Portal Fronda.pl: Według prognoz GUS, liczba mieszkańców Polski do 2050 r. zmniejszy się aż o 4,5 mln, a tylko 10 mln Polaków będzie wówczas w wieku produkcyjnym. Jakie rozwiązania strukturalne mogłyby ochronić Polskę przez tą zapaścią demograficzną?

Ks. Przemysław Drąg: Z wielu sondaży wynika, że kobiety w Polsce chcą mieć dzieci. Na to, że ich nie rodzą składają się w moim przekonaniu głównie dwa czynniki. Pierwszym jest obowiązujące w naszym kraju prawo, które nie sprzyja rodzinom, drugim – społeczny klimat jaki panuje wokół wielodzietności. Często jest tak, że pracodawcy nie chcą zatrudniać młodych mężatek bądź ostrzegają, że w razie zajścia w ciążę, taka kobieta straci pracę. Należałoby więc wprowadzić bardzo konkretne rozwiązania prawne, które przyczyniłyby się do poprawy sytuacji polskich rodzin. Za przykład mógłby nam posłużyć system obowiązujący w Finlandii czy w Estonii, gdzie kobieta, która decyduje się zostać w domu z dziećmi, otrzymuje pensję. Oczywiście rozwiązania w zakresie polityki prorodzinnej wiążą się z dużymi nakładami, jednak warto sobie zadać pytanie, czy zatem lepiej w ramach jakiegoś łatwego rozdawnictwa przeznaczać te pieniądze na cele socjalne?

Trzeba tu mieć jednak na uwadze, że w przypadku Finlandii czy Estonii, dopiero po dziesięciu latach zauważono pierwsze oznaki poprawy sytuacji demograficznej. Myślę, że warto zainwestować dzisiaj w rozwój polityki prorodzinnej, aby później nie musieć inwestować w domy spokojnej starości, aby później nie musieć szukać karkołomnych rozwiązań, na to, jak zapewnić społeczeństwu emerytury. Jeżeli sprawdzą się prognozy GUS dotyczące stanu wiekowego populacji, to nie ma najmniejszych szans, żeby system emerytalny wytrzymał takie obciążenie. Ludzie nie chcą zdecydować się na większą liczbę dzieci także ze względu na to, że wielodzietność wciąż kojarzona jest z patologią. Przydałaby się więc potężna akcja promocyjna, która pokaże, że warto mieć dużą rodzinę. Tymczasem nadal wiele środków masowego przekazu pokazuje rodzinę wielodzietną jako rodzinę patologiczną, co prowadzi do tego, że wiele małżeństw boi się napiętnowania społecznego z powodu większej liczby dzieci. Nie zapominajmy także o tym, że na ogromny problem demograficzny w naszym społeczeństwie składa się także niepłodność małżeńska, która dotyka od 15 – 20 proc. Par młodych małżeństw.

W promowaniu pozytywnego wizerunku wielodzietnej rodziny niewątpliwie ważną rolę odgrywa Kościół. Jakie argumenty duszpasterzy mogą trafić  do wiernych, aby chętniej otwierali się na życie?

Myślę, że jest to jakiś problem dla współczesnego Kościoła w Polsce, że naturalne metody planowania rodziny stały się przewodnim motywem wielu konferencji i spotkań. W niektórych przypadkach próbuje się nawet – źle tłumacząc naukę Kościoła mówić o antykoncepcji chrześcijańskiej. Tymczasem Kościół zawsze uczył, że dar płodności wpisany jest w naturę samego małżeństwa i nie można go wykluczyć z dynamiki miłości małżeńskiej. Dziecko jest zawsze darem Boga dla rodziców i społeczeństwa, i myślę, że należałoby znacznie więcej mówić o dziecku w tym kontekście.

Miłość łączy się nierozerwalnie z odpowiedzialnością za dar nowego życia, a tylko prawdziwa miłość pozwoli spojrzeć na nowe życie z radością i zaufaniem. Osobiście uważam, że o tym mówi się za mało. Skupiliśmy się na innych sprawach, też ważnych, ale za mało mówi się o tym, że jednym z głównych przymiotów małżeństwa jest właśnie płodność. Wskazują na to nasi kolejni papieże i wiele dokumentów Kościoła. Małżeństwo ma być jednością, ma być trwałe, ale ma być także otwarte na płodność. Tego przymiotu małżeństwa nie można pominąć, a w Kościele on się nam mocno zagubił. Jako ludzie Kościoła powinniśmy tę prawdę przybliżać, powinniśmy pomagać kształtować pozytywną wizję rodziny, gdzie człowiek naprawdę doświadcza szczęścia.

Rozm. ed