Na 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3,5 roku został skazany niemiecki dziennikarz Michael Sturzenberger za ujawnianie historycznych faktów, dotyczących związków pomiędzy islamem a niemieckim narodowym socjalizmem. W tekście pod tytułem „Swastyka i półksiężyc”, opublikowanym m.in. facebookowym profilu, opisuje historię spotkania hitlerowskich oficjeli z wielkim muftim Jerozolimy, zilustrowaną zdjęciem, na którym wysoki rangą oficer ze swastyką na ramieniu ściska dłoń znanego muzułmańskiego przywódcy tamtych czasów, Muhammada Amina Al-Husajniego. 

Wieloletnia współpraca członków wspólnot muzułmańskich z hitlerowskimi Niemcami za przyzwoleniem i zachętą ideologów islamskich jest faktem historycznym. Do legendy przeszła już pierwsza, niearyjska dywizja Waffer-SS, czyli 13 Dywizja Górska, złożona z muzułmanów, którzy w ramach służby na rzecz III Rzeszy otrzymali zgodę samego Heinricha Himmlera na praktyki religijne oraz dietę zgodną z zasadami islamu. 

Przypadek Michaela Sturzenbergera pokazuje, w jakim środowisku prawno-politycznym funkcjonują współczesne niemieckie media i jak szanowana jest tam wolność słowa oraz prawda historyczna. Władze za Odrą postanowiły karać nie tylko za krytykę polityki imigracyjnej, gdzie każdy, kto głośno wyraża swoje niezadowolenie z polityki pani kanclerz Merkel może otrzymać mandat w wysokości 1200 Euro. Od października 2017 r. ma wejść w życie ustawa, umożliwiająca nakładanie na media społecznościowe drakońskich kar za tak zwaną „mowę nienawiści”. Jeśli w serwisach internetowych, które mają w Niemczech więcej niż 2 miliony użytkowników, czyli takich jak np. Facebook lub YouTube, pojawią się treści niepożądane, serwisy te mogą zostać ukarane grzywną od 5 do 50 milionów Euro.

Co to oznacza w praktyce? Kolejny poziom cenzury, który będzie wdrażany prewencyjnie przez administratorów serwisów społecznościowych, żeby się nie narażać. Znane są też ograniczenia dostępu kapitału zagranicznego do niemieckiego rynku mediów. A jak to wygląda w Polsce? My jesteśmy krajem niezwykle gościnnym. 95% rynku prasy lokalnej, od „Dziennika Zachodniego” po „Gazetę Pomorską” znajduje się w rękach kapitału niemieckiego. Największy dziennik Fakt, tygodnik Newsweek, prasa kolorowa, serwisy internetowe, jak Onet czy Interia, największa rozgłośnia radiowa w Polsce, czyli RMF, i wiele, wiele innych- to wszystko należy do Niemców.

Być może jesteśmy bardziej gościnni od naszych zachodnich sąsiadów, ale też jesteśmy równie wyczuleni na kwestie uczuć religijnych i patriotycznych, jak oni. Rozumiemy, że państwo niemieckie nie lubi, gdy na terenie Bundesrepubliki obrażani są muzułmanie, a w mediach panoszy się zagraniczny kapitał. Dlatego powinniśmy jak najszybciej wprowadzić takie rozwiązania prawne jak w Niemczech, które w trybie pilnym dawałyby podstawy do szybkich pozwów i procesów sądowych wszelkiej maści speudo-artystów i zawodowych bluźnierców, serwujących nam „Klątwy” i „Golgota pikniki”. Kłamiący i manipulujący w żywe oczy żurnaliści cudzoziemskich stacji telewizyjnych, radiowych oraz prasy codziennej i tygodniowej, musieliby się mieć na baczności, publikując antypolskie paszkwile czy bezczelne dezinformacje, godzące w interes narodowy, władze czy polską rację stanu.

Kary stosujmy takie jak za Odrą: 1200 Euro za krytykę rządów premier Beaty Szydło, od 5 do 50 milionów Euro dla portali szkalujących dobre imię Polski, oraz po pół roku więzienia dla wszystkich łgających bezczelnie o Katyniu, Jedwabnem czy polskich obozach śmierci. 

Na pewno nikt się nie obrazi.

Paweł Cybula

Źródła: Stefczyk.info, wPolityce.pl