Ks. prof. Robert Skrzypczak w rozmowie telefonicznej z portalem Fronda.pl mówi o perspektywach dla kontynentu europejskiego, który z jednej strony niszczony jest przez islamski najazd, z drugiej - przez ateizm i lewicowe utopie. Czy Europa podźwignie się jeszcze z kolan, kierując swój wzrok na powrót ku Krzyżowi? Oto obszerna analiza, którą przeczytają Państwo na trzech kolejnych stronach.

***

Portal Fronda.pl: Europa tonie w islamskiej powodzi. Muzułmańskiemu fanatyzmowi nie są w stanie przeciwstawić się Europejczycy ogarnięci marazmem ateizmu. Czy wyobraża sobie ksiądz profesor, by ten bezprecedensowy najazd muzułmański zbudził w krajach zachodnich świadomość chrześcijańską, zapełniając na powrót opuszczone kościoły?

Ks. prof. Robert Skrzypczak: Jestem zaniepokojony brakiem poważnej refleksji na temat islamizacji Europy w większości prasy zachodniej. Niewiele jest też refleksji w naszym Kościele. Tak, jakby z jednej strony nie doceniano rangi zalewu Europy przez ludzi islamu, a z drugiej jakby traktowano obecność islamu w Europie tylko w wymiarze społecznym. Wydaje mi się, że dziś w większości analiz socjologicznych i politologicznych brakuje dobrych ekspertów od zjawiska religijnego. Zjawisko religijne nie jest jedynie zjawiskiem duchowym. Trzeba bardzo mocno brać je pod uwagę w diagnozach i prognozach politycznych. Wielu ludzi nastawienia lewicowego czy ateistycznego nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak wielką siłę motywującą ma religia.

 Przynajmniej od 15 lat słyszę o planach islamskiej rekonkwisty Europy lub muzułmańskiego najazdu na kontynent. Konkwisty czy najazdu nie w wymiarze militarnym, ale w wymiarze demograficznym. To wejście w słaby punkt cywilizacji zachodniej. Moi przyjaciele, którzy są na Bliskim Wschodzie misjonarzami mówią mi o takich inicjatywach i planach – a także o finansowaniu imigracji rodzin muzułmańskich do Europy przez bogate i wpływowe środowiska arabskie. Świat arabski nigdy nie pogodził się z upokorzeniem związanym z wypchnięciem z terytoriów europejskich, które zawłaszczyli podczas różnych konkwist podczas wczesnego średniowiecza czy w XVII wieku.

Myślę, że dochodzi dziś w Europie do zderzenia między bardzo głęboko religijnie pojętą cywilizacją islamu a światem laickim, bez  Boga, który wierzy wyłącznie w siłę techniki i polityki. Muzułmanie mają prawdopodobnie obraz całej Europy jako kontynentu, który wyrzekł się Boga. Większość muzułmanów jest przekonana, że Europejczycy to ludzie nieprawi, których należy wyniszczyć. Ataki na kobiety, których dokonano w noc sylwestrową w dwunastu landach Niemiec i w innych krajach, jak Austria czy Finlandia, były podyktowane poczuciem wyższości: Ludzie, którzy mają o sobie wysokie mniemanie w kontekście wierności Bogu, odnieśli się z całkowitą pogardą do kobiet nie dlatego, że to kobiety, ale dlatego, że to przedstawicielki masy ludzi zepsutych, cywilizacji, która sama się niszczy.

