Nie ma już dziś poważnych historyków, którzy twierdziliby, że w grudniu 1981 r. miało dojść do inwazji Armii Czerwonej na PRL. Co do grudnia roku 1980 sprawa jest mniej jednoznaczna. Jeśli ich plany ataku wyznaczonego na 8 grudnia były blefem, to wyjątkowo przekonującym. Czy sowieci rzeczywiście chcieli dokonać inwazji? W Białym Domu uważano, że tak. Oczywiście są i argumenty przeciw tej tezie.

- O ile Związek Sowiecki był zainteresowany przywróceniem porządku w Polsce, o tyle nie palił się do interwencji, ze względu na koszty: militarne, polityczne, gospodarcze – mówi Frondzie dr Grzegorz Majchrzak z IPN. Rosjanie bali się, że będą musieli walczyć z partyzantką i prze długi czas okupować Polskę. „Polacy to nie Szwejki” - napisał we wrześniu w swoim dzienniku Anatolij Czerniajew, zastępca kierownika Wydziału Międzynarodowego KC Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Jednocześnie w tym samym wpisie dodawał, że wysłanie czołgów do Polski „nie jest wcale wykluczone”. Jak przyznaje Grzegorz Majchrzak, wśród historyków powszechne jest przekonanie, że jeśli atak miał zostać przeprowadzony, to w grudniu 1980 r..

Armie Układu Warszawskiego koncentrowały od pewnego czasu siły nad granicą Polski. 1 grudnia stawili się w Moskwie wezwani pilnie przedstawiciele sztabów armii PRL, Czechosłowacji i NRD. Szef sztabu Armii Czerwonej Nikołaj Ogarkow wręczył im mapy przedstawiające przebieg manewrów o kryptonimie Sojuz '80. Plan zakładał, że na teren Polski wjedzie 11 dywizji sowieckich, 2 czechosłowackie i jedna enerdowska. W akcji miały wziąć udział także jednostki polskie: 5. i  11. dywizja pancerna oraz 4. i 12. zmechanizowana. Wojska miały stanąć w rejonie największych miast i centrów przemysłowych. Datę rozpoczęcia operacji wyznaczono na 8 grudnia.  Czy ktoś na Kremlu wiedział, że tego dnia przypada święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny?

Hawana za Warszawę

Amerykanie obawiali się, że Sowieci mogą nie zatrzymać się w Polsce. Prezydent USA Jimmy Carter prowadził ugodową politykę wobec Moskwy, ale tym razem starał się zadziałać. Doradcą Cartera był zresztą Zbigniew Brzeziński, któremu sytuacja w Polsce nie była obojętna. Biały Dom wiedział, że coś się dzieje, ale brakowało mu konkretnych informacji. Zła pogoda sprawiła, że satelity niewiele widziały. Jednak wśród oficjeli Ludowego Wojska Polskiego, którzy mieli dostęp do planów Moskwy był płk Ryszard Kukliński, który od kilku lat współpracował z CIA. Krótko po naradzie z 1 grudnia, warszawscy pracownicy Agencji dostali od niego przesyłkę.

„Drodzy przyjaciele” – pisał do Amerykanów Kukliński. – „Na polecenie ministra obrony Jaruzelskiego, gen. Hupałowski i płk Puchała zatwierdzili w siedzibie Sztabu Generalnego ZSRR plan wprowadzenia (pod pretekstem manewrów) oddziałów Armii Czerwonej, armii NRD i armii czechosłowackiej na terytorium Polski.” Jak tłumaczył, żołnierze „bratnich armii” zaczęli już rekonesans (w cywilnych ubraniach), a poszczególnym armiom wyznaczono strefy działań. 

Przetłumaczony tekst natychmiast trafił do amerykańskiej ambasady, a stamtąd do Waszyngtonu.  Dyrektor CIA Stan Turner poinformował o sytuacji Zbigniewa Brzezińskiego, a ten - prezydenta Cartera. 6 grudnia Turner przedstawił doradcom prezydenta swoje informacje: atak z trzech stron na Polskę nastąpi w ciągu 48 godzin, a wcześniej milicja aresztuje opozycję. Następnego dnia szef CIA dostał jeszcze jedną informację: wszystkie oddziały mają już wyznaczone zadania. Carter wysłał oświadczenia do światowych przywódców, a Brzeziński osobiście zadzwonił do Jana Pawła II.

