Środowiska liberalno-lewicowe w Polsce zawyły z przerażenia. Arcybiskupem metropolitą krakowskim - następcą kardynałów Sapiehy, Wojtyły, Macharskiego, Dziwisza – wbrew pobożnym życzeniom nie został hierarcha reprezentujący tzw. Kościół otwarty. Już daje się słyszeć głosy, że papież Franciszek powierzając Kościół krakowski w ręce abpa Marka Jędraszewskiego pomylił się, bo zupełnie nie zna Polski i jej specyfiki.

Jasno trzeba powiedzieć, że arcybiskup Marek Jędraszewski, dotychczasowy metropolita łódzki, nigdy nadzieją dla liberałów nie był. Wyszedł z cienia w 2012 roku, zostając metropolitą łódzkim. Wcześniej przez 15 lat był biskupem pomocniczym poznańskim i przez dekadę współpracownikiem arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. To mogło dawać jakąś nadzieję, zwłaszcza że w roku 1991 uzyskał habilitację na podstawie dysertacji „Jean-Paul Sartre i Emmanuel Levinas – w poszukiwaniu nowego humanizmu. Studium analityczno-porównawcze” – takie zainteresowania mogły świadczyć o szerokich horyzontach intelektualnych i kojarzyć się z katolicyzmem „otwartym”. Prócz tego abp Jędraszewski to intelektualista z krwi i kości. Przez lata – nawet będąc już biskupem – prowadził wykłady na wydziale teologicznym poznańskiego uniwersytetu. Ale metropolita łódzki błyskawicznie owe nadzieje rozwiał, bo niemal od początku swojej pracy w Łodzi piętnował gender.

„Praktycznie jest to ideologia, szalenie niebezpieczna, która prowadzi do śmierci danej cywilizacji. Jest to też teoria coraz bardziej przyjmowana czy może nawet narzucana – w Europie i Stanach Zjednoczonych – mówił jesienią 2013 roku. – Nie potrafię docenić genialności pani profesor Środy, która twierdzi, że Jezus był pierwszym rzecznikiem gender. Ale to już być może jej jakaś szczególna interpretacja tego zjawiska. Proszę mi wytłumaczyć, bo być może ja jestem za głupi, żeby to zrozumieć – znając Ewangelię – w jakiej mierze Chrystus jest pierwszym twórcą czy zwolennikiem gender? Ja tego nie potrafię, ale być może jestem ograniczony” – ironizował hierarcha.

To liberałowie mógł jeszcze jakoś przełknąć, ale gdy latem 2014 roku na łamach „Plusa Minusa” (weekendowego dodatku do „Rzeczpospolitej”)  arcybiskup Jędraszewski obwieścił, że w Polsce próbuje się „tworzyć katolickie getto", a wokół nas trwa wojna ideologiczna i Kościół nie może milczeć, czar prysł. Zwłaszcza że zrobił też przytyk Kościołowi „otwartemu". „Mogę się zgodzić na cierpienie z powodu takich czy innych inwektyw. Mogę je nawet pominąć milczeniem. Ale jeśli się narusza sprawiedliwość społeczną w tym zwłaszcza prawo do życia innego, bezbronnego człowieka, to mam milczeć? To właśnie miałoby być przejawem tak bardzo oczekiwanego przez pewne środowiska tzw. Kościoła otwartego?” – pytał.

Kiedy ostatnio na ulice polskich miast wyszły tzw. „czarne marsze” abp Jędraszewski podczas mszy w łódzkiej katedrze mówił, że są one „przerażającą współczesną manifestacją cywilizacji śmierci” a protestujący chcą bronić „ anty-Ewangelii”.  Środowiska zbliżone do „Gazety Wyborczej” szczególnie bolały zaś słowa odnoszące się do Adama Michnika, choć hierarcha nie wymienił go z imienia i nazwiska. O redaktorze „Wyborczej” mówił m.in.:  „[…] ten człowiek obawia się fundamentu moralnego, jakim jest 10 przykazań, opowiadając się tym samym za relatywizmem moralnym, za tym, że każdy może mieć swoją prawdę i według niej żyć oraz narzucać ją innym”.

