Banały mają to do siebie, że są jak bryki, kiedy się gubisz w didaskaliach rzeczywistości, banał zawsze wskaże ci drogę. Banalne są życzenia zdrowia i szczęścia, dopóki jednego i drugiego zabraknie. Banały dotyczą również polityki i czasami warto, a nawet trzeba je przypomnieć. Jesteśmy średnim krajem europejskim i w zasadzie wszystko mamy średnie albo niewielkie. Średnia liczebność, średni obszar, średnie zasoby: surowce, źródła energii. Bardzo średni, a wręcz słaby przemysł, w którym prawie wszystko jest oparte na montowniach, nie na produkcji i budowaniu polskich marek.

Armię i wyposażenie, pomimo nowego otwarcia nadal mamy bardzo przeciętną liczebnie i przede wszystkim sprzętowo, gdzie więcej jest niemieckiego i radzieckiego demobilu niż nowoczesnego uzbrojenia. W gospodarce wspinamy się w górę i to w niezłym tempie, ale podniecenie szybko mija, gdy sobie porównamy zamożność państw europejskich, płace, systemy socjalne, poziom życia, tutaj też poniżej średniej. Jednak najbardziej „średnie” mamy położenie geopolitycznie, pomiędzy dwoma europejskimi mocarstwami, z którym zawsze byliśmy w konflikcie. Powyższy zbiór banałów w polityce nazywa się potencjałem i z takim potencjałem nie mamy najmniejszych szans na uzyskanie odpowiedniej pozycji w Europie. Rzekłbym nawet, że właśnie to w jaki sposób Unia Europejska nas usiłuje traktować, jest odzwierciedleniem naszego potencjału.

Byle Timmermans pozwala sobie na uruchamianie „bomby atomowej” i chociaż nie robi tego sam, tylko na żądanie Niemiec i Francji, to na bezczelność wobec Polski pozwalało sobie dziesiątki unijnych polityków. Dzieje się tak z jednego powodu – polskiego potencjału politycznego. Polska nie odetnie dostępu do źródeł gazu czy ropy naftowej, bo tych źródeł nie posiada. Polska nie narzuci kursu walut, nie zasypie Europy bezkonkurencyjną elektroniką, samochodami, samolotami, ponieważ takich możliwości nie mamy. Dokładnie tak samo się dzieje w sferze obronności, nikt się Polski, tak jak Rosji czy nawet Turcji nie boi. Broni atomowej nie mamy, nasza armia, biorąc poprawkę na historyczny heroizm wytrzymałaby atak Rosji czy Niemiec może dwa tygodnie i to pod warunkiem, że byłby to działania konwencjonalne. Z takimi blotkami siadamy do europejskiego stołu i dotąd czekaliśmy, co z tego stołu spadnie, żebyśmy mogli w ramach „wspólnoty” podnieść sobie 15-letni używany samochód.

Taka „polityka” nie odzwierciedlała polskiego potencjału, ale polskie niewolnictwo, bo nawet z tym co mamy powinniśmy się zachowywać zupełnie inaczej. Jak? Racjonalnie, po prostu racjonalnie! Jesteśmy krajem o średnim potencjale, ale w Europie zachowywaliśmy się dotąd jak najwięksi słabeusze, ubodzy krewni gotowi bić pokłony na oślep, byle zostać zauważonymi, poklepanymi po plecach i poczęstowanymi „zachodnim stylem życia”. Prócz potencjału potrzeba czegoś jeszcze, a mianowicie jasnych, czytelnych dla wszystkich krajów deklaracji. Jeśli Polska sama przez całe lata przyznawała i podkreślała, że bez UE nic nie znaczy i jest państwem słabym, skazanym na porażkę, to duże kraje UE musiałaby nie mieć rozumu, żeby takiego frajera ze Wschodu nie doić. Na traktowanie Polski przez Europę składa się wiele czynników, potencjał i deklaracje polityczne zajmują najwyższe pozycje, ale niebagatelne znaczenie ma też to, że banda tubylczych złodziei najzwyczajniej w świecie robiła miliardowe przekręty na uległości wobec UE.

Z tego banalnego zestawiania naszych możliwości człowiek inteligentny natychmiast wyciągnie wnioski. Istnieją przeszkody, których nie przeskoczymy, nie staniemy się wielkoobszarową Rosją z gigantycznym dostępem do surowców, nie będziemy potęgą gospodarczą na wzór Niemiec. Marne mamy szanse na pozyskanie broni atomowej czy zbudowanie milionowej armii, ale na pewno możemy zrobić kilka rzeczy i dzięki Bogu zaczynamy to robić. Jasne i wyraźnie przekazanie Europie, że czas lewych biznesów i traktowania Polski jak dojnej krowy się skończył, to warunek podstawowy, abyśmy się mogli odbić od dna. Taki komunikat od dwóch lat do Europy ślemy i stąd cała presja po drugiej stronie. Żaden duży kraj europejski nie chce Polski widzieć na miejscu mocnego średniaka, który dba o swoje interesy, bo to jest niepożądana konkurencja.

Przez całe lata Polskę udawało się dyscyplinować głupawymi rezolucjami czy wręcz artykulikami w „zachodniej prasie”. Do tego dochodziła jakaś marchewka w postaci wyjazdów bez paszportów czy „dotacji” do hal sportowych. Nagła zmiana kursu przez Polskę oznacza nagłą utratę miliardów euro, przy tym lewicowo-liberalny kołchoz unijny nie może znieść konserwatywnej Polski i to cała tajemnica „procedur” uruchamianych przeciw Polsce. Nasza jedyna szansa to zdecydowana deklaracja polityczna i ani kroku w tył, jedynie taka postawa pozwoli nam powiększyć potencjał. Alternatywą jest dalsze poprzerabianie Polski na kolonię i w tym wariancie ani potencjału, ani deklaracji nie będzie.

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)