Książka Lucii i Francesco Casadei „Nawiedził nas diabeł. Historia prześladowanej rodziny” to bardzo wartościowa, nieco niezauważona na polskim rynku czytelniczym pozycja, którą spośród innych książek o demonologii odróżnia oryginalne podejście do tematu. Nie są to bowiem kolejne „wyznania egzorcysty”, nie jest to też świadectwo jednej osoby, nie jest to też dziennikarski wywiad z egzorcystą. Jest to coś na granicy tych gatunków, a sposoby narracji zmieniają się. Książka jest moim zdaniem zupełnie prawdziwa.

Zniewolenie jako okazja do nawrócenia
Pod pseudonimami Lucia i Francesco Casadei z diecezji Megalopolis ukrywają się osoby szukające dyskrecji z powodu swojego, podobno, dużego znaczenia w społeczeństwie. Ich rodzina, z początku niezbyt religijna, powiedzmy zlaicyzowana w stopniu przeciętnym jak na Włochów przechodzi duchową przemianę. Myślę, że głównym przesłaniem tej książki, to radosna wiadomość o ich nawróceniu. Na tej historii, myślę że jak na żadnej innych z dotychczas opisanych widać prawidłowość, że szatan, którego działania są niekiedy dopuszczane przez Pana Boga, potrafi, nieraz kogoś „zapędzić” do wzrostu duchowego, podobnie jak pies potrafi wgonić kogoś na drzewo. Myślę, że sami autorzy książki mogą krążąc po różnych labiryntach swoich przypuszczeń  i mrocznych wspomnień, mogą jeszcze nie widzieć tej pięknej drogi jaką przebyli.

Maleficium
Mam wrażenie, że książce brakuje wstępu, który by przybliżał pewne tło kulturowe, które dla włoskiego czytelnika jest oczywiste, ale Polaków może zadziwiać. Zatem spróbuję w swojej recenzji przypomnieć, że dla Włochów niezwykle ważnym i prawdziwym zjawiskiem jest tzw. „przekleństwo”. W Polsce, najczęściej nie jest to zbyt popularna metoda walki między ludźmi, u nas mam wrażenie chrześcijaństwo głębiej zwalczyło ten pogański zwyczaj. Zjawisku przekleństwa i chrześcijańskiej odpowiedzi na nie poświęcona jest nota duszpasterska biskupów Toskanii na temat magii i demonologii (Florencja, 1 czerwca 1994, tekst dostępny w internecie m.inn effatha.org.pl). To co w języku polskim określamy jako „przekleństwo”, teologia katolicka nazywa słowem „maleficium” (złoczynienie, w odwrotności od „beneficium”, czynienia dobra). Są to różne czynności, które mają na celu związanie człowieka z demonem, niekiedy niestety bardzo skuteczne.

„Złe oko”
Typowym dla współczesnych Włochów stanem ducha jest niewiara, czy też powierzchowna, zracjonalizowana wiara katolicka, w połączeniu z intensywną wiarą w przekleństwo i jego mroczne skutki. Ludzie przeklinają siebie nawzajem, jak i we własnych niepowodzeniach i chorobach doszukują się skutków przekleństwa osób z otoczenia, najczęściej dalszej rodziny lub osób nieżyczliwych w interesach. Włoch, któremu przydarza się nieszczęście, choroba, prędko myśli, kto go mógł przekląć, kto rzucił na niego mallochio, (dosł. złe oko), niekiedy przy użyciu zaczarowanego przedmiotu (wł. fattura). Na przykład w pewnym momencie historii nawiedzonej rodziny postanawia ona sfotografować wszystkie dziecięce pluszaki jakie są w domu, aby jakiś specjalista mógł po ich zobaczeniu wskazać czy któraż z zabawek nie jest przyczyną obecności szatana w domu.  

Oficjalne nurty teologiczne
Ta włoska specyfika jakby nie bardzo pasuje do wizerunku europejskiej teologii jaką usiłują popularyzować katolickie uniwersytety, wychowujące kapłanów w duchu racjonalizmu. Rodzina, której losy śledzimy, ma to dość typowe dla wielu Włochów przekonanie, że ktoś ją przeklął. Miało się to stać w momencie negocjowania ceny posiadłości i jakichś nieporozumień przy zapłacie za nią. Wówczas ktoś miał rzucić w ścianę domu woreczkami z substancją o krwistym kolorze, co rozpoczęło serię tajemniczych zjawisk. Głównie chodzi tu o choroby fizyczne, psucie się różnych rzeczy w domu, odgłos kroków, trzaski, powiewy zimna, chmary owadów, niezgodę. Tymczasem rzucanie przekleństwa, choć niekiedy realne, często jest jednak tylko domniemaniem.

