W mowie, która wywołała oburzenie ofiar praktyk koncernu, tłumaczył: "Prosimy, byście uznali nasze długie milczenie za znak szoku, który wasz los w nas wywołał".

Talidomid, będący lekiem przeciwbólowym i przeciwwymiotnym, sprzedawano w latach 50. i 60. XX wieku. Okazało się, że powoduje on defekty oczu, uszu, serca, genitaliów i organów wewnętrznych u nienarodzonych dzieci. Tysiące z nich przyszło na świat bez kończyn lub ze zdeformowanymi rękami i nogami. Do 1961 roku, kiedy wycofano lek z półek sklepowych, na całym świecie urodziło się około 10 tys. chorych ludzi, 6 tys. z nich żyje do dziś.

- Prosimy o wybaczenie, że przez prawie 50 lat nie znaleźliśmy sposobu, by sięgnąć do was, jak jednostki ludzkie do jednostek ludzkich. Zamiast tego milczeliśmy - powiedział Stock odsłaniając odlany z brązu pomnik dziecka urodzonego bez kończyn w Stolberg.

 

Freddie Astbury, szef organizacji Thalidomide UK uznał przeprosiny firmy za "hańbę" i wezwał koncern do wypłacenia odszkodowania. On sam, 52-letni dziś, urodził się bez rąk i nóg wskutek zażywania przez jego matkę talidomidu. Podkreślił, że Gruenenthal odmawiał przystąpienia do rozmów z ofiarami jego praktyk.

 

W 1972 roku niemiecka firma zawarła układ z rządem RFN, jednak przez dziesięciolecia umywała ręce od odpowiedzialności, twierdząc, że przeprowadziła wszystkie niezbędne testy kliniczne podczas prac nad lekiem.

 

Trzeba przyznać, że przedstawicielom Gruenthala dopisuje czarny "humor". Przez lata odmawiali ofiarom swoich nieudolnych eksperymentów prawa do zwykłej rozmowy, nie mówiąc nawet o odszkodowaniach, a teraz odsłaniają pomnik ku czci chorych ludzi. Chyba lepiej pozostawić postawę niemieckiego koncernu bez komentarza, bo na usta cisną się tylko niecenzuralne słowa.

 

AM/tvn24.pl