Mówienie o możliwości pojawienia się rosyjskiej bazy lotniczej na Białorusi to „fejk” i „czcze gadanie”, mówił Aleksander Łukaszenka 24 grudnia w wywiadzie dla Aleksieja Wenediktowa, redaktora naczelnego stacji Echo Moskwy.

W tym samym wywiadzie białoruski przywódca wyraził gotowość przyjęcia niemal dowolnej liczby rosyjskich samolotów bojowych do istniejących baz lotnictwa wojskowego i sił obrony powietrznej Republiki Białoruś.

Ewidentny brak spójności tych tez skłoniła niektórych komentatorów do stwierdzenia, że ​​Łukaszenka skorygował swoje stanowisko i że jednak rosyjskie lotnictwo wojskowe uzyska możliwość stałego stacjonowania na terytorium Białorusi.

Według białoruskiego eksperta w dziedzinie wojskowości Aleksandra Alesina, to nie surowce energetyczne, ale rosyjskie bazy wojskowe na Białorusi mogą stać się przedmiotem negocjacji integracyjnych między Mińskiem a Moskwą. Za półtora roku bowiem, kończy się okres dzierżawy gruntów pod obiekty wojskowe w Wilejce i Hancewiczach.

Ale cofnijmy się nieco w czasie. Po raz pierwszy plan utworzenia garnizonu lotniczego rosyjskich sił zbrojnych na Białorusi został ogłoszony przez rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu w kwietniu 2013 r. podczas jego spotkaniu z Łukaszenką w Mińsku.

Wtedy jednak strona białoruska nie reagowała. Jedno było oczywiste: białoruski przywódca nie zamierza uprzedzać wydarzeń i unika konkretnych deklaracji w każdy możliwy sposób. Czas mijał, a stanowisko Łukaszenki pozostawało niesprecyzowane. A wtedy Kreml, korzystając z nadchodzących wyborów prezydenckich na Białorusi, postanowił rozegrać partię decydującą.

3 września 2015 r. rząd rosyjski zatwierdził propozycję prezydenta Władimira Putina ws. podpisania umowy między FR i RB w sprawie utworzenia rosyjskiej bazy lotniczej na terytorium Białorusi.

Służba prasowa rady ministrów Rosji zauważyła z tej okazji, że „Podpisanie umowy ułatwi organizację wspólnej obrony zewnętrznej granicy Państwa Związkowego w przestrzeni powietrznej oraz utworzenie jednolitego regionalnego systemu obrony powietrznej Federacji Rosyjskiej i Republiki Białorusi”.

Zwrócono także uwagę, że umowa ta długoterminowo skonsoliduje rosyjską obecność wojskową w regionie i przyczyni się do wzmocnienia jej bezpieczeństwa. Putin uznał argumenty rządu za rozsądne i 19 września 2015 r. nakazał resortom spraw zagranicznych i obrony przeprowadzenie niezbędnych negocjacji ze stroną białoruską i podpisanie umowy. Jego projekt został opublikowany na stronie internetowej Kremla.

Jakiś czas później głos zabrało również wojsko: naczelnik zarządu operacyjnego Sztabu Generalnego Rosyjskich Sił Powietrznych Aleksander Liapkin przedstawił strukturę organizacyjną i sztabową oraz skład pułku lotniczego, który został zaproponowany do rozmieszczenia na Białorusi.

Miejscem stacjonowania miało być lotnisko w Bobrujsku, gdzie miała zostać skierowana eskadra myśliwców szturmowych (12 maszyn) i jednostka helikopterów (cztery śmigłowce transportowe i bojowe Mi-8).

Aleksandr Alesin podkreśla, że praktyka dyplomatyczna nie zna drugiego takiego przypadku, by projekt tak ważnego dokumentu został udostępniony publicznie, bez wcześniejszego uzgodnienia przez strony.

Zazwyczaj tego rodzaju dokumenty pozostają poufne do momentu podpisania. Naruszenie tej reguły wyglądało na próbę wywarcia presji na Łukaszenkę, który stał przed trudnym zadaniem zmobilizowania swojego elektoratu w obliczu trudności ekonomicznych. Jednak po kolejnym zwycięstwie w wyborach wieczny prezydent uznał za konieczne zakończenie dyskusji na temat rosyjskiej bazy lotniczej na Białorusi. 30 października 2015 r., przemawiając na spotkaniu operacyjnym sztabu sił zbrojnych kraju, powiedział:

Człowiek, który powinien podjęć decyzję…. Ja o tym nic nie wiem”.

Temat bazy nie był już potem komentowany przez urzędników. Do czasu, gdy 30 marca 2017 r., ówczesny ambasador Rosji na Białorusi Aleksander Surikow, podczas konferencji prasowej w Mińsku powiedział, że kwestia rozmieszczenia rosyjskiej bazy wojskowej na Białorusi praktycznie nigdy nie została podniesiona. Tłumaczył, że nie było do tego podstawy prawnej:

Żadna baza wojskowa na terytorium obcego kraju, w tym na Białorusi, nie może zostać rozmieszczona bez umowy międzyrządowej, a taka nie istnieje”.