Są wśród muzułmanów tacy, którzy uważają, że należy podjąć akcję wypychania chrześcijańskich Europejczyków z Europy i zawłaszczenia kontynentu siłą. O czymś takim wspominał w ostatniej swoje książce Ali Agca, kiler, którego celem było zamordowanie Jana Pawła II. Agca nawiązał tam do stuletniej rocznicy objawień fatimskich. Dla chrześcijan objawienia fatimskie są związane z ingerencją Maryi, Matki Bożej, w dzieje Kościoła i świata. Natomiast muzułmanie odczytują je jako wezwanie Allaha: Fatima była przecież córką Mahometa… Żywią przekonanie, że to Fatima daje im znak. Ten znak najbardziej radykalne środowiska islamistów w Europie wiążą z koniecznością rozpoczęcia budowy nowego świata. Ma się to wiązać z masowym, nawet zbrojnym, uderzeniem na Europejczyków. Ci, którzy są bardziej stonowani i podchodzą do sprawy bardziej racjonalnie, choć mają taki sam cel, uważają, że trzeba tylko cierpliwie poczekać: Europa sama się wykończy. Wykończy się, bo jest chora. Wyrzekła się swoich własnych korzeni, nie wierzy w Boga, nie ma żadnego ukierunkowania życiowego, wypiera się własnego dekalogu moralnego, jest zanurzona w grzechu, narzuca sobie amoralne prawa dotyczące homoseksualnych związków, promuje antykoncepcję, rozwody. Wykończy się sama, trzeba tylko poczekać.

Po zamachach listopadowych we Francji jeszcze tego samego dnia odprawiona została w katedrze Notre Dame liturgia. Spodziewałem się, że chrześcijanie masowo ruszą, żeby zareagować na te wydarzenia modlitwą. W Telewizji Trwam zobaczyłem fragment transmisji z tej Mszy świętej. Zajęte w katedrze były tylko ławki. Czy zadziałał tylko lęk przed zgromadzeniem publicznym? Bez wątpienia działał też mechanizm inercji. Wielu Europejczyków nie jest w stanie sobie wyobrazić, co może nieść ze sobą religia, bo nie przypisują jej w życiu żadnego znaczenia. Nurzają się w skrajnym laicyzmie: Bóg nie jest wrogiem, którego trzeba zwalczyć; jest tylko wielkim intruzem, którego się lekceważy, bierze w nawias. Chcą udowodnić, że życie bez Boga jest równie piękne, interesujące i etyczne. Pamiętamy polską kampanię sprzed dwu lat: Nie zabijam. Nie kradnę. Nie wierzę.

Myślę, że nie należy robić sobie wielkich nadziei, na to, że rozpasanie się islamistów, nawet jakieś ataki z ich strony, spowodują masowy powrót do Jezusa Chrystusa. O wiele bardziej wierzę w wewnętrzną siłę Kościoła, wewnętrzną siłę odnowy. Pokazuje ona, że najbardziej skuteczne w przywracaniu ludzi do wiary są ruchy odnowy wewnątrz Kościoła, nowe wspólnoty, nowe formacje. Nawiązują one do tego, co jest w pozytywnym znaczeniu fundamentem chrześcijanina, powrotem do Credo, do ponownego przeżycia własnego chrztu, własnego nawrócenia, znalezienia wewnętrznej siły w osobistej relacji z Chrystusem, uwielbienia Boga. To te wszystkie miejsca, te małe wspólnoty, gdzie przejawia się prawdziwy Kościół: Taki, w którym żyje Chrystus Zmartwychwstał, nie Kościół instytucji, polityki czy masowości.

Na początku I tysiąclecia ludzie masowo przychodzili do Kościoła, dzisiaj masowo go opuszczają. Efektem tego jest burzenie kościołów, jak we Francji czy Holandii, w krajach, które były kiedyś kolebkami misyjnego entuzjazmu Kościoła, dostarczając wielu teologów i świętych. Stare koścooły zamienia się nie tylko na centra kultury, dyskoteki, hotele i restauracje. Będąc w Holandii miałem przykrą konieczność oglądania w Amsterdamie neogotyckiego kościoła, który zamieniono na burdel. Kościoły są traktowane jako budynki, których nie warto już utrzymywać. W ubiegłym roku gorąco dyskutowano we Francji, co zrobić z kościołami, które nie są już katolikom potrzebne. Czy należy je zburzyć, a może raczej przekazać muzułmanom? Sami muzułmanie podpowiadali to drugie wyjście, chcieli za darmo przejąć tysiące opuszczonych kościołów i zamienić je na meczety.

