"Wigilię obowiązkowo spędzam w hospicjum" - mówił w programie Tomasza Lisa ks. Jan Kaczkowski, dyrektor Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Przekonywał, że nie może postępować inaczej, bo dla wielu jego podopiecznych to mogą być ostatnie Święta Bożego Narodzenia. Duchowny przekonywał jednak, że Wigilia pośród umierających wcale nie jest przepełniona strachem i smutkiem. "To są najpiękniejsze momenty, kiedy łamiemy się opłatkiem z tymi, którzy leżą na łóżkach wokół wigilijnego stołu" - opowiadał kapłan, który przez lata sam zmagał się z ciężką chorobą.

Ks. Kaczkowski przyznał, że w jego życiu kapłańskim był okres, w którym odczuwał "dźganie" ze strony gdańskiego kościoła. Chodziło przede wszystkim o problemy z kurią po otwarciu hospicjum. "Strasznie się tego przestraszyłem" - przyznał rozmówca Tomasza Lisa, mając na myśli "płaszczenie się lub inne niegodne metody", do których był zmuszony, aby zostać z podopiecznymi z Pucka.

Ks. Kaczkowski uważa, że jest zmarginalizowany w Kościele. Jako przykład wskazuje to, iż praktycznie żadne media katolickie w Polsce nie robią z nim wywiadów. Ale kapłan wcale się na to nie użala i mówi, że bliższa jest mu postawa ks. Bonieckiego, niż ks. Lemańskiego, bo ksiądz nie może "dać się uwieść mediom".

MaR/Natemat.pl