Rosja dziś znajduje się w trudnym położeniu. Cały czas odczuwa skutki sankcji gospodarczych, a nowy prezydent USA bynajmniej nie myśli o resecie w relacjach obu krajów. Co to oznacza dla obecnej kondycji Federacji Rosyjskiej i przyszłych losów Władimira Putina? W rozmowie z portalem Fronda.pl na te i inne pytania odpowiada Andrzej Talaga.

 

Fronda.pl: Za nami sto dni prezydentury Donalda Trumpa. Jak możemy ocenić ten okres pod kątem relacji amerykańsko-rosyjskich? Władimir Putin raczej nie ma powodów do zadowolenia.

Andrzej Talaga: Kiedy weźmiemy pod uwagę to, co Donald Trump mówił w okresie kampanii wyborczej, czyli jego dawne idee resetu w relacjach z Rosją, mamy do czynienia z odwróceniem tego stanowiska o sto osiemdziesiąt stopni. Nie ma żadnych układów bilateralnych, nie było żadnego spotkania z prezydentem Putinem, o którym w czasie kampanii wspominano. W kwestii wzmocnienia wschodniej flanki NATO, Trump zachował się zupełnie inaczej, niż zapowiadał, wszedł w buty prezydentury Obamy i uznał Rosję za zagrożenie interesów amerykańskich w Europie.

Jakie wydarzenia ostatnich miesięcy dotyczące relacji USA-Rosja i związanych z działaniami Trumpa uznałby Pan za najistotniejsze?

W kwestii kontaktów obu krajów oczywiście doszło do spotkania ministrów spraw zagranicznych Stanów Zjednoczonych i Rosji, jednak, co bardzo istotne, nie jest przygotowywane spotkanie prezydentów. Natomiast spotkania sekretarza stanu USA z szefem MSZ Rosji były oparte o przede wszystkim o wzajemne rozpoznanie się. Amerykanie przed i w trakcie tych spotkań mówili też jasno, że nie będzie zmiany stanowiska dotyczącego Krymu i sankcji nałożonych na Rosję. Mówiono też wtedy o zagrożeniu militarnym ze strony państwa rosyjskiego w rejonie Bałtyku. To pokazuje, że relacje na linii USA-Rosja są obecnie dość twarde, a zarazem realistyczne.

W podobnym duchu w jednej ze swoich kwietniowych wypowiedzi mówił Władimir Putin, który stwierdzał, że te relacje w wielu aspektach z punktu widzenia Rosji uległy pogorszeniu od czasów Obamy. Jak Pan sądzi, z czego może wynikać ta zmiana w postawie Trumpa i rozdźwięk między zapowiedziami z kampanii, a tym, co się dzieje teraz?

Jak sądzę, wynika to z wiedzy, jaką zdobył prezydent Donald Trump, a do której nie miał dostępu, gdy był jeszcze kandydatem na ten urząd. Jako głowa państwa, otrzymał dostęp do wielu tajnych raportów i analiz wykonywanych przez służby amerykańskie. Trump w pełni zobaczył, jak wygląda rzeczywista sytuacja. Poza tym nie jest tak, że kolejny prezydent USA może zupełnie wywrócić do góry nogami pewne strategiczne koncepty kraju. Te bowiem pozostają niezmienne od dziesięcioleci.

O jakich naczelnych konceptach USA dokładnie mowa?

Jeden z nich mówi o tym, że nie wolno dopuścić do tego, aby w Eurazji dominowało jedno mocarstwo. Rosja została zdefiniowana przez Stany Zjednoczone jako państwo, które chce i ma potencjał, by zdobyć taką dominację w zachodnim rejonie Eurazji. Dlatego też działania Rosji wymagają amerykańskiej reakcji. Teraz Trump po zdobyciu wiedzy i dostępu do analiz zdaje sobie z tego sprawę i jako przywódca wpisuje się w ten koncept państwa amerykańskiego powstały jeszcze w XIX wieku. Refleksja i wiedza sprawiły, że Trump całkowicie zmienił swoje podejście. Co ciekawe, podobny schemat działania prezentował w działalności biznesowej, gdzie często wygłaszał odważne i radykalne sądy, prezentując się wręcz arogancko, ale gdy przychodziło do konkretnych ruchów biznesowych, okazywał się odpowiedzialny i kompetentny. Jest to pewien fenomen Trumpa, który jako kandydat na prezydenta USA nie stronił od barwnych wypowiedzi, ale jako prezydent funkcjonuje na razie jak sprawny biznesmen zdający sobie sprawę, że biznes wymaga ostrożności i odpowiedzialności.