Chłodna północ i gorące południe
Rodzina ta z początku z trudem poszukuje zrozumienia w swojej diecezji, na północy kraju, ale go nie znajduje. Chociaż jest tam jeden starszy egzorcysta (który jednak wkrótce umiera), i jeden chętny do pomocy zakonnik, którego jednak praktyka zostaje nagle przerwana przez przeniesienie go w inne, nieznane nikomu miejsce posługi. Jest jeszcze w ich otoczeniu jeden zaprzyjaźniony kapłan, który, jak się później okazuje mógłby im pomóc, ale za to oni długo nie zwierzają mu się nie chcąc wyjść w jego oczach na szaleńców. Na szczęście jest to zamożna rodzina, którą stać na jednodniowe samolotowe podróże w inne rejony kraju. O pomoc łatwiej jest na bardziej spontanicznym, nieco ludowym i tradycyjnym w duchowości południu. Tam odnajdują kilku kapłanów, bohaterów tej ksiązki.

Okazja duszpasterska
Ta książka warta jest przypomnienia obecnie, kiedy wielu zastanawia się, po co w XXI wieku są egzorcyści, czy oni zanadto ludzi opowiadaniem o szatanie nie przestraszą. Chyba wystarczająco widać w tej książce odpowiedź, jak bardzo sama z siebie przestraszona jest rodzina, która uważa że została przeklęta i że jest przez to związana z demonem. Rodzina ta szuka ratunku i skoro nie znajduje go w Kościele, idzie gdzieś poza Kościół. Wpadają w ręce różnych dziwnych „specjalistów”. Tak już jest, zawsze będą ludzie którzy uważają, że są dręczeni demonicznie. Te osoby, będące w stanie egzystencjalnego zaniepokojenia są szansą dla Kościoła, który ich poszukiwanie powinien umieć wykorzystać dla ich zbawienia. Naprawdę trudno jest niekiedy pojąć sprzeczność w jaką wpadają niekiedy duszpasterze wiele mówiący o „poszukiwaniu okazji duszpasterskich” a praktycznie odtrącający ludzi szukających wyzwolenia. Jest to przecież prawdziwa okazja do nawracania tych ludzi. Ta okazja do nawrócenia istnieje nie tylko u tych, którzy rzeczywiście są zniewoleni, jak opisywana rodzina, jak i tych, którzy są jedynie zalęknieni taką możliwością. Tymczasem niekiedy szuka się nie wiadomo gdzie tych „znaków czasu”, tymczasem tacy „poszukujący” są prawdziwymi niezauważanymi „znakami czasu”..   

o. Gabriele Amorth
Na szczęście książka nie opisuje jedynie porażek w poszukiwaniu pomocy, ale też sukcesy na tym polu.  Książka kończy się skutecznym wyzwoleniem ojca rodziny, nad którym skutecznych egzorcyzmów dokonuje nie kto inny jak legendarny już o. Gabriele Amorth. Ten opisany jest jako bardzo sympatyczna postać. Autorzy książki idą do niego porozmawiać, przedstawiając mu się jako poszukujący ciekawego materiału dziennikarze. Jednak o.Amorth po reakcjach zauważył, że autor książki jest naprawdę w poważnym stanie i wymaga egzorcyzmu. Bardzo ciekawe, że doznania towarzyszące rytuałowi poznajemy z dwóch stron. Opisane jest nam to z perspektywy jego kochającej żony Lucii, jak i z jego własnej perspektywy. Rytuał odbywa się co najmniej dwukrotnie, raz w tym miejscu w którym o. Amorth zwykle egzorcyzmuje przeciętne przypadki, jak i w innym miejscu o specjalnych warunkach gdzie pomaga się bardziej agresywnym podczas modlitwy osobom. Jest to ciekawy dokument tego praktycznego zaplecza pracy o. Gabriela Amortha, którego teorię znamy już z licznych książek. Ten dość obiektywny opis stanowi rodzaj wiarygodnego dokumentu.

