Nasza kampania poniosła porażkę już na starcie, w skróconej kampanii zbierania podpisów. Niezarejstrowanie list spowodowało, że duża część naszych wyborców przestała nas traktować jako znaczącą propozycję, tym bardziej, że straciliśmy w tym momencie praktycznie możliwość komunikacji medialnej. I niestety, nie przełamała tego determinacja naszych kandydatów w terenie. Wyniki są bardzo złe, gorsze od naszych poprzednich kampanii w okręgach sejmowych, w których wystartowaliśmy. Są jednak i szersze przyczyny. Nie sposób budować reprezentacji opinii chrześcijańskiej, jeżeli większość jej liderów nie chce mieć samodzielnej politycznej reprezentacji, jeśli przedkłada emocjonalne przeżycie wspólnotowe nad walkę o realny wpływ na sprawy kraju. Nasza porażka o przełamanie tych postaw ma większe znaczenie od przegranych wyborów.


Znamienna dla zobrazowania tego zjawiska była ujawniona przez Pawła Milcarka sprawa tygodnika „Niedziela”, prewencyjnie wykluczającego jakąkolwiek prawicową krytykę polityki Jarosława Kaczyńskiego. To, co pokazał pierwszy redaktor „Christinitas”, to tylko przykład zjawiska szerszego, a nie pojedynczy incydent. Do sprawy tej zresztą wrócę, bo nie chciałem jej nadmiernie komentować podczas kampanii. Przez całą kampanię nie mieliśmy możliwości żadnej wypowiedzi w Radio Maryja, a jedyną sprawą, która wzbudziła „zainteresowanie” TV Trwam były pomówienia o podpisach rzekomo zbieranych dla Prawicy przez PO (pomówienia, o których pierwszy i ostatni raz usłyszeliśmy w tamtej audycji TV Trwam). Natomiast – skoro tak interesujący był stosunek PO do naszej kampanii – realna radość pani Kidawy-Błońskiej z powodu niezarejestrowania przez nas list w całym kraju nie wzbudziła porównywalnego zainteresowania zbieraczy plotek. Nie mówiąc o sprawach, które podnosiliśmy.

 

Kampania ujawniła (a my przeprowadziliśmy tu dowód praktyczny, „demonstrację walką”) absurdalny charakter obecnego prawa wyborczego. Nasi kandydaci do Senatu zdobyli – startując na jednej dziewiątej terytorium kraju – ponad sto tysięcy głosów, co całkowicie potwierdziło szacunki naszego potencjalnego poparcia społecznego. Tymczasem obecna ordynacja wyborcza, z nazwy proporcjonalna, przekazując inicjatywę polityczną w ręce partyjnych central, całkowicie zafałszowuje właśnie proporcjonalny obraz opinii publicznej. Ordynacja większościowa jednomandatowych okręgów wyborczych niewątpliwie faworyzuje w reprezentacji ugrupowania silniejsze, ale dając szanse wszystkim, oddolnej inicjatywie, a więc Polsce realnej – nie zafałszowuje obrazu opinii Polaków tak jak obecna pseudoproporcjonalna ordynacja. Dodać warto, że właśnie to zafałszowanie służy jako uzasadnienie kontroli debaty publicznej i przeniesienia jej przedmiotu ze spraw polityki państwa i życia społecznego na pasjonujące dziennikarzy kwestie partyjnej walki o władzę.

 

Wyjaśnienie tych okoliczności należy się naszym wyborcom. Oczywiście, odpowiedzialność za bardzo zły wynik Prawicy Rzeczypospolitej należy do mnie jako do przewodniczącego – bo zadaniem lidera jest zmagać się z okolicznościami, a tych nie udało mi się pokonać. Polska nie ma prawicy chrześcijańsko-konserwatywnej, jakiej dla naszego kraju chcemy. Czas ucieka – więc nadal trzeba go gonić.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska