Portal Fronda.pl: O. Giancarlo Pani na łamach „Civiltà Cattolica” przypomniał, że na soborze trydenckim zezwolono w szczególnym wypadku na powtórne małżeństwo. Jakie ma to znaczenie dla współczesnej dyskusji o ewentualności dopuszczenia rozwodników w nowych związkach do Komunii świętej?

Ks. Robert Skrzypczak: W aktualnej debacie o dopuszczenie rozwodników w nowych związkach do Komunii próbuje się niekiedy powoływać na przykład kościołów prawosławnych. W tym wypadku „Civiltà Cattolica” zaprezentowała artykuł, który opisuje casus powołania się na taki właśnie przykład podczas trwania soboru trydenckiego. Chodzi tu o casus partykularny, który dotyczył kondominium państwa weneckiego, sięgającego aż po tereny Grecji. Żyli tam wyznawcy prawosławia, którzy podlegali politycznie pod weneckiego dożę i patriarchę Kościoła łacińskiego. Ten szczegółowy casus próbowano wykorzystywać nawet teraz w dyskusjach na forum prasy, zwłaszcza włoskiej. Sam kard. Walter Kasper zarzekał się, że w debacie wokół dopuszczalności rozwodników do Komunii świętej nie możemy powoływać się na przykład prawosławia. Casus wspomniany w artykule z „Civiltà Cattolica” byłoby bardzo trudno wykorzystywać dziś jako argument.

Tradycja wschodnia i zachodnia są podzielone różnymi sposobami tłumaczenia i rozumienia greckiego słowa „porneia”, użytego w Ewangelii wg św. Mateusza 19,9. Jest tam przytoczona wypowiedź Pana Jezusa dotycząca nierozerwalności małżeństwa. Chrystus powiedział, że żona, która opuszcza swojego męża i wiąże się z innym człowiekiem dopuszcza się cudzołóstwa, a mąż, który żonę oddala, naraża ją na cudzołóstwo – chyba, że w wypadku „porneia”. Po polsku tłumaczymy to jako „nierząd”. Kościoły wschodnie tłumaczą to jednak jako „cudzołóstwo” i traktują to jako przypadek, który zwalnia z obowiązku podtrzymywania nierozerwalności małżeńskiej. Tymczasem w Kościele zachodnim „porneia”, a więc „nierząd”, rozumiemy jako wypadek, gdy związek jest z góry niemożliwy do zaakceptowania, bo jest oparty o nieprawe łoże. Dlatego nie ma tu w ogóle możliwości zawarcia małżeństwa.

Dochodzi do tego pewne rozróżnienie, które jest obecne w tradycji wschodniej, a mianowicie na nierozerwalność wewnętrzną i zewnętrzną. To jest de facto ekwilibrystyka słowna; można wręcz powiedzieć, że chodzi tu o pewne z lekka gnostyckie rozumienie nierozerwalności. W rozumieniu Kościoła zachodniego nierozerwalność dotyczy zawsze konkretnego, istniejącego obiektywnie węzła małżeńskiego, między jednym mężczyzną a jedną kobietą. Natomiast w niektórych kościołach wschodnich jest inaczej, mamy właśnie wspomnianą nierozerwalność wewnętrzną i zewnętrzną. Przypadek cudzołóstwa, który zachodzi w jakimś związki, miałby jakoby zwalniać osobę niewinną i pokrzywdzoną z obowiązku wspólnego życia z cudzołożnikiem. To właśnie dotyczy nierozerwalności zewnętrznej, nie ma tu naruszenia nierozerwalności wewnętrznej. Tłumaczy się, że sakrament małżeństwa trwa dalej w tym pierwszym związku w sposób duchowy, ale nie wiąże już prawnie. Są to kategorie, które trudno zaakceptować, porównując je z pojęciami, którymi posługujemy się w cywilizacji zachodniej.

Portal Fronda.pl: Rozumienie greckiego słowa „porneia” jest w Kościele zachodnim wciąż dyskutowane, czy rzecz została już definitywnie wyjaśniona?

