Wymiar sprawiedliwości nie daje odpocząć i nie bierze udziału w rozgrywkach sezonu ogórkowego. Jeszcze ciepły wyrok sądu cywilnego w sprawie naruszenia dóbr osobistych pani Janowskiej (Głodek), wywołał lawinę komentarzy, co nie jest niczym nowym, ale sam wyrok to niestety absolutna premiera. Wydawca „Super Expressu” ma zapłacić 150 tysięcy kary i to jeszcze nie wszystko, bo niematerialną formą zadośćuczynienia ma być 30 kolejnych okładek z przeprosinami, czego domagał się mecenas… Roman Giertych. Odsapnijmy na chwilkę od tego kuriozum, które nie miałoby najmniejszych szans na zaistnienie w krajach szanujących wolność słowa ponad wszystko i wróćmy do innej sprawy. Parę dni temu Gazeta Wyborcza wygrała proces w I instancji. Sąd oddalił pozew PiS o naruszenie dóbr partii PiS. Mój komentarz do wyroku zawierał się w 140 znakach i brzmiał następująco: „W procesie GW przeciw PiS zdecydowanie jestem po stronie GW”. Wywołało to niewielką konsternację, ale tylko ludzie, którzy nigdy nie zetknęli się z sądami robią sobie niewyobrażalną krzywdę kibicując stronom procesowym według sympatii, a nie według rozumu i przepisów prawa. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że jedną z podstawowych form uwiarygodniania aktów oskarżenia i pozwów jest orzecznictwo. W języku cywilnym nazywamy to po prostu treścią i uzasadnieniem wyroku. PiS zupełnie bez sensu i rozumu pozwało Czuchnowskiego za określenia „państwo mafijne” i jeszcze jakieś tam całkowicie pospolite frazy publicystyczne. Wyobraźmy sobie teraz, że sąd uznaje określenie „państwo mafijne” za bezprawne i naruszające dobra, do tego dorzuca „system totalitarny”. Następnie wyrok się uprawomocnia i przechodzi przez Sąd Najwyższy, który odrzuca skargę kasacyjną.

Co się wydarzyło? Mamy orzecznictwo i to na poziomie wyroku SN, co dla sądów powszechnych, przynajmniej teoretycznie, jest najpoważniejszym argumentem. Powoływanie się na orzecznictwo ma to do siebie, że nie dotyczy konkretnych stron sporu prawnego, ale jest wykładnią, czyli interpretacją prawa. Od chwili, gdy SN wyda wyrok wszyscy obywatele Polski, którzy użyli sformułowania „państwo mafijne” mogą wpaść w poważne kłopoty prawne i nieważne, czy należą do PiS, czy robią w kabarecie Ryszarda z Nowoczesnej. Na szczęście sąd w tym przypadku zastosował powszechnie obowiązującą doktrynę, że polityk musi mieć twardą skórę, a dziennikarze i obywatele mają prawo do ostrych i nawet niesprawiedliwych ocen. Podpisuję się pod tym wyrokiem, ale zaraz zapewne usłyszę, że w drugą stronę byłoby odwrotnie. Pełna zgoda i co więcej, wiele razy było odwrotnie. Poseł Hofmann dostał dokładnie przeciwny wyrok w sprawie cywilnej, w której krytykował Komorowskiego. Sztuka jednak polega na tym, by nie walić bezsensownie w dobre wyroki sądu, tylko tępić te karygodne. Wyrok w sprawie GW jest dla obywatela bardzo dobry, wyrok Hofmana skandaliczny i w takim przypadku należy dążyć do egzekwowania spójności orzecznictwa. Zawsze i wszędzie, bez wzglądu na okoliczności i strony procesu będę stał po stronie przejrzystości i konsekwencji w stosowaniu prawa, bo nie jestem samobójcą i nie interesują mnie sympatie na gruncie prawa.

Wracając po długiej przerwie do „Super Expressu” nie da się nic innego powiedzieć poza jednym – „sądownictwo mafijne”. Znany z politycznych układów mecenas Giertych, który specjalizuje się w sprawach medialnych i na mediach buduje sobie kapitał, niemal hurtowo wygrywa sprawy o naruszenie dóbr osobistych, ale nie Kowalskiego, tylko ludzi ze świecznika. W prawie takie osoby nazywają się osobami publicznymi i one podlegają dokładnie tej samej wykładni „grubej skóry”, która dotyczy polityków. Powódka Głodek kolorowej prasie wielokrotnie udzielała wywiadów i to na tematy osobiste, a zatem sama zdecydowała się na robienie ze swojego życia publicznego magla. Paradoksalnie to dzięki takim gazetom jak „Super Express” Polska się w ogóle dowiedziała o istnieniu pani Głodek, której i w Wikipedii próżno szukać. Oczywiście nie oznacza to, że w podobnej sytuacji można napisać dowolną bzdurę i zarobić kupę szmalu na nakładzie brukowca. Absolutnie nie, ale po pierwsze o sprawie futer skradzionych w USA do spółki z żoną Drzewieckiego, która była przedmiotem postępowania, mówiły niemal wszystkie media, łącznie z TVN i GW. Po drugie dostępne są również raporty policji USA, które wydają się jednoznaczne, a więc nie była to afera wymyślona przez tabloid, ale przez tabloid podjęta.

Gdyby nawet doszło do naruszenia dóbr osobistych powódki Głodek, to wymiar zadośćuczynienia jest de facto cywilnym unicestwieniem pozwanych, czego żadnemu sadowi w procesie cywilnym robić nie wolno. Tutaj nawet nie chodzi o uznanie pozwu, czego nie wykluczam jako słuszne, ale bez znajomości szczegółów sprawy nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wyrok ma charakter represyjny, a nie kompensacyjny. Przekładając język prawa na ludzki, sąd chciał załatwić wydawcę „Super Expressu” i postraszyć innych, którzy się ośmielają dotknąć świętej krowy, a nie zadośćuczynić i zrekompensować szkody powódce. Z naczelnym „Super Express” miałem scysję i w przeciwieństwie do wielu prawicowych wyborców uważam typa za wyjątkowego koniunkturalistę i błazna, nie dziennikarza, dość wspomnieć „mamę Madzi” w bikini, czy obronę Durczoka. Podobny stosunek mam do większości, nie tylko kolorowej prasy, która jest jednym wielkim ściekiem manipulacji. Nie ma to jednak żadnego znaczenia w świetle wyroku sądu, bo za takie wyroki sąd powinien odpowiedzieć przed sądem, Czym innym jest odpowiedzialność za słowo i surowa egzekucja, czym innym wydawanie wyroków, których wyraźną intencją jest utrzymanie patologii: „Kto jest ze świecznika i ma Giertycha za mecenasa może wykończyć i Kowalskiego i koncern medialny”. Klasyka mafijnego i totalitarnego orzecznictwa RPIII, co koniecznie należy wytępić i to w sposób bezwzględny.

Matka Kurka