Wiele okrucieństw przeżyłem i widziałem. Nigdy nie mogłem znaleźć uzasadnienia dla ich istnienia. Całe życie męczyło mnie: Skąd pochodzi to ludzkie okrucieństwo?

Kiedyś zdarzyło mi się czytać ksążkę z fatalnym nagłówkiem: "Postęp, rozwój okrucieństwa". Autor próbuje przy pomocy bardzo kunsztownie zestawionych i objaśnionych przykładów dowieść, że postęp ludzkości prowadzi do ujawniania tajemniczej, właściwej człowiekowi przyjemności: katować swojego bliźniego, jego ciało, duszę. Przeczytałem książkę z odrazą, nie przekonała mnie ani trochę, a jej paradoksy nie za długo zniknęły mi z pamięci.

Ale teraz, po strasznym szaleństwie wojny europejskiej, po krwawej orgii rewolucji, znowu zaczynam się zastanawiać nad tymi paradoksami. Przy tym trzeba zauważyć: co się tyczy rosyjskiego okrucieństwa - to tutaj nie widać absolutnie żadnego postępu, formy pozostały niezmienione.

W początkach XVII w. stosowano takie tortury; usta ofiary napełniano prochem, który potem zapalano. Kobietom przewiercano piersi, przez usta przeciągano sznur, na którym potem wieszano ofiary.

W 1918 i 1919 robiono to samo nad Donem; na Uralu czerwoni i biali katowali swoje ofiary tak długo, aż te nie zmarły.

Wydaje mi się, że najbardziej jaskrawą cechą moskiewskiego narodowego charakteru jest właśnie okrucieństwo, tak jak humor - angielską. To specyficzne okrucieństwo - to jednocześnie wymyślona z zimną krwią miara dla określenia wytrwałości i oporu w cierpieniu, jakie może osiągnąć człowiek; swego rodzaju próba życiowej siły.

Najciekawszą cechą rosyjskiego okrucieństwa jest jego diabelska finezja, powiedziałbym, wyszukana estetyka. Nie sądzę, by te osobliwości można objaśnić takimi słowami jak "psychoza", "sadyzm" lub podobnymi. W istocie rzeczy niczego one nie wyjaśniają. Następstwo alkoholizmu? - Jednak nie myślę, żeby rosyjski lud był mocniej zatruty alkoholem niż inne narody europejskie. Chociaż trzeba przyznać, że wpływ alkoholu na psychikę Rosjanina jest szczególnie fatalny, gdyż lud nasz odżywia się gorzej niż inne.

Mówię tutaj nie o okrucieństwie, które pojawia się sporadycznie, jako wybuch chorej bądź perwersyjnej duszy. To wyjątki, które zajmą lekarzapsychiatrę: mówię tutaj o masowej psychologii, o duszy narodu, o zbiorowym okrucieństwie.

W pewnej syberyjskiej wiosce chłopi wpadli na pomysł: wykopali kilka jam, wrzucili do nich na łeb na szyję wziętych do niewoli czerwonoarmistów, a potem zasypali te jamy do połowy tak, że spod ziemi sterczały od kolan nogi zakopanych. Następnie chłopi z ciekawością przyglądali się drgawkom nóg.

W tambowskiej guberni wziętych do niewoli komunistów przybijano ćwiekami do drzew. Ale gwoździe wbijano tylko w lewe ręce i nogi i zabawiano się, przyglądając się, jak ci na wpół ukrzyżowani, w śmiertelnych konwulsjach poruszali nie przybitymi rękami i nogami.

Inni jeńcy zaznali takich tortur: rozpruto im brzuchy, wyciągnięto koniec kiszki i przybijano ją ćwiekiem do drzewa lub słupa telegraficznego. Potem goniono nieszczęśnika dookoła drzewa, przypatrując się, jak się rozwijały jelita.

Oto oddział wziętych do niewoli oficerów całkowicie bez ubrań. Z ramion wycięto im kawałki skóry, wielkości pagonu, w miejsce gwiazdek wbijano gwoździe. Potem powycinano im na nogach pasy ze skóry w formie kozackich czerwonych lampasów. Powoli ta operacja weszła w powszechne użycie i została nazwana "ubieraniem munduru". Oczywiście, że wymagała dużo czasu i precyzji. Podobne i jeszcze gorsze łajdactwa stawały się coraz częstszymi ostatnimi laty w Rosji.

Kto był bardziej okrutny: biali czy czerwoni? W rzeczywistości jedni i drudzy w tej konkurencji byli równi, bo jedni i drudzy to Rosjanie. A gdy chodzi o stopień okrucieństwa, to można z pewnością stwierdzić, że ci są najokrutniejsi, którzy posiadają najwięcej energii i władzy w rękach.

