzi wśród ludzi mieszczących się w tej kategorii. W konsekwencji prosta analiza statystyczna braku odpowiedzi dostarcza nam informacji na temat tego, co oznacza dane pytanie, a także na temat danej kategorii, którą określa zarówno prawdopodobieństwo posiadania opinii, jak również prawdopodobieństwo warunkowe: posiadania opinii przychylnej bądź nieprzychylnej. Z naukowej analizy badań opinii publicznej jasno wynika, że nie istnieją pytania, które nie byłyby reinterpretowane zgodnie z interesami ludzi, którym są zadawane. Kluczowe jest więc zastanowienie się, na które pytanie różne kategorie respondentów myślały, że odpowiadają. Jednym z najbardziej zgubnych efektów sondaży opinii polega na tym, że stawia się ludzi w sytuacji, kiedy muszą opowiedzieć na pytania, których sobie sami nigdy nie zadali. Choćby pytania oscylujące wokół problemów moralnych, czy to pytania o surowość rodziców, relacji między nauczycielami a uczniami, edukacji autorytarnej i antyautorytarnej itd., problemów. Są tym bardziej postrzegane jako zagadnienia natury etycznej, im niżej respondent znajduje się w hierarchii społecznej. Mogą jednak stanowić zagadnienia natury politycznej dla klas wyższych; jeden z efektów sondaży polega na przekształceniu odpowiedzi etycznych w odpowiedzi polityczne poprzez proste narzucenie problematyki.

Właściwie jest kilka prostych zasad, które pozwolą wygenerować odpowiedź. Istnieje coś, co można nazwać kompetencją polityczną w odwołaniu do definicji zarówno arbitralnej, jak i usankcjonowanej, czyli dominującej i ukrytej, jako takiej, polityki. Ta kompetencja polityczna nie jest uniwersalnie rozpowszechniona. Podlega wahaniom podobnie jak poziom wykształcenia. Mówiąc inaczej, prawdopodobieństwo posiadania opinii na każdy temat zakładający wiedzę o polityce jest porównywalne do prawdopodobieństwa złożenia wizyty w muzeum. Obserwuje się tu odchylenia fantastyczne: tam, gdzie student zaangażowany w ruch lewicowy widzi piętnaście podziałów na lewo od Zjednoczonej Partii Socjalistycznej[i], kadra kierownicza średniego szczebla nie widzi nic. Podziały na skali politycznej (skrajna lewica, lewica, centrolewica, centrum, centroprawica, prawica, skrajna prawica), które sondaże „nauk politycznych” zakładają, jako oczywiste, nimi nie są; określone kategorie społeczne używają tylko małego skrawka skrajnej lewicy; inni używają wyłącznie centrum, inni całej skali. Wybory są w końcu zestawieniem przestrzeni całkowicie różnych; sumuje się ludzi mierzących w centymetrach z ludźmi mierzących w kilometrach, albo lepiej, ludzi, którzy oceniają od 0 do 20 z ludźmi, którzy oceniają od 9 do 11. Kompetencję mierzy się m.in. według stopnia finezji percepcji (tak samo jest w estetyce, niektórzy są w stanie odróżnić pięć lub sześć różnych stylów tego samego malarza). W tym porównaniu można posunąć się jeszcze dalej. W kwestii percepcji estetycznej najpierw pojawia się warunek dozwalający: ludzie muszą wyobrazić sobie dzieło sztuki, jako dzieło sztuki; kiedy już spostrzegą je, jako dzieło sztuki, muszą posiadać kategorie percepcji, by je skonstruować, ustrukturować, itd. Załóżmy pytanie sformułowane w następujący sposób : „Czy jesteś za edukacją autorytarną czy antyautorytarną?”. Dla niektórych pytanie to wynika z polityki, reprezentacja relacji rodzice/dzieci integruje się w systematyczną wizję społeczeństwa; dla innych, to kwestia natury czysto moralnej. W konsekwencji ankieta, którą wypracowaliśmy i w której pytamy ludzi, czy dla nich przeprowadzenie strajku bądź nie, noszenie długich włosów, uczestniczenie w festiwalu muzyki pop, to polityka, odsłania bardzo duże rozwarstwienie w zależności od klas społecznych.