Zatem ewentualny przylot na Białoruś dowolnej liczby samolotów bojowych z Rosji nie oznacza przekształcenia w rosyjską bazę lotniczą tego białoruskiego lotniska, na którym wylądują. Przeciwnie. Zgodnie z ustawodawstwem białoruskim, za dwa miesiące musiałyby odlecieć.

Aby wydarzenia potoczyły się inaczej, Białoruś i Rosja musiałyby zawrzeć umowę międzypaństwową, określającą status prawny rosyjskiego obiektu wojskowego na Białorusi. Tak jak w przypadku 474 samodzielnego węzła inżynierii radiowej „Baranowicze” – radaru „Wołga”, (Hancewicze, obwód brzeski) i 43. Centrum łączności rosyjskiej marynarki wojennej (Wilejka, obwód miński). To te obiekty miał na myśli Łukaszenka, gdy mówił do Wenediktowa:

Mamy na swoim terytorium dwie bazy wojskowe Federacji Rosyjskiej, wysoko zaawansowane technologiczni. Ile zapłaciliście nam po upadku ZSRR za te dwie bazy? Zero”.

Dla ścisłości, w wypowiedź prezydenta Białorusi wkradła się nieścisłość, gdy niezgodnie z faktami użył określenia bazy zamiast obiekty.

W rzeczywistości eksperci uważają, że słowa te mogą wskazywać, iż białoruskie przywództwo podczas negocjacji w sprawie integracji gospodarczej może zażądać uwzględnienia czynnika obecności rosyjskich obiektów wojskowych na jego terytorium, a także jego wkładu we wspólne regionalne zgrupowanie wojsk.

Jak zauważa na portalu naviny.by ekspert wojskowy, pomimo faktu, że Rosja niedawno uruchomiła na swoim terytorium kilka systemów ostrzegania o ataku rakietowym typu Woroneż, znaczenie radaru Wołga w Hancewiczach, które jest również częścią rosyjskiego systemu ostrzegania wcale nie spadło. A prawdopodobnie nawet wzrosło w związku z wystąpieniem Stanów Zjednoczonych z Traktatu o pociskach średniego i krótkiego zasięgu (INF). W przypadku rozmieszczenia amerykańskich pocisków INF w Europie, radar Wołga staje się kluczowym obiektem rosyjskiego systemu obrony przeciwrakietowej na kierunku zachodnim, ponieważ dzięki swojemu położeniu będzie w stanie wykryć pociski INF w momencie ich wystrzelenia. W związku ze wzrostem liczby i aktywności rosyjskiej floty okrętów podwodnych na Oceanie Spokojnym zwiększy się też znaczenie centrum łączności morskiej w Wilejce.

Istotny jest również fakt, że umowa z 6 stycznia 1995 r. dotycząca dzierżawy przez Rosję nieruchomości i działek, na których znajdują się oba te obiekty wojskowe, wygasają 6 czerwca 2021 r., a do czerwca 2020 r. Mińsk i Moskwa muszą zdecydować o ewentualnym ich przedłużeniu. Nie wykluczone, że prolongata tych dokumentów stanie się jednym z tematów negocjacji białorusko-rosyjskich.

Według Alesina, trudno sobie wyobrazić, by Łukaszence udało się jakimś cudem zbić na tym jakiś interes. Przypomina on przy okazji, że z tytułu działalność rosyjskich obiektów wojskowych w Wilejce i Hancewiczach, strona białoruska nie pobiera żadnych podatków i opłat.

W ramach rekompensaty Rosja udostępnia Białorusi bezpłatne informacje o sytuacji kosmicznej i rakietowej oraz pełen zakres szkoleń. Dlatego oczywiste jest, że Łukaszenka podczas konferencji prasowej 1 marca 2019 r., odpowiadając na pytanie rosyjskich dziennikarzy o obiekty wojskowe powiedział: „Nie weźmiemy od was ani kopiejki, nawet jeśli nie uregulujecie strat wynikających z manewru podatkowego. A niech te pieniądze zostaną u was, przecież to nasze wspólne bezpieczeństwo”. Tę samą tezę, tylko innymi słowy powtórzył białoruski przywódca Wenediktowowi.

Niemal wszyscy komentatorzy zgadzają się, że pomimo braku porozumienia w kwestiach ekonomicznych między Mińskiem a Moskwą obie strony nie kwestionują potrzeby stacjonowania rosyjskich obiektów wojskowych w Wilejce i Hancewiczach, dlatego odpowiednie umowy zostaną przedłużone.

Według Alesina, ataki Łukaszenki na rosyjskie przywództwo prawdopodobnie obliczone są reakcję międzynarodowej opinii publicznej. Pytanie brzmi, czy i na ile pomoże to zwiększyć jego pozycję w negocjacjach dotyczących pogłębienia integracji.

Kresy24.pl