Nie wiem, czy jest gdzieś na Ziemi miejsce, gdzie tak okrutnie i nieubłaganie obchodzi się z kobietami, jak na rosyjskiej wsi. A to już całkiem pewne, że nigdzie, jak w Rosji, nie ma takiej masy ohydnych przysłów: "Zonę kocha się dwa razy: jak wchodzi zaręczona do domu i jak ją niosą na cmentarz", "Dla bab i zwierząt nie ma sądu", "Chcesz, żeby ci smakowało jedzenie, stłucz trochę żonę". W rosyjskich wsiach są setki podobnych przysłów, wyrażających nazbieraną przez stulecia mądrość. To słyszą dzieci, z nimi wyrasta młodzież.

Podobnie na wsi znęca się nad dziećmi. Kiedy niedawno zainteresowałem się statystyką przestępstw w guberni moskiewskiej i przejrzałem akta rozpraw karnych za lata 1901-1910, przeraziła mnie ogromna ilość okrucieństw, których ofiarami były dzieci i przestępstw popełnionych na młodzieży. W Rosji na ogół prawie każdy z rozkoszą bije kogoś. "Ludowa mądrość" zauważa w karze cielesnej coś człowiekowi potrzebnego i korzystnego. Wyrazem tego jest przysłowie: "Za bitego dwóch dają".

Często pytałem się uczestników wojny domowej, czy ich nie brzydziło wzajemne zabijanie. Odpowiedź zawsze była jednakowa: "W tym nie ma niczego obrzydliwego. Oni mają broń, my też, i my i oni w takim samym położeniu. Komu to przeszkadza, że zabijamy się nawzajem? Jeszcze wielu naszych braci pozostało na świecie".

To same pytanie postawiłem raz pewnemu żołnierzowi, który brał udział w Wojnie Światowej, a później był wyższym oficerem w Armii Czerwonej. Dał mi dziwną odpowiedź: "Co to wojna domowa? Wojna z obcymi, to całkiem coś innego, to wzrusza duszę. Powiem wam całkiem otwarcie, towarzyszu, zabić Rosjanina, jakie to ma znaczenie? Ich tylu, że nawet się nie zauważy, jeśli jakichś zabraknie. Spójrzcie na przykład na te wioski: one mogą zniknąć z powierzchni ziemi, gdy tylko zechcemy, na co one potrzebne?

A zresztą, niech czort weźmie całe nasze chłopstwo i wszystkie nasze sprawy. Ot, w Prusach, tam wszystko było inne. Gdy tam wkroczyliśmy, aż mi było żal. Co za wsie, co za miasta, jaka organizacja! My to wszystko zniszczyliśmy. I po co, na co? Od tego można było oszaleć. Czułem się prawie szczęśliwy, gdy zostałem ranny i nie mogłem więcej brać udziału w tym szaleństwie... Później byłem pod Judeniczem na Kaukazie. Tam widzieliśmy Turków i innych diabłów, wszystkie nędzne narodki, ale i ich było szkoda..." Ten człowiek był na swój sposób bardzo humanitarny; dowodził swoimi ludźmi, którzy go lubili i szanowali bardzo i lubił swoje wojskowe rzemiosło.

Gdy mówimy o rosyjskim okrucieństwie, to nie można pominąć milczeniem pogromów żydowskich. Fakt, że te pogromy organizowano w porozumieniu z durnowatymi przedstawicielami władzy, niczego i nikogo nie usprawiedliwia. Ci durnie i kanalie, pozwalający zabijać i grabić Żydów, nie nakazywali ich męczyć, gwałcić kobiety, zabijać dzieci, wbijać gwoździe w ludzkie głowy. Cała ta krwawa zgroza wychodziła z instynktu samych mas.

Jednak, można się ostatecznie zapytać, gdzież jest ten rosyjski chłop, rozważny, dobry, ten niezmordowany poszukiwacz prawdy i sprawiedliwości, którego tak pięknie i przekonywująco wymalowała nasza literatura XIX wieku?

W mojej młodości szukałem z uniesieniem tego człowieka po całej rosyjskiej ziemi i nie znalazłem go. Zawsze natrafiałem tylko na grubiańskiego realistę, chytrego wieśniaka, który udaje głupiego, gdy wydaje mu się to korzystne. Z natury swej ten chłop nie jest głupi i on o tym doskonale wie. Utworzył wiele smutnych pieśni, wiele surowych, dzikich i krwawych legend, wymyślił tysiące przysłów, w których wyraził swoje twarde życiowe doświadczenie. On wie, że "sam muzyk nie durak" tylko "mór jak owca", i że "świat mocny jak potok, a głupi jak świnia". On powie: "Nie bój się czorta, a bój się człowieka" i "bij swoich, bój się obcych". Nie ma respektu przed prawdą: "Prawdą się nie najesz" - powie. Ma masę podobnych przysłów i robi z nich użytek przy każdej okazji. Słyszy je od małego i od małego wyczuwa ich całą twardą prawdę, gorzki smutek i całą nienawiść do ludzi, która siedzi w nich. Niejeden - szczególnie mieszkańcy miast - przeszkadza spokojnemu biegowi życia chłopa i chłop uważa ich za niepotrzebnych na ziemi, na tej ziemi, którą on kocha mistyczną miłością i w którą on wierzy mistyczną wiarą. Ta ziemia, do której jest przytwierdzony swoim życiem, ciałem i duszą, która jest jego "przyrodzoną właściwością", tę ziemię zagrabili jemu rozbójnicy. Długo już przed Byronem wiedział rosyjski chłop, "że pot chłopa więcej warty od Bożego gruntu".