Do inwazji nie doszło. Zadecydowało najprawdopodobniej to, że Amerykanie mieli rosyjskie plany, a także groźba kontrakcji – zajęcia przez USA Kuby.

Dlaczego ty żyjesz?

Niepokalane Poczęcie w 1980 r. to niejedyny przypadek, kiedy komunizm poniósł porażkę w dniu  święta Matki Boskiej. Warto pamiętać, że nie chodzi tu o sytuację, kiedy święto ustanawiane jest na pamiątkę zwycięstwa, jak po bitwie pod Lepanto z 7 października 1571 r. (Matki Boskiej Różańcowej) czy pod Chocimiem z 1621 r. (święto wyznaczono na 10 października). W 1980 r. było odwrotnie. Podobnie jak w roku 1920, kiedy w dniu Wniebowzięcia polskie uderzenie znad Wieprza przeważyło szalę w Bitwie Warszawskiej. Kolejna taka sytuacja, to uroczystość Matki Boskiej Fatimskiej w roku 1981.

Komuniści na serio rozważali likwidacje Jana Pawła II co najmniej od listopada 1979 r. To wtedy KC Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego nakazało KGB „w razie konieczności – sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację”, co było eufemistycznym określeniem zabójstwa. Być może ostateczny wyrok zapadł z powodu opisanych powyżej wydarzeń grudnia 1980 r. Polski papież miał wtedy nieoficjalnie zapowiadać Breżniewowi, że w razie interwencji wróci do Polski, żeby być ze swoim narodem (Watykan dementował te informacje, ale robił to w taki sposób, że więcej potwierdził niż zaprzeczył). Tak czy inaczej, uderzenie nastąpiło wiosną.  

13 maja 1981 podczas uroczystości z okazji święta Matki Boskiej Fatimskiej na placu św. Piotra znaleźli się agenci tajnych służb z komunistycznych państw (w tym z Polski), a także dwaj mężczyźni tureckiego pochodzenia: Oral Celik i Mehmet Ali Agca. Celik i Agca, uzbrojeni w pistolety marki Browning, czekali na przejazd odkrytego papieskiego samochodu. Strzelać miał ten, kto znajdzie się w lepszej sytuacji.

Nie jest pewne, czy Celik pociągnął za spust. Z cała pewnością zrobił to Agca. Zrobił wszystko jak należało: stojąc w tłumie, musiał strzelać znad głowy, a właśnie tę technikę trenował kiedyś pod okiem sowieckich oficerów w obozie szkoleniowym w Syrii. Jednak nie zabił papieża na miejscu. Zabrakło kilku milimetrów. Strzelec nie mógł tego zrozumieć.

- Dlaczego ty żyjesz? - pytał papieża, gdy ten odwiedził go później w celi.

„Jedna ręka trzymała pistolet, inna prowadziła kulę” - napisał po latach Jan Paweł II.

Imperium nie zaatakuje

W dniu święta Matki Boskiej Fatimskiej 1984 r. flota Związku Sowieckiego poniosła największe straty od zakończenia II wojny światowej. 13 maja 1984 r. eksplodował pierwszy magazyn w Siewieromorsku. Od niego zajęły się kolejne. Seria wybuchów i pożarów trwała aż kilka dni. Do dziś nie wiadomo, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy. Według jednej z wersji zawinił zwykły niedopałek, według innej – napromieniowanie magazynów przez radary. Nie można wykluczyć dywersji, ale nie ma na ten temat wiarygodnych źródeł. Szacuje się, że zniszczonych zostało 580 pocisków przeciwlotniczych 320  rakiet woda-woda. Pożar zagroził dwóm atomowym okrętom podwodnym, które udało się uratować. Nie wiadomo, czy uszkodzeniu nie uległy ładunki nuklearne składowane na lądzie. Zginęło od 200 do 300 osób, głównie pracowników magazynów oraz techników amunicyjnych wysyłanych do pożaru. Skażenie terenu toksycznymi substancjami mogło zabić kolejne osoby. Moskiewskie władze usiłowały zatuszować tragedię, ale ze względu na jej rozmiary nie dało się tego zrobić. A osłabiona Flota Północna straciła możliwość walki na Atlantyku.