Czy jest nadzieja? Można byłoby mieć nadzieję biblijną: Na niewierność Izraela Bóg przecież reagował, dopuszczając jako pewien rodzaj Bożego bicza inwazje innych obcych narodów, które zadawały Izraelowi bolesną pokutę. Wtedy Izraelici zdawali sobie sprawę, że przyczyną ich nieszczęść, tej terapii wstrząsowej, jest ich odstępstwo od wiary w Boga Jedynego, ich moralna mielizna. Wracali wówczas do Boga Jedynego. Nie był to jednak ruch trwały. Psalm 106 opowiada: Kiedy nas biczowałeś, to wracaliśmy do Ciebie, kiedy zaprzestawałeś kary odwracaliśmy się na nowo od Ciebie plecami.

Dlatego większą nadzieję widzę w oddolnej sile w Kościele katolickim w postaci nowych ruchów, nowych stałych formacji, nawiązania do chrztu, katechumenatu, kerygmatu, wewnętrznego odrodzenia propagowanego raczej w postaci Kościoła żyjącego w małych wspólnotach, niż w jakimś masowym religijnym porywie. Choroba, która dotknęła nie tylko elity ale i zwykłych odbiorców kultury postnowoczesnej w Europie, choroba laicyzmu, jest, jak sądzę, odporna na wiele terapii zewnętrznych.

<<< KUP KSIĄŻKĘ o NOWO ODKRYTYCH DOKUMENTACH O OBJAWIENIU FATIMSKIM!!! WARTO >>>

[koniec_strony]

Czyli nie ma już dla Europy nadziei na powrót do chrześcijańskiej tożsamości, a wiara chrześcijańska znajdzie się w mniejszości, ulegając z jednej stronie masowej przewadze islamu, z drugiej – nierozumnego ateizmu?

Bardzo poruszył mnie film, który pokazano ostatnio w polskich mediach, a który pokazuje marsz kilkunastu chrześcijan przez muzułmańską dzielnicę Londynu. Chrześcijanie spotkali się z bardzo arogancką reakcją ze strony przedstawicieli islamu. Muzułmanie uważali przemarsz tamtych w zasadzie za wtargnięcie na własne terytorium. A więc są w Europie całe dzielnice, które zostały już przejęte przez muzułmanów, którzy czują się tam gospodarzami na swoim osobistym terytorium. To odpowiada arabskiej mentalności: Ci ludzie uważają, że gdzie postawią stopę, jest ich teren. Około dziesięć lat temu włoski episkopat zakazał specjalnym dokumentem proboszczom uprawniania buonizmu, czyli opartego na naiwnie rozumianej miłości i dialogu udostępniania kościołów czy sal parafialnych muzułmanom. Muzułmanie chętnie korzystali z tych ustępstw, ale nie rosła w efekcie przyjaźń, wręcz przeciwnie, rosła pogarda. Dla nich kapłan, który wpuszcza ich na swoje terytorium, to człowiek nieszanujący swojej własnej tożsamości. Nie można go więc szanować.

Nie obawia się ksiądz profesor, że w odpowiedzi na nachalność i agresję muzułmanów napływających do Europy zrodzą się ruchy odporne, które będą wykrzywiać tożsamość europejską i kierować się ku przemocy?

Owszem, może do czegoś takiego dojść. Odwołam się raz jeszcze do wspomnianego filmu. Muzułmanie wychodzili na nim z domów z wrzaskiem i pięściami, chcąc rzucać się na chrześcijan. Tych ostatnich musiała chronić policja. Pomyślałem, że w sercu tych wyznawców Allaha jest coś radykalnie sprzecznego z nauczaniem Chrystusa, coś niezwykle alergicznie nastawionego na Chrystusa. To rodzi myśl o jakimś elemencie diabolicznym tych muzułmanów, którzy żyją w Europie. To nie jest ten sam islam, z którym wchodzili w dialog misjonarze XI i XII wieku. To nie jest ten sam islam, z którym dialogował cesarz bizantyński Paleolog, czy z którym wchodził w polemikę w Contra gentiles św. Tomasz z Akwinu. To islam, który nie tylko z agresją przyjmuje misyjność, ale przede wszystkim reaguje wściekłością i nienawiścią na krzyż i Jezusa Chrystusa. Taka postawa radykalnej wrogości wobec chrześcijaństwa czy wobec wartości wywodzonych z chrześcijaństwa, a także pewna forma ślepego narzucania innym ludziom swojego własnego prawa, szariatu, może wzbudzić równie demoniczną reakcję w sercach niektórych ludzi w Europie. Może wywołać demona, który przerodzi się w religijną postać polityki. Mieliśmy z tym do czynienia w postaciach faszyzmu, nazizmu, komunizmu. Diabeł chce skłócić ludzi. On nie kieruje się pojęciami prawdy i sprawiedliwości, dla niego wszystko jest kłamstwem. Najbardziej cieszy się, gdy może skłonić ludzi do zabijania się w imię różnych najszlachetniej brzmiących wartości, w ten sposób je brukając i profanując.