Narodnicki nurt naszej literatury z jego idealizowanym chłopem dążył do pewnego politycznego celu. Ale już, na przykład, pod koniec XIX w. nastąpił przełom w literaturze zajmującej się wsią i chłopem: stała się mniej miłosierną, więcej szczerą. Antoni Czechow w swoich „Chłopach" dał nam nowy obraz ludu. W pierwszej połowie XX w. pojawia się "Wieś" Iwana Bunina, mistrza rosyjskiego stylu. W jego opowiadaniach, szczególnie w nocnej rozmowie, widać już nowy punkt widzenia chłopa, prawie krytyczny, prawdę tu pokazano bez żadnych ozdób. Zarzucono Buninowi, że jest arystokratą, bo odnosi się do chłopów z obojętnością, a nawet wrogością. To nieprawda. Bunin jest przede wszystkim artystą i tylko artystą.

W najnowszej współczesnej literaturze znajdujemy jeszcze straszniejsze przykłady duchowej ciemnoty, w jakiej tonie rosyjska wieś. Szczególnie zwróciłbym uwagę na opowiadania chłopa Iwana Bolnogo w "Junosti", na moskwianina Siemiona Podiaczewa i sybiraka Wsiewołoda Iwanowa. Z pewnością żadnemu z tych pisarzy nie można zarzucić jakiejś arystokracznej wrogości do chłopa: sami oni są chłopami i są związani ze wsią duszą i ciałem. Lepiej, jak kto inny, rozumieją i znają życie prostych ludzi, nieszczęścia i zwyczajne radości wsi, duchową ślepotę chłopa i okrucieństwo jego psychiki.

Zakończę małą historyjką, którą usłyszałem od członka pewnej ekspedycji naukowej w 1921 r. na Uralu. Chłop z wioski, gdzie zatrzymała się misja, zapytał mego informatora: "Wy uczeni, więc objaśnijcie mi taką sprawę. W zeszłym tygodniu jeden Baszkir zabił moją krowę. Rozumie się, zabiłem Baszkira, a potem ukradłem jego krowę. Więc powiedzcie mi: czy można mnie pokarać za tę krowę?" Gdy go zapytali, czy on się nie boi, że szybciej będzie ukarany za zabójstwo Baszkira, chłop, z pełnym spokojem ducha, odpowiedział: "A teraz ludzie nic nie kosztują!" Słowo "rozumie się" warte uwagi. Zbrodnia staje się częsta i zwyczajna.

A to inny przykład tego samego porządku, pokazujący, jak wiejska świadomość "dostraja się" do nowych idei. Pewien nauczyciel ludowy, chłopski syn, pisze mi: "Znany uczony Darwin dowiódł naukowo konieczność nieubłaganej walki o byt. Przez to, że on nie protestuje przeciw temu, by skrócić życie słabych i niepotrzebnych ludzi, przez to, że i ludzie pierwotni pozostawiali starych na śmierć z głodu w ich jaskiniach, lub wieszali na wysokich drzewach - to chciałbym zaproponować wyniszczenie jakimś ludzkim sposobem tych, którzy się stali niepotrzebnymi dla życia, gdyż jestem przeciw wszelkiemu okrucieństwu. Proponuję truć ich jakąś smaczną trucizną. Ta metoda złagodzi walkę o byt... Zastosować ją trzeba wobec słabych na umyśle, idiotów, wobec wszystkich pokrzywdzonych przez naturę: kalek, ślepych, a także wobec nieuleczalnie chorych. Podobne prawo, normalnie, nie spodoba się naszej inteligenckiej młodzieży, ale przyszedł czas, kiedy nie należy już zwracać uwagi na tych "idealistycznych" reakcjonistów i kontrrewolucjonistów. Utrzymanie niepotrzebnych zbyt drogo kosztuje naród, trzeba te wydatki obniżyć do zera".

Wiele podobnych listów otrzymuję z teraźniejszej Rosji, podobnych pytań i propozycji. Bolesne wrażenie, ale, pomijając ich dzikość, wydaje się, że myśl w rosyjskiej wsi już się zbudziła, i chociaż jeszcze młoda i toporna, ale już czyni próby wyjścia w kierunku do tej pory jej obcym: wieś zaczyna myśleć o państwie i jego zadaniach.

Maksym Gorki

przedruk za: Literaturno - Naukowyj Wiestnik, 1923, s. 167-177, tom DXXIX,

tłum. na podst. tekstu ukraińskiego - Nasz Kłycz 1991, tom I, s.59-62

tłum. Piotr Gursztyn

Pismo Poświęcone Fronda nr 7 (1996)