Przyznaję, że niektóre wypowiedzi nowego arcybiskupa Krakowa są kontrowersyjne, ale kiedy wsłuchać się w nie lub po prostu wczytać, zaskakuje trafna ocena otaczającej nas rzeczywistości. Bo kto zaprzeczy tezie o tym, że w Polsce, ale nie tylko, trwa w tej chwili wojna ideologiczna? I abp Jędraszewski o tym mówi. Nie owija w bawełnę, nie kluczy, nie usiłuje się przypodobać jednej czy drugiej stronie. Mówi jak jest. Niektórzy mogą to odbierać jako uderzenie pięścią między oczy. Ale właśnie o to chodzi, by się nie czarować. Kiedy jakiś czas temu rozmawiałem z arcybiskupem, na moją uwagę, że jako katolicy zachowujemy się trochę jak rycerze w oblężonej twierdzy, którzy zaczynają krzyczeć jak biją, odparł: „To co mamy robić? Milczeć? Dziękować, że biją? Żeby tu jeszcze chodziło tylko o to, że nas biją – wtedy można by nadstawić drugi policzek. Ale jeśli biją innych, to mamy milczeć?”. Trudno się z tym nie zgodzić.

Z pewnością w Krakowie arcybiskup – a wkrótce przy okazji kolejnego konsystorza pewnie kardynał – Jędraszewski nie zamilknie. Będzie zapewne „czarnym charakterem” wielu publikacji dziennika z Czerskiej, który już dziś oskarża go o całe zło w polskim Kościele. Ale, jak mówił – znów odwołam się do naszej rozmowy – nie przejmuje się tymi atakami, bo „za tą agresją nie kryją się żadne poważne argumenty o charakterze racjonalnym. Mamy tu raczej do czynienia z sytuacją, w której ktoś, kto takich argumentów nie ma, ucieka się do przemocy, począwszy od przemocy słownej”.

Abp Jędraszewski jest uczniem niezłomnego arcybiskupa poznańskiego – Antoniego Baraniaka. Bliskiego współpracownika kardynałów Hlonda i Wyszyńskiego, który we wrześniu 1953 roku został aresztowany przez bezpiekę tej samej nocy co Prymas Tysiąclecia. Przez trzy lata przetrzymywany i torturowany w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie – podczas ponad 140 przesłuchań zrywano mu m.in. paznokcie i brutalnie bito – nie dał się złamać i do samego końca zachował postawę niezłomności. Nie wydał nikogo, nikogo nie obciążył. To z jego rąk w 1973 roku Marek Jędraszewski przyjmował święcenia kapłańskie. A jeśli obok abpa Baraniaka postawimy równie twarde postaci kard. Sapiehy czy abpa Baziaka, których następcą zostaje abp Jędraszewski, możemy postawić tezę, że posługa nowego metropolity krakowskiego będzie bezkompromisową walką na pierwszej linii. 

Papież Franciszek nie pomylił się. Mylą się ci, którzy usiłują dostrzec w nim liberała, który biskupami mianuje innych liberałów. Tymczasem papież – nawet jeśli czasem nie potrafimy właściwie odczytać jego intencji – jest konserwatystą. Posłanie do Krakowa człowieka o wyrazistych poglądach, który nie boi się mówić prawdy, jest na to kolejnym dowodem. A dla Polaków winno być pewną wskazówką. Zwłaszcza, że w przypadku tej nominacji Franciszek nie dostał tylko papierów do podpisu, ale w osobistej rozmowie z abp. Jędraszewskim przekazał mu swoją wolę. Trudno o czytelniejszy dowód zaufania. Nie dziwmy się zatem rozczarowaniu liberalno-lewicowych środowisk. Zawiodły się po całości.

- Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”