Tomasz Wandas, Fronda.pl: Katarzyna P. Odmówiła składania zeznań. Jak wiele mogły zmienić jej zeznania? Jak bardzo kluczowe mogły być dla śledztwa?

Marek Suski, klub parlamentarny PiS: Gdyby zeznawała i mówiła całą prawdę to poznalibyśmy całą sprawę, podobnie jej mąż Marcin P. gdyby na przesłuchaniu mówił całą prawdę też nie byłoby sprawy. Natomiast doskonale zdajemy sobie sprawę, że przynajmniej Marcin P., część rzeczy nam opowiedział nie do końca zgodnie z prawdą po to, aby możliwie jak najbardziej się "wybielić". O tych, którzy mu się narazili opowiadał, a prawdziwych mocodawców postanowił nie odsłaniać. Pani Katarzyna P. nie ma wyrobionej umiejętności przekazywania wybiórczo informacji, dlatego dla bezpieczeństwa wolała nie mówić i tyle. Podkreślić natomiast trzeba, że jest ona osobą, która w sprawie Amber Gold wie z pewnością prawie wszystko. Marcin P. ubiegał się o status świadka koronnego - i co ciekawe – odmówiono mu tej możliwości, a doskonale wiemy, że mając taki status powiedziałby nam znacznie więcej, co mogłoby się przyczynić również do szybkiego wyjaśnienia całej sprawy.

Wspomniał Pan Poseł, że zeznający często kłamią, skąd zatem opinia publiczna ma wiedzieć kiedy mówią prawdę, a kiedy nie? Czy byłby jakiś klucz do wyłapywania takich kłamstw, czy raczej jest to niemożliwe?

W jakimś sensie taki klucz istnieje. Jeżeli to co mówi Marcin P. jest zbieżne z tym co mamy w dokumentach i z tym co mówią inni świadkowie to można przyjąć, że mówi prawdę. Jeżeli mówi to co mamy w dokumentach, a inni świadkowie mówią, że było inaczej to z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że ci mówiący co innego próbują postawić siebie w dobrym świetle, gdyż zeznania i dokumenty świadczą na ich niekorzyść. Natomiast jeśli nie mamy czegoś w dokumentach, inni świadkowie zeznają, że było inaczej to jest kłopot nie tylko dla opinii publicznej, ale również i dla nas, gdyż mamy słowo przeciwko słowu i aby to rozstrzygnąć trzeba by było doprowadzić do konfrontacji. Być może zdecydujemy się na tego typu postepowanie.

O czym świadczy fakt, że Marcin P. tak bardzo się bulwersował, wręcz wybuchał?

Prawdopodobnie były dotykane jego wrażliwe punkty, po drugie pod koniec zeznań był już trochę zmęczony. Bardzo wrażliwą dla niego kwestią było to ile „zarobił” przy okazji tej afery.

Z jakich powodów Marcin P. nie uzyskał statusu świadka koronnego?

Nie wiem, być może ktoś się obawiał, że za dużo powie. W takich wypadkach status świadka koronnego przyznaje się komuś kto mówi prawdę, nie zataja faktów – w jego przypadku nie wiem, czy prokuratura była w stanie to ocenić, gdyż w ogóle nie podjęła takiej próby. Gdyby zaczął obciążać ludzi typu Michał Tusk, czy prezes Kloskowski i innych ważnych działaczy gdańskich to byłoby to bardzo niewygodne dla tego środowiska, mogłoby ulec ono głębokiej dekompozycji. Być może to było powodem, dla którego nie uzyskał tego statusu – jednak nie mam co do tego pewności, jest to tylko hipoteza.

Komisja zostało po to powołana dlatego, że Wymiar Sprawiedliwości kompletnie sobie z tą sprawą nie radził, wręcz tak działał, aby niczego nie wyjaśnić. Przede wszystkich działano tak, aby zamazać ślady, zgubić dokumenty, sprzedać komputery, aby nie było możliwości odtworzenia z nich danych itd. Widać wyraźnie, że działała pewna „niewidzialna ręka”, która miała zamazać ślady. Być może ta sama „niewidzialna ręka”, zadziałała, aby nie dostał statusu świadka koronnego, by przynajmniej ze swojej pamięci nie mógł odtworzyć wszystkich szczegółów – jest to hipoteza, moje odczucie tej sprawy.

O czym świadczy fakt, że uchylił się od odpowiedzi na pytanie, że obawia się o swoje bezpieczeństwo?

Jest to bardzo prawdopodobne, choć oczywiście nie przesądzające. Osoba, która o nic się nie obawia nie myśli długo, nie odmawia odpowiedzi na pytania. Tego typu postawa może świadczyć o tym, że faktycznie się czegoś obawia.

Dziękuję za rozmowę.