Jak Pan sądzi, które ruchy Donalda Trumpa możemy uznać za najbardziej dotkliwe dla Rosji? Wzmocnienie wschodniej flanki NATO? Reakcja na atak chemiczny w Syrii?

Niewątpliwie najbardziej widowiskowy był ostrzał rakietowy baz w Syrii, gdzie byli Rosjanie. Rzecz jasna te pociski nie były kierowane w Rosjan, ale faktem jest, że przebywali w tamtym miejscu. To wydarzenie na pewno dało Putinowi do myślenia. Ale tak naprawdę najważniejsze było wejście w europejską politykę reasekuracji, czyli wzmocnienie wschodniej flanki NATO. To właśnie teraz za Trumpa, nie za Obamy, oddziały NATO realnie przybywają do Polski, co więcej Amerykanie myślą o przeniesieniu dowództwa dywizyjnego z Niemiec do naszego kraju, czy budowaniu magazynów z bronią dla amerykańskich brygad. To są realne, twarde, najbardziej bolące Rosję, a miłe naszemu uchu działania. Wcześniej mieliśmy tylko deklaracje i przygotowania, a realizacja tego wszystkiego, co zostało uzgodnione za Obamy, dokonuje się właśnie teraz dzięki administracji Trumpa. To jest najważniejszy wkład tego prezydenta w relacje amerykańsko-rosyjskie, a zarazem na pewno nie jest to nic przyjemnego dla Kremla.

Ostatnimi czasy Władimir Putin nie ma najlepszej passy, jeśli chodzi o jego polityczne cele. Trump nie robi tego, czego by sobie życzył prezydent Rosji, wybory we Francji też nie poszły po jego myśli. Czy ta mało pozytywna dla Putina sytuacja może spowodować jakieś ruchy z jego strony?

Sytuacja dla Rosji jest tak naprawdę zła od momentu, gdy zaczęły spadać ceny ropy naftowej na światowych rynkach. To, kto wygrał wybory we Francji ma jednak drugorzędne znaczenie wobec faktu, że Rosji nie będzie stać na zbrojenia, czy finansowanie polityki socjalnej. Rosja na to w tej chwili nie ma pieniędzy, a wszystko związane jest z sytuacją na rynku ropy. Powiedzieć, że Rosji w związku z tym grozi rewolta, to przesada, ale na pewno Rosjanie będą mieli do czynienia z napięciami wewnętrznymi.

Co to oznacza dla Władimira Putina?

Myślę, że Kreml, a konkretnie sam Putin zaczyna się liczyć z możliwością, że klasa rządząca Rosją (bo przecież nie sam Putin rządzi krajem) zaczyna dostrzegać potrzebę zmiany tego czołowego polityka na kogoś innego. To jest główny problem Putina. Trudna sytuacja polityczna i gospodarcza w Rosji może spowodować wymianę jego osoby na kogoś innego. Co jednak istotne, taka zmiana musiałaby zakładać reset relacji z Zachodem ze strony rosyjskiej, bo Rosja zaczyna tonąć wskutek swojej własnej agresywnej polityki. Jej gospodarka została odcięta od kredytów długoterminowych, bardzo wiele rosyjskich film dotknęło embargo, państwo zostało odcięte od dostępu do nowoczesnych technologii np. dotyczących przemysłu wydobywczego, co zahamuje jego rozwój. Chociaż Putin stara się negować skutek sankcji, one najzwyczajniej w świecie działają i coraz bardziej utrudniają położenie Rosji. Sam Putin wajchy nie przestawi, ale może zrobić to za niego kto inny. Ewentualny przewrót i zmiany są dla niego groźne.

Można więc obrazowo powiedzieć, że sterujący tonącym statkiem, jakim jest Rosja, mogą zadecydować o wyrzuceniu za burtę Putina?

Ta metafora jest rzeczywiście barwna, ale chyba nie tak to będzie przebiegało. Powiedziałbym raczej, że oficerowie tonącego statku mogą poprosić Putina, aby ustąpił z pomostu kapitańskiego, zszedł na ląd i tam wygodnie żył.

Dziękujemy za rozmowę.