Ks. Robert Skrzypczak: Było to zawsze dyskutowane, bo greckie pojęcia są niekiedy wieloznaczne. Zwłaszcza, jeżeli próbujemy znaleźć odpowiednik w języku hebrajskim lub aramejskim, którym mógł posłużyć się Pan Jezus. Przypomnijmy, że języki semickie nie używają samogłosek, dlatego można odkrywać kilka znaczeń. Ewangelię próbujemy jednak odczytywać w znaczeniu kontekstualnym, a więc dany fragment interpretujemy w kontekście całości Bożego Objawienia – całości Ewangelii i Pisma. Jaki był więc zamysł Pana Jezusa, gdy ustanowił sakrament małżeństwa? Otóż sakrament małżeństwa został ustanowiony przez Chrystusa jako skuteczne narzędzie przekazu prawdy, tego, że Chrystus poślubił nas, odkupioną ludzkość, na krzyżu. Wszedł z nami w związek duchowy, ale także cielesny – oddał się całkowicie swoim ciałem, krwią i tchnieniem człowiekowi, którego pokochał i na wieki poślubił. Nie jest więc w ogóle możliwe, by Pan Jezus miał się wycofać ze swojego przymierza, by miał odmówi człowiekowi, za którego oddał życie. Dlatego sakrament małżeństwa, będąc znakiem odzwierciedlenia tamtej rzeczywistości, przestałby być odblaskiem miłości Chrystusa do ludzkości i przestałby w ogóle być sakramentem, gdybyśmy dopuścili rozerwalność.

Portal Fronda.pl: Kard. Walter Kasper proponując nowe podejście do rozwodników w kolejnych związkach mówi o takich przypadkach, w których po prostu nie da się już powrócić do związku sakramentalnego.

Ks. Robert Skrzypczak: W związku z tym, że nie można powrócić do związku sakramentalnego, naruszono pewną relację sakramentalną, która istnieje od samego początku między Eucharystią a małżeństwem. Działa to w dwie strony. Tak jak w sakramencie Eucharystii jest zawarte małżeństwo, związek między Chrystusem a odkupioną ludzkością, tak małżonkowie w sakramencie małżeństwa odzwierciedlają tę eucharystyczną miłość Chrystusa. Możemy odwołać się tu do adhortacji Jana Pawła II Familiaris Consortio, do tego, co zostało powtórzone w 1995 roku przez prefekta Kongregacji Nauki Wiary Józefa Ratzingera. Odpowiedziano wówczas na pytania o dopuszczalność osób żyjących w innych związkach do Komunii świętej. Już wtedy, niemal 20 lat temu, toczyła się taka debata – i uczestniczyli w niej częściowo ci sami ludzie, a więc kard. Kasper czy abp Lehman. W obu wspomnianych watykańskich dokumentach odwołano się wówczas do podwójnej argumentacji. Nie chodzi tu wyłącznie o tłumaczenie moralne, tak, jak to się nieraz podkreśla. To znaczy, że osoby, które żyją w niesakramentalnym związku, żyją bez łaski uświęcającej i są w stanie grzechu ciężkiego, więc nie mogą przystąpić do Komunii świętej, bo Eucharystia jest sakramentem osób, których grzechy są przebaczone. To jedna warstwa.

Jest jeszcze druga, ważniejsza. Istnieje mianowicie relacja sakramentalna. Małżeństwo sakramentalne głęboko odzwierciedla to, czym jest Eucharystia. Eucharystia jest zaś dla nas nieustannie trwającym wydarzeniem zaślubin Chrystusa z ludzkością poprzez krzyż, a więc poprzez całkowite oddanie na krzyżu. Dlatego Kościół nie rozstrzyga do końca, czy pary, które są w ponownych związkach i żyją w sposób godny, bez zastrzeżeń i wychowują dzieci w wierze, są w grzechu ciężkim. Nie, Kościół tego nie rozstrzyga. Pan Bóg może przebaczać grzechy na różne sposoby; w Kościele istnieją różne sposoby przebaczania grzechów, nie tylko sakramentalne. Trudno sobie wyobrazić, by Bóg miał stać się więźniem swoich własnych sakramentów, że mógłby odpuścić grzechy tylko i wyłącznie poprzez spowiedź sakramentalną.

