Niemcy się zbroją - i to na potęgę. Dosłownie - bo dzięki środkom, które będą przeznaczać na swoją armię, mają szansę stać się wkrótce najsilniejszym militarnie państwem europejskim. Mowa o niebagatelnych kwotach - z obecnego poziomu 1,2 proc. PKB przechodzą na 2 proc. PKB na armię rocznie. Biorąc pod uwagę kondycję niemieckiej gospodarki będzie to nawet powyżej 75 mld euro rocznie. Więcej wydają tylko USA i Chiny...

Na co pójdą te pieniądze? Jak mówi w rozmowie z ,,Rzeczpospolitą'' niemiecki generał Klaus Wittmann, ,,przede wszystkim na nadrobienie zaniechań z ostatnich trzech dekad''. ,,Po zjednoczeniu Niemiec część społeczeństwa uznała, że skoro jesteśmy otoczeni przez samych przyjaciół, armia nie jest nam potrzebna. Radykalnie ograniczono więc jej budżet, powstały puste struktury, nie uzupełnialiśmy nawet magazynów amunicji...'' - stwierdza wojskowy. 

W Niemczech, mimo ponad 80 mln ludności, jest tylko 175 tysięcy żołnierzy. To niewiele więcej, niż wkrótce będzie w Polsce, bo MON chce 150 tysięcznej armi. ,,Niektóre rodzaje sił zbrojnych w ogóle zostały zlikwidowane: obrona powietrzna praktycznie nie istnieje. Mamy tylko trzy, cztery bataliony artyleryjskie, podczas gdy w okresie zimnej wojny było ich 85. To samo z batalionami pancernymi, mamy ich trzy, czwarty jest formowany – przed 1989 r. było ich 60–70'' - mówi Wittmann.

,,W  tej chwili Niemcy byłyby zdolne wystawić tylko jedną ciężką dywizję. Plan restrukturyzacji Bundeswehry zakłada, że takie dywizje będą trzy'' - dodaje generał.

Wojskowy zapewnił przy tym, że Niemcy nie myślą o stworzeniu własnego potencjału nuklearnego - w zupełności wystarczają im gwarancje amerykańskie. 

Pytany, czy w razie zagrożenia ze strony Rosji Niemcy przyszłyby Polsce z pomocą, Wittmann odparł: ,,Nie mam co do tego żadnych wątpliwości''. ,,Obrona Polski, podobnie jak Izraela, ma dla nas wymiar moralny'' - dodaje generał.

mod/rzeczpospolita.pl