Pierwszym warunkiem, który musi być spełniony, aby odpowiedzieć na pytanie polityczne, jest możliwość rozpoznania go jako takiego. Drugim po rozpoznaniu go, jako polityczne, bycie zdolnym do zastosowania na to pytanie kategorii czysto politycznych, które mogą być mniej lub bardziej właściwe; bardziej lub mniej wyrafinowane itd. Oto specyficzne warunki generowania opinii, które sondaże zakładają uniwersalnie i równomiernie, i które są wypełnione wraz z pierwszym postulatem, według którego każdy może wyprodukować opinię. Drugą zasadą, na podstawie której ludzie mogą wyprodukować opinię, jest to, co ja nazywam „etosem klasy” (by nie powiedzieć „etyką klasy”), to znaczy systemem domyślnych wartości, które ludzie uwewnętrznili od dzieciństwa. Na jego podstawie wytwarzają odpowiedzi na bardzo różne problemy. Poglądy, którymi ludzie mogą się wymieniać po wyjściu z meczu piłki nożnej między Valenciennes i Roubaix, zawdzięczają dużą część swej spójności, swej logiki, etosowi klasy. Wiele odpowiedzi, które są uważane za odpowiedzi polityczne, powstaje w rzeczywistości w oparciu o etos klasy. Mogą więc mieć zupełnie inne znaczenie niż wówczas, gdy są interpretowane w kontekście politycznym. Tu czuje się zobowiązany do tego, by odwołać się do tradycji socjologicznej rozpowszechnionej szczególnie wśród socjologów polityki w Stanach Zjednoczonych. Bardzo często mówią oni o konserwatyzmie i autorytaryzmie niższych warstw społecznych. Te tezy opierają się na międzynarodowym porównaniu sondaży bądź wyników wyborów, które mają tendencje wykazywać, że za każdym razem, gdy się pyta niższe warstwy społeczne, w którymkolwiek z krajów, o zagadnienia oscylujące wokół relacji do autorytetu, wolności indywidualnej, wolności prasy itd., to odpowiedzi są bardziej „autorytarne” niż w przypadku innych klas społecznych; wnioskuje się z tego globalnie, że istnieje konflikt między wartościami demokratycznymi (u autora, o którym myślę, Lipseta, chodzi o amerykańskie wartości demokratyczne) i wartościami, które niższe warstwy społeczne zinterioryzowały, czyli wartości typu autorytarnego i represyjnego. Stąd wynika rodzaj wizji eschatologicznej: podnieśmy poziom życia, podnieśmy poziom wykształcenia, a, ponieważ tendencja do represji, do autorytaryzmu itd., jest ścisłe powiązana z niskim poziomem dochodów, niskim poziomem wykształcenia, w konsekwencji stworzymy dobrych obywateli amerykańskiej demokracji.