Bp. Andrea Gemma
Niemniej ciekawą, choć mniej może w Polsce znaną postacią jest opisany w Polsce biskup Andrea Gemma, nazywany w książce „jedynym egzorcyzmującym biskupem”. Nie jest to do końca prawda, że jest to jedyny na świecie egzorcyzmujący biskup, ponieważ jest takich wielu w krajach w których posługa biskupa nie jest tak zdystansowana względem „zwykłych” wiernych jak to się ma w obyczajowości europejskiej. Na pewno widzieliśmy to na przykładzie biskupa egzorcysty Emmanuela Milingo z Zambii. W każdym razie Biskup Gemma był jedynym z rady związku egzorcystów włoskich, który łączył posługi biskupie z czynnym egzorcystatem. Ten biskup – emeryt diecezji Isernia-Venafro, był nie tylko sam praktykiem, ale też w jego diecezji egzorcyzmowało jeszcze kilku mianowanych przez niego egzorcystów, do których przyjeżdżały osoby z całych Włoch, a także z zagranicy. Kiedy przechodził na emeryturę wielu zastanawiało się, co się stanie dalej, jaki stosunek do ich posługi będą mieli jego następcy. O ile wiem nie jest z tym  najgorzej, w każdym razie nie słyszy się jakiegoś larum, żeby jakoś ograniczano tam egzorcyscat. Z ciekawością czytałam w książce relacje co dalej stało się po emeryturze z biskupem Gemmą. Bohaterowie książki z wytrwałością go poszukują, a w końcu otrzymując niemal konspiracyjnie jego nowy adres. Odnajdują go w małej parafii na terenie jego byłej diecezji, zmęczonego po operacji oczu, ale będącego jeszcze w formie i chętnego do udzielania pomocy. Ciekawe, że szatan jakoś wytrzymuje bez ujawniania się błogosławieństwa biskupa seniora, który również modli się nad Francesco, a pełna skala opętania ujawnia się dopiero u Gabriele Amortha. Czyżby rzeczywiście byli słabsi i silniejsi egzorcyści, a Andrea Gemma okazał się być w praktyce słabszy od Gabriele Amortha? Wydaje mi się, że tu może chodzić o to, że każdy zniewolony człowiek przechodzi pewną własną drogę, a objawy zniewolenia są najsilniejsze u jej kresu. Jeżeli porównać zniewolenie do choroby wrzodowej, to egzorcyzm jest odpowiednikiem momentu oczyszczenia, wypłynięcia ropy z krwią , kończącej długi etap bólu i gorączki, której przyczyna mogła pozostawać długo wcześniej ukryta. Być może, na początku tej historii kiedy nastąpiło spotkanie z Bp. Gemmą sprawa jeszcze nie dojrzała do swojego zakończenia i stąd milczenie szatana.

o. Francesco Bamonte
Najmłodszym z egzorcystów, z którymi Francesco i Lucia robią wywiad jest Francesco Bamonte, który zapewne będzie niegdyś tak znanym kapłanem jak Amorth i Gemma. W Polsce już wydano kilka książek jego autorstwa. Jego rola w historii wyzwolenia rodziny nie jest duża, ale bardzo się cieszę że z nim również przeprowadzono wywiad, ponieważ Bamonte jest niewątpliwie najlepszym teologiem z tej trójki egzorcystów. On weryfikuje i prostuje to, względem czego tamci dwaj mają wahania, mianowicie rolę tzw. charyzmatyków w procesie rozeznawania ingerencji demonicznych.  Autorzy książki poświęcają owym „charyzmatykom” cały rozdział swojej książki i jest to niewątpliwie najbardziej niepokojący i kontrowersyjny jej fragment. Trzeba by sięgnąć do oryginału włoskiego (nie mam niestety takiej możliwości ) i zobaczyć jakiego słowa użyto w tym miejscu. Moim zdaniem polskie tłumaczenie „charyzmatycy” jest mylące, ponieważ ukierunkowuje naszą myśl na członków wspólnot charyzmatycznych. Samo zaś słowo „Charyzmatyk” pochodzi od greckiego słowa „charisma”- „dar łaski” i nie powinno się zawężać tego określenia do pewnego marginesu dziwacznych zachowań, ponieważ wszyscy posiadamy jakieś „dary łaski”, zatem prawidłowo każdego ochrzczonego można nazwać charyzmatykiem (1 Kor 12,4).

Dziwni charyzmatycy
Tymczasem mam wrażenie, że chodzi tutaj o co innego, o osoby deklarujące że są „wrażliwe” (wł. sensitivi) i ich „wrażliwość” rzekomo pozwala na wykrywanie przyczyn zniewoleń drogą nadprzyrodzoną. O. Bamonte w swojej niezwykle cennej wypowiedzi mówi bardzo ostro i wyraźnie „mogą być charyzmaty pozorne, które są tajemniczym dziełem szatana”. W dalszej części swojej wypowiedzi podkreśla on, z czym się zgadzam i z radością witam te słowa „Są również kapłani, którzy opierają się na domniemanych charyzmatykach. I istnieje niebezpieczeństwo, że pozwolą im sobą „kierować” bez osobistego i dogłębnego rozeznania poszczególnych przypadków. Dlatego nie podzielam takiego sposobu postępowania (...) Jeśli jakiś kapłan usiłuje używać rozumu, wyczucia, wielkiej wiary i wiele modlitwy, to jestem przekonany, że Pan Bóg nie poskąpi mu światła rozeznania.” Czyli Ojciec Bamonte zdecydowanie nie współpracuje z „wrażliwymi”, cieszy mnie również że ich rad wystrzega się Bp. Gemma „Ale ja mam lekarstwo! A skoro jestem przekonany, że posiadam uniwersalny środek zaradczy, to nie potrzebuje stawiać dokładnej diagnozy”. 