Doszło do tego na północnym krańcu półwyspu Kola, 60 kilometrów od granic Norwegii i niedaleko bazy w Murmańsku, w porcie floty wojennej w Siewieromorsku. Mieścił się tam ogromny skład amunicji, w tym 900 pocisków przeciwlotniczych SA-N-1 i SA-N-3 oraz 400 rakiet woda-woda SS-N-3 i SS-N-12. Te ostatnie mogły przenosić głowice nuklearne. W porcie cumowały lodołamacze i przynajmniej dwie atomowe łodzie podwodne.

W razie wojny z Zachodem, siły te miały miały być użyte podczas walk na Atlantyku. Sowieci od lat planowali atak i co roku aktualizowali plany. W latach 80. sytuacja Moskwy zaczęła się coraz bardziej komplikować. Armia Czerwona ugrzęzła w Afganistanie. Ronald Reagan, który zastąpił w Białym Domu Jimmy'ego Cartera nazywał Związek Sowiecki imperium zła i zamiast posyłać mu pomoc, nasilił wyścig zbrojeń, na który komunistów nie było stać. Sytuacja ekonomiczna była tak zła, że nie wystarczało środków na własne potrzeby, nie mówiąc o pomocy sojusznikom.

-Prawdopodobieństwo uderzenia na Zachód malało z każdym rokiem i miesiącem – mówi Grzegorz Majchrzak.

Jednak ta świadomość mogła działać na Kreml dwojako – skłaniać do podjęcia reform, albo do ataku, póki to możliwe. Jak ocenia włoski historyk Alberto Leoni, połowa lat 80. była ostatnim momentem, kiedy Armia Czerwona mogła osiągnąć cel. Wprawdzie przygotowania do przemian w komunistycznym imperium już się zaczęły, ale istniało realne ryzyko, że 73-letni Konstantin Czernienko, który w lutym 1984 r. przejął władzę na Kremlu zdecyduje się na „ucieczkę do przodu”.

Tymczasem 25 marca 1984 r. wdzięczny za uratowanie życia Jan Paweł II dokonał na pl. św. Piotra zawierzenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi. Jak mówił kard. Tarcisio Bertone, papież zrobił to na prośbę siostry Łucji, ostatniej żyjącej wizjonerki z Fatimy.

Przed figurą Matki Boskiej Fatimskiej Jan Paweł II modlił się:

- Od wojny atomowej, od nieobliczalnego samozniszczenia, od wszelkiej wojny – wybaw nas!

Jakub Jałowiczor

Bibliografia:

Zbigniew Brzeziński, „Cztery lata w Białym Domu. Wspomnienia Doradcy do spraw Bezpieczeństwa Państwa 1977-1981”, Agencja Omnipress i Wydawnictwa Spółdzielcze”, Warszawa 1990

Benjamin Weiser, „Ryszard Kukliński. {Żcie ściśle tajne”, Świat Książki, Warszawa 2005

Antonio Socci, „Tajemnice Jana Pawła II”, Rafael, Kraków 2009

Claire Sterling, „Czas morderców. Kulisy zamachu na papieża”, Głos, Warszawa 1990

„Il domenicale”, 2 sierpnia 2004, Alberto Leoni, „5 agosto 1984: vent'anni fa la terza guerra mondiale”

Maciej Szopa, „Jeden niedopałek uratował świat?- niezwykła historia”, za; http://wiadomosci.wp.pl/kat,1020229,title,Jeden-niedopalek-uratowal-swiat-niezwykla-historia,wid,14215812,wiadomosc.html?ticaid=111c4e, 02.12.2013