Uber zwolnił kierowcę za to, że odmówił zawiezienia 20-latki do kliniki aborcyjnej, w której miała zabić swoje dziecko. Doszło do tego w stanie Nowy Jork w Stanach Zjednoczonych.

20-letnia uczennica collegu zamówiła przejazd Uberem do kliniki aborcyjnej. Miała tam zamówione zabicie dziecka. Gdy przysłany po nią kierowca dowiedział się, w czym rzecz, odmówił wykonania kursu. Zaoferował, że odwiezie 20-latkę z powrotem do domu. Ta jednak odmówiła. Opuściła samochód Ubera i dostała się do kliniki w inny sposób, ostatcznie odbierając dziecku życie.

Teraz chce pozwać kierowcę Ubera za rzekomą dyskryminację.

Jak tłumaczy tymczsem dr Monica Migliorino Miller z organziacji Citizens for a Pro-Life Society, kierowca zrobił to, co do niego należało. Nikt nie ma prawa zmuszać go do wykonywania rzeczy sprzecznych z osądem sumienia.

"Odmówił stania się częścią morderstwa niewinnej ludzkiej istoty. Miał wszelkie prawo odmówić przewiezienia kobiety do miejsca, w którym miała zabić swoje dziecko" - podkreśliła.

Kobieta, której przewiezienia odmówił kierowca Ubera, przekonuje, że była "zdruzgotana", bo "rozpaczliwie potrzebowała" zabić dziecko.

Jak przyznała, nikt w jej rodzinie - rzekomo "konserwatywnej" - nie odwodził ją od odwiedzenia kliniki aborcyjnej. Wszyscy akceptowali jej "decyzję".

Kierowca Ubera okazał się jedynym sprawiedliwym człowiekiem, jakiego spotkała na swojej drodze. 

bsw/LifeSiteNews