Rozwścieczeni podkreślaniem przez premiera Benjamina Netanjahu żydowskiego charakteru Izraela, rozmaici liberalni przywódcy z pianą na ustach atakują premiera ze swadą, której dorównuje jedynie ich arogancja.

W dzienniku Haaretz były minister edukacji Jossi Sarid ostrzegł, że „dotarliśmy do kresu naszej demokracji”, a minister nauki Jakow Peri oznajmił, że ustawa kojarzy mu się z “państwami, które przyjęły prawo szariatu”. Przywódca partii Merec, Zahawa Gal-On, posunęła się jeszcze dalej, grzmiąc o „przestępstwie na szkodę izraelskiej demokracji” i „jednej z najczarniejszych plam na kartach izraelskiego prawa”.

O co zatem ten cały zgiełk? Projekt ustawy definiującej Izrael jako narodowe państwo ludu żydowskiego opiera się na zasadach określonych w Deklaracji Niepodległości z 1948 r., a do tego nie kwestionuje i nie znosi demokratycznego charakteru państwa.

Wyjaśniając stojącą za ustawą logikę, Netanjahu przypomniał, że “Izrael jest żydowskim państwem demokratycznym. Są tacy, którzy chcieliby, żeby demokracja wzięła górę nad religią żydowską, i tacy, którzy woleliby, żeby judaizm liczył się bardziej niż demokracja. W ustawie, którą zaproponowałem, obie te wartości są traktowane na równi i z jednakową powagą.” Tym niemniej, stwierdził ponadto, „niektóre prawa narodowe są zarezerwowane tylko dla Żydów: flaga, hymn, prawo do emigracji do Izraela i inne symbole narodowe.”

Innymi słowy, ustawa nie zmienia społecznej rzeczywistości Izraela i nie jest skierowana przeciwko nieżydowskim mniejszościom, które zamieszkują wśród nas. Służy jedynie wzmocnieniu żydowskiego elementu naszej narodowej tożsamości i upewnieniu się, że nie będzie on pomijany w przyszłości w ustawodawstwie i zarządzaniu.

Ustawa oparta jest na wartościach niezaprzeczalnych, nikt nie powinien mieć względem tego wątpliwości. Stanowi istotną i podjętą we właściwym czasie próbę utwierdzenia żydowskiej tożsamości Izraela w prawie, pomimo podejmowanych w kraju i na świecie prób rozmycia lub całkowitego pominięcia tej kwestii.

Sprzeciwiać się jej mogą jedynie ci, którym zależy na zminimalizowaniu faktu żydowskości Izraela, lub jego całkowitym zaprzeczeniu. Wszak ustawa zmierza jedynie do tego, by zachować pryncypia stanowiące fundament żydowskiego państwa od momentu jego założenia.

NIE WIERZCIE zatem straszliwym teoriom mówiącym, że nowa ustawa jest antydemokratyczna lub anachroniczna. Te głosy to zwykłe bzdury.

Rozważcie, co następuje: w Wielkiej Brytanii królowa musi być członkiem kościoła anglikańskiego i nosi tytuł „Obrończyni Wiary i Najwyższej Zwierzchniczki Kościoła Anglii”. Zgodnie ze stroną internetową monarchii brytyjskiej „arcybiskupi i biskupi są mianowani przez Królową za radą Premiera, spośród kandydatów wybieranych przez Komisję Kościelną. Podczas nominacji składają przysięgę na wierność Królowej i bez Jej zgody nie mogą zrezygnować ze stanowiska.” Wydaje się jasne, że kościół anglikański ma szczególny status w brytyjskim prawie, które wynosi go na pozycję nadrzędną w stosunku do innych kościołów.

Czy teraz ktoś chciałby zasugerować, że Wielka Brytania nie jest demokracją, lub że jej prawodawstwo jest „antydemokratyczne”? Jest o wiele więcej podobnych przykładów; konstytucja Grecji zaczyna się słowami „w imię świętej i niepodzielnej Trójcy”, a artykuł 3 mówi: „dominującą religią w Grecji jest religia Wschodnioprawosławnego Kościoła Chrystusowego”.

W Danii paragraf 4 konstytucji mówi: „Ewangelicki Kościół Luterański jest kościołem państwowym Danii i jako taki jest wspierany przez państwo” a w paragrafie 6 czytamy, że król „winien należeć do Ewangelickiego Kościoła Luterańskiego.”

Artykuł 62 konstytucji Islandii stwierdza: „Kościół Ewangelicko-Augsburski w Islandii jest Kościołem państwowym i jako taki jest wspierany i chroniony przez państwo.”

Czy zatem oznacza to, że Ateny, Kopenhaga i Reykjavik stały się ośrodkami antydemokratycznie nastawionej teokracji? Opozycja przeciwko „ustawie o państwie żydowskim” ma charakter czysto polityczny i nie ma nic wspólnego z treścią proponowanej ustawy, a wynika jedynie z histerii przeciwników ustawy, którzy zdają się lękać tego, że żydowska tożsamość Izraela zostanie przez prawo postawiona na równi z jego demokratycznymi wartościami.

Jedynymi ludźmi stojącymi w opozycji do idei żydowskiego państwa narodowego są ci, którzy obawiają się, że w naszej żydowskości odnajdziemy się równie dobrze jak w naszej demokracji, co jest dla nich niewyobrażalne. Nie zdają sobie sprawy z tego, że państwa, podobnie jak ludzie, którzy je zamieszkują, wymagają jasno zdefiniowanego poczucia tożsamości, podkreślającego ich niepowtarzalność i indywidualność. Budowanie takiego poczucia nie ma charakteru rasistowskiego, czy antydemokratycznego. To rzecz w swoim charakterze jak najbardziej ludzka; a także jak najbardziej żydowska!

Michael Freund

24 listopada 2014

Tłum. MAB

Tekst oryginalny: http://www.jpost.com/Opinion/Fundamentally-Freund-Whos-afraid-of-a-Jewish-nation-state-382732