Moim zdaniem to, co jest do dyskusji, to znaczenie odpowiedzi na niektóre pytania. Załóżmy następujący zestaw pytań: czy jesteś za równością płci? Czy jesteś zwolennikiem wolności seksualnej małżonków? Czy popierasz edukację antyautorytarną? Czy jesteś zwolennikiem nowego społeczeństwa, itd.? A teraz przypuśćmy inny zestaw pytań, takich jak: czy nauczyciele powinni strajkować, gdy ich egzystencja jest zagrożona? Czy nauczyciele powinni być solidarni z innymi urzędnikami w czasie konfliktu społecznego, itd.? Te dwa zestawy pytań generują odpowiedzi o strukturze wręcz odwrotnej w zależności od klasy społecznej: pierwszy zestaw pytań, który odnosi się do pewnego rodzaju innowacji w stosunkach społecznych, w sferze symbolicznej stosunków społecznych, wywołuje tym bardziej pozytywne odpowiedzi, im wyżej wznosimy się w hierarchii społecznej oraz im wyższy jest poziom wykształcenia; odwrotnie, pytania, które dotyczą rzeczywistego przekształcenia relacji sił między klasami wywołują coraz bardziej negatywne odpowiedzi, im wyżej wznosimy się w hierarchii społecznej. Podsumowując, enuncjacja „niższe warstwy społeczne są represyjne” nie jest ani prawdziwa, ani nieprawdziwa. Jest ona prawdziwa tylko na tyle, na ile niższe warstwy społeczne, w odniesieniu do wielu problemów dotyczących domowej moralności, aż po stosunek między generacjami i płciami, mają tendencje do większego rygoru niż inne klasy społeczne. Tymczasem, jeśli chodzi o pytania dotyczące struktury politycznej, gdy w grę wchodzi zachowanie bądź zmiana porządku społecznego, a nie tylko zachowanie bądź zmiana relacji między jednostkami, niższe warstwy społeczne są o wiele bardziej przychylne innowacjom, czyli zmianie struktur społecznych. Sami widzicie, jak niektóre problemy, które zostały sformułowane w toku Maja 1968, i często źle sformułowane, podczas konfliktu między partią komunistyczną a lewakami[ii], są powiązane bezpośrednio z centralnym problemem, który usiłuje zarysować dziś wieczorem, problemem odpowiedzi, to znaczy zasady, na podstawie której są generowane. Przeciwstawienie, którego dokonałem między dwoma grupami pytań, sprowadza się koniec końców do kontrastu miedzy dwoma zasadami wytwarzania opinii; zasady czysto politycznej i zasady etycznej.

Sondaż jako narzucona tożsamość

Efekt narzucenia problematyki, efekt generowany przez każdy sondaż opinii i każdy egzamin polityczny (począwszy od wyborów) wynika z faktu, że pytania zadawane w sondażu nie są pytaniami, które zadają sobie wszystkie przepytywane osoby, a odpowiedzi nie są interpretowane w zależności od problematyki, w oparciu o którą różne kategorie respondentów efektywnie odpowiedziały. Zatem dominująca problematyka, której odzwierciedleniem jest lista pytań zadawanych przez ostatnie dwa lata przez instytuty sondaży, to znaczy problematyka, która interesuje w zasadzie głównie ludzi trzymających władzę, chcących być poinformowanymi na bieżąco o środkach służących do organizacji swoich działań politycznych, jest w bardzo nierównym stopniu opanowywana przez różne klasy społeczne. Oraz, a to rzecz istotna, owe klasy społeczne są mniej lub bardziej zdolne do wytworzenia kontrproblematyki. à propos debaty telewizyjnej między Servan-Schreiberem a Giscardem d’Estaing[iii] jeden z instytutów sondaży zadał pytanie mniej więcej tego rodzaju: „Czy sukces w szkole zależy od zdolności, inteligencji, pracy czy zasług?”. Zebrane odpowiedzi zawierają informację (ignorowaną przez tych, którzy je sformułowali) o stopniu, w którym różne klasy społeczne mają świadomość obowiązujących praw dziedzicznej transmisji kapitału kulturowego: wiara w mit o zdolnościach i awansu poprzez szkołę, sprawiedliwości w szkolnictwie, sprawiedliwości w przydziale stanowisk w oparciu o tytuły itd., jest bardzo silna wśród niższych klas.

