Zdecydowane zwycięstwo Norberta Hofera z Austriackiej Partii Wolnościowej w pierwszej turze wyborów prezydenckich zszokowało austriacki i europejski establishment. Jednak wysokie wyniki partii radykalnie odrzucających dotychczasowy porządek stają się powoli codziennością.

Kandydat FPO zdobył w pierwszej turze 35% poparcia. W drugiej turze zmierzy się z kandydatem popieranym przez partię Zielonych Alexandrem Van der Bellenem. Jest o tyle znaczący wynik, że po raz pierwszy do drugiej tury nie weszli kandydaci rządzących naprzemiennie w Austrii socjaldemokratów i chadeków. W drugiej turze zmierzą się kandydaci o zupełnie odmiennych spojrzeniach na integrację europejską czy zmiany demograficzne zachodzące na kontynencie. Po raz pierwszy też kandydat spoza partii establishmentowych ma szanse na objęcia władzy w ważnym kraju europejskim. Jego wynik nie powinien jednak być zaskoczeniem, jego Wolnościowa Partia Austrii prowadzi zdecydowanie w sondażach przedwyborczych.

Marsz radykałów

Wynik Nornerta Hofera nie jest odosobnionym przypadkiem w Europie. Choć Austriacy spotkali się przed 16-stu laty z ostracyzmem z powodu koalicji rządowej z chadeków z FPO, to dzisiaj większość krajów jest tylko o krok od pójścia tropem tego alpejskiego narodu. We Francji z wynikami około 30% prowadzi w prezydenckich sondażach Marine Le Pen, otwartym pozostaje tylko pytanie, z kim zmierzy się w drugiej turze. W Holandii Partia Wolności, uskrzydlona wynikiem referendum w sprawie stowarzyszenia z Ukrainą, zdecydowanie prowadzi w sondażach partyjnych, osiągając chwilami nawet 40% poparcia. W Szwecji na czoło rankingów popularności wysuwają się antyimigrantcy Szwedzcy Demokraci, w Dani od kilku lat znacząca rolę odgrywa mocno prawicowa Duńska Partia Ludowa. W Niemczech rośnie poparcie dla Alternatywy dla Niemiec, która jest tam już trzecią siłą polityczną.

Nie da się ukryć, że duże poparcie dla partii podnoszących kwestie problemów związanych z imigracją występuje właśnie w krajach, gdzie odsetek muzułmanów jest największy. Nie oznacza to jednak, że inne kraje nie mają swoich radykałów. W Hiszpanii i Grecji na fali kryzysu wzrosły lewackie Podemos i Syriza. We Włoszech mocną pozycję drugiej siły politycznej zdobył sobie trudny do sklasyfikowania, eurosceptyczny a jednocześnie proekologiczny Ruch Pięciu Gwiazd komika Beppe Grillo. W Irlandii rośnie pozycja nacjonalistycznej i mocno lewicowej Sinn Fein. W naszej części Europy z partii radykalnych najsilniejszy jest węgierski Jobbik z około 25% poparcia stanowiący najsilniejszą alternatywę wobec rządu Fideszu. Na Słowacji do parlamentu weszła oskarżana o faszyzm Partia Ludowa Nasz Słowacja.

 Przesunięcia tektoniczne

Można zaryzykować stwierdzenie, że po kryzysie w 2008 r. antysystemowość stała się istotną siła polityczną. Zjawisko to nie ominęło też Stanów Zjednoczonych, gdzie rekordy popularności biją Donald Trump i Bernie Sanders. Zjawisko to ma szereg źródeł. Sam kryzys gospodarczy jest jednym z nich. W wielu krajach znacząco zwiększyło się po nim bezrobocie, zwłaszcza wśród młodych ludzi, z który rządy do dzisiaj nie potrafią sobie poradzić. Również kwestia problemów z muzułmańskimi imigrantami, niechcącymi się integrować w swoich nowych ojczyznach, dał paliwo antysystemowym partiom na długo przed kryzysem migracyjnym. Nie bez znaczenia jest też zjawisko globalizacji i dominacji ponadnarodowych korporacji, w którym wielu ludziom trudno się odnaleźć.

Niezwykle ważne jednak znaczenie miała rewolucja w komunikacji. Popularyzacja Internetu ułatwiła znacząco działanie ruchom antysystemowym i poszerzyła zakres wolności słowa. Ludzie mają możliwość sprawdzania faktów z innych punktów widzenia niż mainstreamowe media. Co więcej, dzięki ułatwieniom technologicznym mogą komunikować się w dużo łatwiejszy sposób. Dzięki temu mogą nie tylko poczuć siłę wypływająca z poczucia, że jest więcej osób myślących tak jak oni, ale mogą też się lepiej organizować. To głównie dzięki rozwojowi nowej technologii propaganda mówiąca o wspaniałości Unii Europejskiej, o zaletach multikulturalizmu czy potrzebie rezygnacji z idei państw narodowych jest coraz słabsza.

Wyzwanie dla Polski

Sukces partii antysystemowych zapewne przeora systemy polityczne państw Zachodu. W XX w. wzrost znaczenia partii socjaldemokratycznych spowodował powstanie w Europie państw opiekuńczych. Dzisiejsze zmiany polityczne zapewne spowodują zahamowanie, albo wręcz cofnięcie procesu integracji europejskiej, zapewne też wpłyną na osłabienie procesu globalizacji. Takie partie jak francuski Front Narodowy czy austriacka FPO mogą stać się wkrótce normalnym uczestnikiem życia politycznego jak socjaliści czy liberałowie. Dlatego Polacy powinni zacząć przygotowywać się do życia w zupełnie innej Europie niż ja znamy dzisiaj. Przede wszystkim powinniśmy przestać liczyć na pomoc Unii Europejskiej, a zacząć działać w oparciu własne siły.

 

Bartosz Bartczak