Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jaki był ten rok, rok 2016 dla Kościoła? 

o. Adam Langhammer SP: Kończący się rok 2016 był dla Kościoła dobry i niedobry. Z jednej strony Kościół w Polsce otrzymał dużą ilość „duchowego paliwa” w związku ze Światowymi Dniami Młodzieży, ale z drugiej strony Kościół na świecie kolejny rok doświadczał cierpienia. Dobrze, że coraz głośniej mówi się prześladowanych chrześcijanach na Bliskim Wchodzie czy w Afryce oraz o dyskryminacji wierzących w Europie Zachodniej. Tylko czy samo mówienie pomoże naszym cierpiącym braciom i siostrom? Myślę, że dziś – w dobie tak rozwiniętych mediów społecznościowych - każdy z nas jest w stanie wywierać nacisk na polityków i instytucje, które mogą wpływać na realną poprawę sytuacji prześladowanych.

Często też w jakimś czarnowidztwie umyka nam przebijający się czasami w mediach fakt, iż to właśnie Kościół katolicki i chrześcijaństwo są najdynamiczniej rozwijającą się na świecie grupą wyznaniową. I coś w tym jest – cierpienia wierzących wzmacniają Kościół. Zresztą nawet Fronda pisała ostatnio o tym, że coraz więcej przybyszów z krajów arabskich przyjmuje np. w Niemczech chrzest. Może czasami robią to z wyrachowania, ale Boża łaska jest niepojęta.

Uważam, że ten kończący się rok był dla Kościoła dobry, bo pokazał, że Pan Bóg stale działa przez swoich uczniów i – mimo iż czasami są oni bardzo lichymi narzędziami – On potrafi za ich pomocą uczynić wiele dobra. 

Jakie wyzwania odsłoni przed nami- świeckimi i przed duchowieństwem rok 2017? O co szczególnie się troszczyć? 

Na to pytanie odpowiem z perspektywy mojego ogródka: edukacji i szkolnictwa katolickiego. 2017 rok może być dla szkół katolickich w Polsce dużą szansą. Reforma – choć będzie wymagała od nas wielkiego wysiłku – otwiera nowe możliwości. Przygotowywane zmiany w prawie oświatowym dają szansę na rozwój naszych, katolickich szkół. O co chodzi? Mechanizm przekształcania gimnazjów w inne typy szkół pozwala na otwarcie podstawówek czy szkół średnich tam, gdzie ich nie było, lub tam, gdzie samorządy dotąd nie były chętne takim szkołom. Jest to bardzo duża szansa, zwłaszcza, że szkoły katolickie cieszą się ogromną popularnością i rodzice – nawet będący czasami na bakier z Kościołem – chcą posyłać do nas swoje dzieci, bo wiedzą, że ich pociechy będą tam bezpieczne i otrzymają dobre wykształcenie. A to także dla nas – duchownych i świeckich pracjących w szkolnictwie - możliwość pokazania takim ludziom, że Kościół to miejsce, gdzie szanuje się drugiego człowieka i troszczy się o dobro dzieci i młodzieży, wbrew temu, co pokazują niektóre media.

Drugą sprawą, na którą chcę zwrócić uwagę, to konieczność ciągłego odbudowywania i wzmacniania poczucia związku Kościoła z narodem. W minionym roku były dwa wydarzenia o olbrzymim znaczeniu: pogrzeb Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” w kwietniu oraz pogrzeb Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka” w sierpniu. Zaangażowanie władz państwowych i tłumy ludzi, którzy z pragnienia serca brali w nich udział, pokazały, jak wielki potencjał tkwi w budzonych uczuciach narodowo-patriotycznych. Marzę o tym, by w tym zbliżającym się roku wziąć udział w pogrzebach gen. Augusta Feildofra „Nila”, Łukasza Cieplińskiego czy rtm. Witolda Pileckiego. Mam nadzieję, że ich doczesne szczątki zostaną wkrótce zidentyfikowane i będzie można im wreszcie oddać należną cześć.

Jeszcze parę lat temu w mediach widoczna była niechęć do duchowieństwa, do hierarchów kościelnych. Czy dziś jest lepiej, czy nic się nie zmieniło i księża nadal są dyskryminowani?

