W niedzielnych wyborach do Landtagu Meklemburgii-Pomorza Przedniego partia kanclerz Angeli Merkel, CDU, odniosła spektakularną klęskę. Wprawdzie zagłosowało na nią 19 proc. wyborców, ale to wynik gorszy nie tylko od socjalistycznej SPD (30,6 proc.), ale także od prawicowej Alternatywy dla Niemiec (20,8 proc.).

AfD osiągnęła w Meklemburgii swój historyczny sukces, po raz pierwszy w jakichkolwiek wyborach wygrywając z ugrupowaniem Merkel. Wszystko za sprawą islamskich uchodźców, których kanclerz sprowadziła za Odrę, a których wielka część społeczeństwa po prostu nie chce.

Sama Merkel skomentowała tę sprawę tuż po wyborach, przyznając, że to dla niej bardzo trudna chwila. Nieco więcej powiedziała dopiero w Bundestagu po powrocie ze szczytu G-20. Merkel stwierdziła, że dobry wynik AfD jest "wielkim wyzwaniem" nie tylko dla CDU, ale także dla współrządzącej z nią na szczeblu federalnym SPD.

Po wyborach w Meklemburgii wobec Merkel padło wiele ostrych słów. Kanclerz zaapelowała w Bundestagu, by zaprzestać werbalnych ataków i skupić się na odpowiedzi na zaistniały problem. Należy jej zdaniem wziąć pod uwagę zdanie obywateli, bo samo przekrzykiwanie się i wskazywanie palcem winnych niczego nie da. Merkel broniła też swojej polityki imigracyjnej. Powiedziała, że obecnie sytuacja jest dalece lepsza, niż rok temu.

Rzeczywiście - w ubiegłym roku Merkel po prostu otworzyła granice na milion uchodźców. W tym już tego nie zrobiła i przyjmuje "zaledwie" setki tysięcy.

Kanclerz powiedziała też, że nie należy się obawiać o zmiany w Niemczech wskutek napływu imigrantów, bo... Niemcy zmieniają się cały czas od założenia Republiki Federalnej i zmiania nie jest niczym złym. "Niemcy pozostaną Niemcami - ze wszystkim, co jest dla nas w nich cenne i nam miłe" - powiedziała. Kanclerz dodała, że Niemcy pozostają silnym krajem opartym o liberalizm, demokrację, państwo prawa, sprawy socjalne i gospodarkę rynkową.

hk/Spiegel.de