Kontrproblematyka może istnieć dla niektórych intelektualistów, ale nie posiada siły społecznej, mimo iż została podchwycona przez wiele partii i ugrupowań. Prawda naukowa jest bowiem poddana tym samym prawom przenikania, co ideologia. Propozycja naukowa jest jak bulla papieska na temat kontroli narodzin. Przekonuje tylko przekonanych. Najczęściej wiąże się ideę obiektywizmu w sondażu z faktem zadawania jak najbardziej neutralnych pytań, by dać wszystkie szanse wszystkim odpowiedziom. Tak naprawdę sondaże byłyby bliższe temu, co dzieje się w rzeczywistości, gdyby, przekraczając całkowicie zasady obiektywizmu«, dać ludziom możliwość usytuowania się tak, jak sytuują się w rzeczywistej praktyce, czyli w oparciu o już dawno sformułowane poglądy; gdyby zamiast powiedzieć np. „są ludzie przychylni kontroli narodzin oraz inni, którzy są temu nieprzychylni, a pan/pani”?; wyodrębnić serię wyraźnych stanowisk grup upoważnionych do ich sformułowania i je rozpowszechnić, tak aby ludzie mogli się upozycjonować wobec już udzielonych odpowiedzi. Mówi się powszechnie o „stanowiskach”; istnieją stanowiska, które zostały już przewidziane i my je przyjmujemy. Ale nie przypadkowo. Przyjmuje się postawy, do których przyjęcia jest się predysponowanym w zależności od pozycji, którą się zajmuje na określonym polu. Rygorystyczna analiza ma na celu wytłumaczenie relacji miedzy strukturą postaw do przyjęcia oraz strukturą obszaru postaw obiektywnie przyjmowanych. Jeśli sondaże tylko bardzo słabo wychwytują wirtualne stany opinii, a bardziej precyzyjnie, przesunięcia opinii, wynika to, m.in., z tego, że sytuacja, w której je wychwytują, jest całkowicie sztuczna. W sytuacjach, w których wytwarza się opinia, szczególnie sytuacjach kryzysu, ludzie są konfrontowani z poglądami już sformułowanymi, poglądów wspieranych przez ugrupowania, tak, że wybieranie miedzy poglądami oznacza wybieranie między ugrupowaniami. Na tym polega efekt polityzacji wywołany przez kryzys : trzeba wybierać między ugrupowaniami, które są zdefiniowane politycznie, oraz definiować coraz to kolejne stanowiska na podstawie zasad czysto politycznych. W sumie, co mi się wydaje ważne, sondaż traktuje opinie publiczną jak zwyczajne zsumowanie opinii indywidualnych, zebranych w sytuacji w gruncie rzeczy izolacji, w której jednostka wyraża pośpiesznie w izolacji pogląd izolowany. W rzeczywistości jednak opinie to relacje sił, a relacje opinii to konflikty sił między ugrupowaniami.

Opinia publiczna, czyli czyja?

Kolejne prawo wyłania się z analiz: mamy tym więcej poglądów na temat określonego problemu, im bardziej nas ten problem dotyczy, to znaczy, tym większy interes mamy w tym problemie. Na przykład w przypadku systemu szkolnictwa wskaźnik odpowiedzi jest ściśle powiązany z relacjami, jakie ma się z systemem szkolnictwa. Prawdopodobieństwo posiadania poglądu waha się wraz z prawdopodobieństwem posiadania władzy nad tym, o czym wyraża się pogląd. Opinia, która utwierdza się, jako taka, spontanicznie, to opinia ludzi, których poglądy posiadają wagę, jak się powszechnie mówi. Gdyby minister edukacji narodowej działał na podstawie sondażu (albo przynajmniej na podstawie powierzchownej lektury sondażu), nie robiłby tego, co robi, gdy działa realnie, jako polityk, czyli na podstawie telefonów, które otrzymuje, wizyt przedstawicieli związków zawodowych, dziekanów uczelni itd. W rzeczywistości działa on więc w oparciu o realnie ukonstytuowane siły opinii, które wpływają na jego percepcję tylko wtedy, gdy mają siłę albo mają siłę, ponieważ są zmobilizowane. Jeśli chodzi o to, by przewidzieć, czym stanie się uniwersytet w najbliższych dziesięciu latach, to myślę, że opinia zmobilizowana tworzy najlepszą podstawę. Wszelako fakt, potwierdzony przez występowanie braku odpowiedzi, że dyspozycja niektórych kategorii nie pozwala im dosięgnąć statutu opinii, czyli dyskursu pretendującego do spójności, do tego, by być słyszanym, pretendującego do dominacji itd., nie powinien prowadzić do konkluzji, że w sytuacjach kryzysu, ludzie, którzy nie mieli żadnych poglądów, wybierają przypadkowo. Jeśli problem istnieje dla nich politycznie (problem płac, czasu pracy dla robotników), wybiorą w zależności od politycznych kompetencji; jeśli problem nie ma dla nich wagi politycznej (represyjność w relacjach wewnątrz zakładu pracy) lub gdy zaczyna dopiero nabierać politycznego znaczenia, ich wybór będzie uwarunkowany systemem dyspozycji głęboko nieświadomych, który orientuje ich wybór w różnych dziedzinach, od estetyki przez sport, aż po preferencje ekonomiczne. Tradycyjny sondaż ignoruje zarówno grupy nacisku, jak i wirtualne dyspozycje, które nie mogą się wyrazić w postaci bezpośredniego dyskursu.