Media ogrywają istotną rolę. Są sytuacje, kiedy trzeba mówić o niewygodnych dla Kościołach sprawach, mówić dla jego dobra. W tej kwestii odnoszę się do słów św. papieża Grzegorza Wielkiego, który powiedział: „nawet jeśli prawda może powodować zgorszenie, lepiej dopuścić do zgorszenia niż wyrzec się prawdy”. Jeśli więc media pokazują nadużycia księży i ludzi Kościoła, nawet jeśli robią to z wrogich pozycji, uważam, że to dla nas ważne – mamy tak postępować, żeby nie bać się, iż „coś nam wyciągną”. Dlatego też tego nie nazywałbym dyskryminacją.

Co innego, gdy Kościół atakuje się z niechęci czy nawet nienawiści do głoszonych przez niego prawd – to wtedy faktycznie wymaga od nas, wierzących, walki. Są media z natury niechętne Kościołowi, ale na szczęście jest coraz więcej mediów Kościołowi przyjaznych. Zresztą w dobie Internetu otrzymujemy tyle narzędzi, że sami możemy pozytywne treści tworzyć i upowszechniać. Tak się też dzieje – obserwuję wielu ludzi na Facebooku i Twitterze i muszę przyznać, że przekazują bardzo dużo wartościowych materiałów, także religijnych. Tak więc – w podsumowaniu – to od nas, użytkowników mediów, zależy, jakie one będą.

Niektórzy uważają, że w XXI wieku młodzi ludzie przeżywają kryzys wiary. Czy faktycznie? 

To trudne pytanie. Znów są dwie strony medalu: jedna to ta, że badania socjologiczne pokazują, iż młodzi Polacy są bardziej konserwatywni niż ich rodzice, bardziej przywiązani do pewnych wartości tradycyjnych; jednak druga strona jest taka, iż młodzi nie szukają realizacji tych wartości w tradycyjnych formach katolickich. Dlatego nie nazywałbym tego kryzysem wiary młodych ludzi, bo to kładzie akcent na winę po stronie młodych. Ja bym to raczej nazwał kryzysem w docieraniu do młodych i akcent kładł po stronie Kościoła. Nie chcę tu wylewać jakichś żalów, bo to nie pomoże, ale mały obrazek, by zilustrować to, o co mi chodzi: proboszcz narzeka, że ma mało ministrantów przy ołtarzu. I jakie jest jego działanie w tej kwestii? Regularnie w ogłoszeniach pojawia się fraza: „chłopców, którzy pragną włączyć się do służby liturgicznej, zapraszamy na zbiórki w soboty o 10”. I tyle. Czy to pomoże, każdy może sam sobie odpowiedzieć. My, ludzie Kościoła, winniśmy szukać sposobów docierania do młodych. Ja mogę powiedzieć o jednym, bardzo prostym, ale wymagającym poświęcenia czasu – z młodymi trzeba być. Tak w „realu”, jak i w „virtualu”. Nie trzeba się bać, że będą zawracać głowę. Kończąc, powiem, że w Polsce mamy fantastyczną młodzież i tego nie możemy zmarnować.

Jakie owoce przyniosły ŚDM?

Na ten temat wiele już powiedziano. Ja miałem możliwość uczestniczenia tylko w diecezjalnej ich części, w kaszubskiej wiosce Bolszewo w archidiecezji gdańskiej, gdzie zgromadziło się kilkuset naszych młodych z placówek pijarskich z całego świata. Niesamowite doświadczenie. Kto tego nie przeżył, ten nie jest w stanie zrozumieć uczuć, jakie temu towarzyszyły. Bezcenne doświadczenie. Czy już można mówić o owocach? Myślę, że tak. Są dobre, ale nie powinniśmy spoczywać na laurach, ale wzmóc pracę duszpasterską wśród młodych, by te owoce były większe i trwałe. Bo możemy się zachwycić i popaść w zadufanie, że jesteśmy świetni, bo mamy żywy Kościół, którego nam zazdroszczą młodzi Francuzi czy Niemcy. I to byłby błąd, bo – jak już wspomniałem wcześniej – musimy teraz z młodymi być i towarzyszyć im w zwykłych sprawach, by się nie pogubili. Myślę, że tu jest szansa płynąca ze ŚDM – młodzi zobaczyli, że Kościół nie jest taki straszny, jak im go pokazywano, przeciwnie – jest w nim miejsce także na ich radość i młodość. I zobaczyli, że my – księża, zakonnicy i zakonnice – jesteśmy na nich otwarci i chcemy z nimi być.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

o. Adam Langhammer, pijar, dyrektor Szkół Pijarskich w Bolesławcu na Dolnym Śląsku