Niedopuszczalność osób w kolejnych związkach do Komunii jest uzasadniana w świetle Familiaris Consortio w ten sposób, że stan życia, w którym ci ludzie się aktualnie znajdują, nie odzwierciedla głębokiej prawdy Eucharystii, która jest odblaskiem wiecznego połączenia Chrystusa z ludzkością. Osoby te nie mogą więc przyjmować Komunii świętej, jednak to nie znaczy, że nie mają swojego miejsca w Kościele i nie są otoczeni łaską Chrystusa. Chrystus jest obecny w Kościele na różne sposoby, dysponuje i udziela swojej łaski różnymi narzędziami zbawienia, nie tylko poprzez przyjmowanie Komunii świętej i sakramenty.

Po soborze watykańskim II nastąpiło w tej materii pewne ożywienie, to znaczy, że wiele osób uczestniczy w Mszy świętej poprzez przystępowanie do Komunii. Tak nie było jeszcze 50 czy 100 lat temu, gdy przystępowano do Komunii nieraz tylko raz w roku. Nie oznaczało to wcale, że osoby, które tak postępują, znajdują się poza działaniem łaski: inny był po prostu sposób komunikowania się z Chrystusem. Dlatego właśnie stawianie na sprawy na ostrzu nożna, jakoby przyjmowanie bądź nie Komunii świętej przez osoby w kolejnych związkach decyduje o ich zbawieniu, jest nieporozumieniem. Ludzie ci nie są w żadnej mierze gorszymi katolikami, nie są osądzani moralnie. Nigdy nie jesteśmy tego w stanie ocenić. Zwłaszcza, że na końcu życia, jak wynika z Ewangelii, nie będziemy osądzani na podstawie tego, ile sakramentów w życiu przyjęliśmy – ale na podstawie tego, czy kochaliśmy.

Portal Fronda.pl: Skoro kwestia dopuszczalności rozwodników w nowych związkach do Komunii jest de facto nieporozumieniem, to dlaczego toczy się tu w ogóle debata? Jaki jest ponadto powód, dla którego pytania rodzą się zwłaszcza w Kościele niemieckojęzycznym?

Ks. Robert Skrzypczak: Składa się na to wiele czynników. Po pierwsze w krajach niemieckojęzycznych niezwykle szybko postępuje laicyzacja. Kościół katolicki stracił tam ogromną ilość ludzi, jeśli chodzi o praktykujących. To zrodziło pewien rodzaj alarmu, paniki duszpasterskiej. Hierarchowie zaczęli przejmować się tym, jak utrzymać w Kościele te osoby, które jeszcze chcą do niego przychodzić. Rozumowano, że skoro odgradzamy dostęp do niedzielnego stołu Pańskiego osobom, które znajdują się w niesakramentalnych związkach, to wypychamy ich z Kościoła. Biorąc pod uwagę, że takich osób jest coraz więcej, to coraz więcej ludzi będzie odchodzić z Kościoła. Trzeba wziąć pod uwagę psychologiczny rodzaj paniki duszpasterskiej.

Ponadto żyjemy w czasach, gdzie istnieje filozofia praw jednostki. Miała miejsce walka o prawa słuszne, które należą się każdemu człowiekowi, jak prawo do wolności, wychowania dzieci, wolności słowa, swobody wyznania, wolności myśli i tak dalej. Jednak dziś zaczyna dopatrywać się praw we wszystkim. Człowiek przestaje znosić sytuację, w której drugi mówi mu „nie”, w którego czegoś nie wolno. To powoduje bunt także w Kościele. Podsumowując, czynniki, które wpłynęły na rozwój debaty o dopuszczalności rozwodników w nowych związkach do Komunii, są rozmaite. Niekiedy znajdują się jednak na skrzyżowaniu wrażliwości chrześcijańskiej z myśleniem typu światowego, postnowoczesnego.

Rozmawiał Paweł Chmielewski