Obecność w Europie muzułmanów, którzy mają mocną motywację i mocną tożsamość związaną z własną religią, jest wielkim znakiem zapytania także dla różnych pasterzy Kościoła katolickiego. Niektórzy pozwalają sobie przecież na różnorakie osłabianie i rozmywanie tożsamości. To tak zwana cicha apostazja, przed którą przestrzegał o. Pio i o której mówił w 2002 roku Jan Paweł II w Ecclesia in Europa. Cicha apostazja człowieka sytego, który odcina się od Boga osobowego i Jezusa Chrystusa zupełnie bezrefleksyjnie, nie zwracając na to żadnej uwagi. Człowiek wyrzeka się swojego fundamentu życia, przekonany, że przetrwa chwytając się szyldów wiszących na ulicach, które reklamują mu łatwe życie, polisę na przyszłość i dobry kredyt w banku.

[koniec_strony]

Co poleciłby ksiądz profesor robić zwykłym katolikom w Polsce w obliczu tego niebywałego pomieszania?

Przypominam sobie słynny Synod Biskupów zwołany przez papieża Jana Pawła II na temat sytuacji w Europie. Wybrzmiały na nim dwa bardzo ważne głosy, które zwróciły wtedy moją uwagę. Pomyślałem, że to pozytywne wezwanie od Ducha Świętego. Pierwsza rzecz to jest wielkie przestrzeganie przed tak zwanym europelagianizmem. W wielu miejscach w naszym Kościele przestano mówić o mocy zbawczej Jezusa Chrystusa i przestano odwoływać się do Boga osobowego. Zamiast tego koncentruje się uwagę na tak zwanych wartościach. Bardzo często w naszym katolickim przepowiadaniu Słowa, w katechezie, treści pisanych książek i publicystyki katolickiej obecne jest odwoływanie się do pięknych i szczytnych wartości, ale coraz mniej ludzi głosi expressis verbis zmartwychwstanie Chrystusa i powołuje się na działającego, osobowego Boga. To jest właśnie istota pelagianizmu: Człowiek wierzy, że sam będzie w stanie zapewnić sobie dobre życie umiejętnością zagospodarowania wartości. Tymi samymi wartościami jednak – jak miłość, wrażliwość społeczna, tolerancja, braterstwo, pokój - operują też przedstawiciele achrześcijańskiej lewicy czy innych niechrześcijańskich nurtów myślenia. Z drugiej strony żadna wartość, nawet najlepiej brzmiąca, nie wyprowadzi człowieka z egzystencjalnego kryzysu. Nie poda ręki w momencie, gdy popada on w nałóg, kontrakt ze złem. Nie wyciągnie z grobu. Chrześcijaństwo to jest wiara w wydarzenie, że ktoś kiedyś wrócił z cmentarza: Wrócił z cmentarza i okazał się Synem Boga, zmartwychwstał. I w kontekście Zmartwychwstania przekazywane jest nam życie wieczne. Potrzeba nam dziś zwalczenia pokusy europelagianizmu i związania się z osobowym Bogiem, a także głoszenia Chrystusa, przepowiadania kerygmatu. To budzi wiarę i zainteresowanie: Nie nasze intelektualne wypociny, ale Chrystus jest atrakcyjny dla ludzi.