Dlatego jestem niezdolny do wytworzenia jakichkolwiek rozsądnych prognoz dotyczących tego, co może się wydarzyć w sytuacji kryzysu. Załóżmy taki problem jak system szkolnictwa. Można zapytać: „Co sądzi pani/pan o polityce Edgara Faure’a”?[iv] Jest to pytanie bliskie ankiecie wyborczej, w tym sensie, że jest noc i wszystkie koty są czarne: wszyscy się zgadzają się nie wiedząc dokładnie z czym. Wiemy, co oznaczałoby jednomyślne przegłosowanie ustawy Faure[v] w Zgromadzeniu Narodowym. Pytamy, więc: „Czy popiera pan/pani wprowadzenie politologii do szkół?”. Tu obserwujemy wyraźne podziały. Podobnie jest w przypadku pytania : „Czy wykładowcy powinni móc strajkować?”. W tym wypadku członkowie niższych klas poprzez przeniesienie swej kompetencji politycznej wiedzą, co odpowiedzieć. Można jeszcze zapytać: „Czy powinno się zmienić programy nauczania?”. „Czy pan/pani jest przychylny/na ciągłemu monitorowaniu wyników?”. „Czy pan/pani jest przychylny/na wprowadzeniu przedstawicieli rodziców do rad profesorskich itd.?”. Zamiast tego zadano pytanie „Czy popiera pan/pani Edgara Faure’a?”. Były w nim zawarte wszystkie powyższe pytania, ludzie zajęli więc stanowisko za jednym razem ws. wielu problemów, które w dobrej ankiecie można by poruszyć tylko za pomocą co najmniej 60 pytań, przy okazji których zaobserwowano by wahania we wszystkich kierunkach. W jednym przypadku wyrażone poglądy byłyby pozytywnie związane z zajmowaną pozycją w hierarchii społecznej, w kolejnym, negatywnie, w niektórych przypadkach bardzo silnie, w innych bardzo słabo albo wcale. Wystarczy sobie wyobrazić, że konsultacja wyborcza przedstawia kres pytania takiego jak »Czy popiera pan/pani Edgara Faure’a?«, by zrozumieć, dlaczego specjaliści socjologii politycznej uważają, że korrelacja, którą daje się zazwyczaj zaobserwować w niemalże wszystkich domenach praktyki społecznej, pomiędzy klasą społeczną oraz praktykami i opiniami, jest bardzo słaba w przypadku zjawisk wyborczych. Do tego stopnia, że niektórzy z tego wnioskują, że nie ma żadnej korelacji między klasą społeczną i głosowaniem na lewicę czy prawicę.

Biorąc pod uwagę, że w ramach procesu wyborczego zadaje się tylko jedno pytanie synkretyczne, mimo iż w rzeczywistości trzeba by zadać ich co najmniej dwieście; że jedni mierzą w centymetrach, drudzy w kilometrach, że strategia kandydatów polega na tym, by źle zadawać pytania i starać się ukryć podziały tak, by zdobyć głosy chwiejne, i wiele innych efektów, dojdziecie być może do wniosku, iż należy wręcz odwrotnie zadać tradycyjne pytanie o stosunek między sposobem głosowania a klasą społeczną i zastanowić się, dlaczego mimo wszystko istnieje relacja, nawet jeśli słaba. Warto także zastanowić się nad funkcją systemu wyborczego: instrumentem, który poprzez swą logikę ma tendencję do łagodzenia podziałów i konfliktów. Jedno jest pewne: badając sposób działania sondaży, można wyciągnąć wnioski co do sposobu działania specyficznego rodzaju ankiety, którym jest proces wyborczy oraz efektu, który wywołuje.