Ślepe uliczki
Jednak autorzy książki, dramatycznie poszukując „dokładnej diagnozy” przyczyny swojego cierpienia korzystają z rożnych dość dziwnych  rozeznających. Ja rozumiem, że nie oni są winni tego zamieszania jakie panuje w tym względzie, skoro nawet egzorcyści nieraz uciekają się do  takich metod. Książka opisuje całą gamę „specjalistów” od bioenergoterapeutów, poprzez radiestetów montujących rzekome odpromienniki, przez wahadlarzy, po zakonnice, która kuriozalnie swoim nadprzyrodzonym zmysłem określa, że nad nawiedzanym domem znajduje się  czterech widzialnych dla niej demonicznych „strażników”. Już po dalszej części opowieści widzimy, że to jej „rozeznanie” prowadzi donikąd. Jej malownicza teoria, potwierdzona nawet przez kogoś jeszcze, nie sprawdza się wobec zakończenia tej historii, która znajduje „Happy End” w głębokim nawróceniu ojca rodziny. Na co wcześniej miało się zdać np. rozstawianie po pokojach nawiedzonego domu specjalnych świec, wypalanie ich koniecznie do końca i niesienie ich resztek „do analizy” osobom „wrażliwym”?

Modlitwa o wyzwolenie
W książce nieco uwagi poświęca się też modlitwom o wyzwolenie, które nie są egzorcyzmami, ale widzimy, że stosowane z wiarą przez kapłanów, jak również z roztropnością przez osoby świeckie. Przybliżają rodzinę do wyzwolenia. Bez wątpienia praca duchowa jaką rodzina wykonuje z e sprawującym takie modlitwy ojcem Paolo, również stanowi jakiś etap na drodze wyzwolenia. Niekiedy takie modlitwy o wyzwolenie mogą wystarczyć, ale w tym wypadku potrzeba było egzorcyzmu. Dobrze jednak, że wspominano o takiej dostępnej dla wszystkich drodze, podkreślając, że modlitwa Ojcze Nasz, którą pozostawił nam Pan Jezus jest również modlitwą o wyzwolenie, w słowach „Ale nas zbaw ode złego”.

Przyczyny zniewolenia tej rodziny
Po przeczytaniu tej książki nie ma się jednoznacznej pewności, jaka była przyczyna zniewolenia tej rodziny. Oni sami raczej przychylają się ku hipotezie, że było to rzucenie przekleństwa w czasie kupna domu. Chociaż są świadomi, że szatan może być przywoływany przez magię i spirytyzm, tłumaczą czytelnikom, że oni nie mieli z tym do czynienia, a zatem ich zdaniem cierpią zupełnie niewinnie. Nie neguję ich opinii, ale stawiam pytanie o ich definicję magii i spirytyzmu. Co oni przez to rozumieją? Sam egzorcyzmowany Francesco musiał jakoś tam się interesować literaturą spirytystyczną, skoro kiedy ks. Amorth położył mu stulę na piersiach, ma następujące skojarzenie: „Ten kapłan dużo wie ...” W jakiejś książce czytałem bowiem, że właśnie przez splot trzewiowy powstaje niewidzialna więź energetyczna między osobami żyjącymi, a czasami między żyjącymi a nieżyjącymi”. To zdanie jak na kogoś kto się zarzeka, że nie miał nic a nic ze spirytyzmem do czynienia jest co najmniej zastanawiające. Możliwe więc, że autorzy książki, choć otrzymali już wyzwolenie o złego ducha nie mają jeszcze trafnie rozeznanej kwestii co go przywołało. Zastanawiające jest też, że Lucia, jeszcze przed małżeństwem z Francesciem, od dzieciństwa miała pewne paranormalne wydarzenia. Widać jednak, że szczere nawrócenie tej rodziny, pozwala egzorcyście im pomóc, niezależnie od tajemnicy jaka okrywa przyczyny zniewolenia.  

Jezus jest Panem !
Podsumowując zauważę, że ta ciekawa książka pokazuje nam jak barwna i wieloraka jest teologia i praktyka współcześnie działających egzorcystów i osób modlących się o wyzwolenie. Ich posługa ciągle się doskonali i podlega też oczyszczeniu z różnych nietrafnych przekonań. Egzorcyści, choć różne są ich metody pracy, są zgodni w wychwalaniu roli Jezusa naszego Pana i Zbawiciela w ostatecznym zwycięstwie nad szatanem. 

Maria Patynowska

Lucia i Francesco Cascadei „Nawiedził nas diabeł. Historia prześladowanej rodziny”. Wydawnictwo Jedność 2010.