Druga rzecz, na którą zwrócili uwagę Ojcowie Synodu. Uznali, że Kościół najbardziej potrzebuje dzisiaj nowego świętego Franciszka i nowego świętego Dominika. Podobny kryzys tożsamości chrześcijaństwo europejskie przeżywało w wiekach X i XI. To były mroczne, fatalne lata, gdy chrześcijaństwo się rozmywało, wchodziło w bolesny kompromis z myśleniem pogańskim i światowym. Magia, przemoc, korupcja. Duchowni odchodzili od powołania, zamiast z Chrystusem zawierając przymierze z pieniędzmi, przywilejami, polityką. Był to ogromny europejski marazm. Budziły się rozmaite sekty, budził się upiór religijnych fanatyzmów. Dochodziły do tego najazdy na Europę, także ze strony muzułmańsko inspirowanych Tatarów. To wszystko sprawiło, że w Kościele zrodził się taki geniusz, jaki przedstawiali święci Franciszek i Dominik. Swoim życiem i przepowiadaniem miłości Boga zdołali nawrócić Europę. Potrzebujemy dziś nowego św. Franciszka i św. Dominika.

Dostrzega ksiądz profesor już jakieś znaki takiego odrodzenia wewnętrznej siły Kościoła w Europie?

W ubiegłym roku we Francji młodzi ludzie, młode rodziny, wychodziły na ulice, żeby manifestować swoje przywiązanie do wartości miłości mężczyzny i kobiety, małżeństwa, rodziny, świętości życia. Ciekawie skomentował to Michel Houellebecq, autor słynnej powieści Uległość. W powieści tej pisarz wyobraził sobie, że Francja może przejść pod panowanie islamu w sposób miękki, przez wybór muzułmanina na prezydenta. Znane jest przy tym negatywne nastawienie Houellebecqa do chrześcijaństw. To ateista. Jednak Houellebecq powiedział, że kiedy zobaczył młodych ludzi na ulicy, przeżył bardzo pozytywne zaskoczenie dotyczące jego wyobrażenia o Kościele. Dla niego Kościół to jest instytucja umarła, zepsuta, niepotrzebna. Nagle w tych młodych ludziach, którzy manifestowali przywiązanie do życia, prawdziwej miłości, wierności, którzy modlili się, mieli radosne i pozytywne odniesienie do Ewangelii, pojawiła się jakaś nowa twarz Kościoła, która jest urzekająca, mówił Houellebecq.

Z kolei w przyszłą niedzielę zbiorą się w Rzymie małżeństwa, rodziny i dzieci. Będą manifestować przywiązanie do tego, co jest sensem życia: wiernej miłości, otwartości na życie, otwartości na rodzinę. Chodzi o inicjatywę, która jest oddolna, wychodzi od samych rodzin. W ubiegłym roku na ulicach i placach Rzymu zebrało się ponad milion osób. Wszystko dzieje się z takim radosnym i ufnym odniesieniem do Chrystusa i Ewangelii.

Budzi moją nadzieję, że pod tą całą zaschniętą, stęchłą, starą skorupą zachodniej kultury chrześcijaństwa zmęczonego albo kultury zgoła postchrześcijańskiej, zaczyna pączkować nowe życie. Nowe życie, które jest w Kościele, ale jest do tej pory było gdzieś schowane. W salkach katechetycznych, centrach rekolekcyjnych, podziemiach Kościoła. Tak, to jest moja nadzieja. Fanatyzmowi religii muzułmańskiej i islamskiemu pragnieniu konkwisty całego świata można przeciwstawić się tylko i wyłącznie miłością do Tego, który wyszedł z cmentarza, do Tego, który zwyciężył śmierć: Do Chrystusa Zmartwychwstałego. To nie może być tylko slogan, to musi być coś, co człowiek przeżywa całym wewnętrznym przekonaniem. Muzułmanie, którzy przychodzą do Europy, mają bardzo silną motywację. Natomiast Europejczycy zagubioną motywację próbują utopić w wielkich techno-party albo w alkoholizmie. 

<<< KUP KSIĄŻKĘ o NOWO ODKRYTYCH DOKUMENTACH O OBJAWIENIU FATIMSKIM!!! WARTO >>>