Krótko mówiąc, chciałem powiedzieć, że opinia publiczna nie istnieje. W każdym razie nie w tej postaci, którą przypisują jej ci, którzy mają w tym żywotny interes. Wspomniałem, że istnieje część opinii już ukonstytuowanych, zmobilizowanych oraz grupy nacisku powstałe wokół wyraźnie określonego systemu interesów. Z drugiej strony dyspozycje, które z definicji nie są opinią (jeśli rozumie się przez to coś, co może powstać w ramach dyskursu i pretendować do pewnej spójności). Ta definicja opinii to nie moja opinia na temat opinii. To najzwyczajniej wytłumaczenie definicji, którą realizują sondaże, domagając się od ludzi, by zajęli stanowisko na temat opinii wcześniej sformułowanych. A potem produkując, poprzez zwyczajne zsumowanie statystyczne opinii w tenże sposób wytworzonych, artefakt, którym jest opinia publiczna. Mówię po prostu, że opinia publiczna, uznana przez tych, którzy realizują sondaże czy tych, którzy używają ich wyników, ta opinia publiczna najzwyczajniej nie istnieje.

Pierre Bourdieu

Tłumaczyła Aleksandra Rybińska

Przełożyliśmy na język polski i publikujemy niniejszy tekst za życzliwym pozwoleniem wydawcy pisma „Les Temps Modernes” (Czasy Nowoczesne) posiadającego do niego prawa autorskie. To exposé, które słynny francuski socjolog Pierre Bourdieu wygłosił w styczniu 1972 r. w Centrum Kultury Noroit w Arras, na południu Francji. Zostało ono następnie opublikowane w „Les Temps Modernes” (nr 318, styczeń 1973, ss. 12921309). W exposé Bourdieu, twórca teorii przemocy symbolicznej, odwołuje się do społecznych i politycznych zmian zachodzących wówczas we Francji, niemal cztery lata po wybuchu Ruchu 1968, m.in. do wielkiej reformy szkolnictwa wyższego, powszechnie znanej jako ustawa Faure (Edgara Faure). Leady i śródtytuły pochodzą od redakcji „NK”.

Tekst ukazał się w najnowszym numerze internetowego tygodnika "Nowa Konfederacja"


[i] PSU, partia została rozwiązana w 1989 r. –przypis tłumacza.

[ii] Tak w oryginale w tekście – przypis tłumacza.

[iii] Debata między Jeanem-Jacques’em Servan-Schreiberem, dziennikarzem, eseistą, politykiem i w latach 1971–1979 przewodniczącyn Partii Radykalnie-Socjalistycznej, oraz ówczesnym ministrem ekonomii i finansów w prawicowym rządzie Jacques’a Chaban-Delmasa, Valérym Giscardem d’Estaing, miała miejsce 17 marca 1970 r. Dotyczyła systemu edukacji, równości, sprawiedliwości społecznej i postępu – przypis tłumacza.

[iv] Minister edukacji narodowej w latach 1968–1972 z ramienia Partii Radykalnie-Socjalistycznej – przypis tłumacza.

[v] Ustawa uchwalona 12 listopada 1968 r., reformująca francuski system szkolnictwa wyższego, likwidująca fakultety i wprowadzająca interdyscyplinarność. Ustawa Faure w dużej mierze podchwyciła i zrealizowała postulaty Ruchu 68 – przypis tłumacza.

Przełożyliśmy na język polski i publikujemy niniejszy tekst za życzliwym pozwoleniem wydawcy pisma „Les Temps Modernes” (Czasy Nowoczesne) posiadającego do niego prawa autorskie. To exposé, które słynny francuski socjolog Pierre Bourdieu wygłosił w styczniu 1972 r. w Centrum Kultury Noroit w Arras, na południu Francji. Zostało ono następnie opublikowane w „Les Temps Modernes” (nr 318, styczeń 1973, ss. 12921309). W exposé Bourdieu, twórca teorii przemocy symbolicznej, odwołuje się do społecznych i politycznych zmian zachodzących wówczas we Francji, niemal cztery lata po wybuchu Ruchu 1968, m.in. do wielkiej reformy szkolnictwa wyższego, powszechnie znanej jako ustawa Faure (Edgara Faure). Leady i śródtytuły pochodzą od redakcji „NK”.