Latem 2015 roku, gdy pojawiły się doniesienia o planowanym zwiększeniu obecności sił amerykańskich na wschodniej flance NATO, gen. Jurij Jakubow stwierdził, że „Rosja nie będzie miała wyboru, jak tylko wzmocnić oddziały i siły na swej zachodniej flance”. Nazajutrz, 16 czerwca, prezydent Władimir Putin ogłosił, że do końca 2015 roku do służby wejdzie ponad 40 nowych międzykontynentalnych pocisków balistycznych – czyli broni atomowej dalekiego zasięgu. 12 stycznia 2016 r. minister obrony Siergiej Szojgu oświadczył, że Rosja sformuje w tym roku na zachodniej flance trzy dywizje (na bazie istniejących brygad) oraz doprowadzi pięć pułków strategicznych sił rakietowych (jądrowych) do poziomu gotowości bojowej. Moskwa podkreśla, że w ten sposób zmuszona jest reagować na rzekomy wzrost zagrożenia ze strony NATO, choć w rzeczywistości to Sojusz – choćby intensyfikując ćwiczenia – odpowiada na rosnące zagrożenie rosyjskie.

Trzy nowe dywizje w Zachodnim Okręgu Wojskowym, dla którego potencjalnym teatrem działań wojennych będzie Finlandia, Bałtyk, Białoruś, Polska, oznaczają wzmocnienie północnego skrzydła rosyjskiej armii stojącej wzdłuż bardzo długiej linii granicznej z krajami NATO. Poprzednie dwa lata były okresem, gdy priorytet nadawano skrzydłu południowemu z Krymem na czele. To właśnie ten okupowany półwysep oraz eksklawa kaliningradzka na północy mają ogromne znaczenie strategiczne i są kluczowe w razie wybuchu konwencjonalnej wojny Rosji z NATO. Na zagrożenie dla Europy ze strony rosyjskich wojsk stacjonujących na Krymie i w obwodzie kaliningradzkim wskazują amerykańscy generałowie. Jak ocenił dowódca sił USA w Europie generał Ben Hodges, zwiększona obecność wojsk rosyjskich w Obwodzie Kaliningradzkim i na Krymie może zagrozić połowie państw Sojuszu na kontynencie. Obwód Kaliningradzki jest jednym z najbardziej zmilitaryzowanych rejonów w Europie. Bardzo szybko w tym samym kierunku zdąża Krym. Oba te regiony są odcięte od głównego obszaru Federacji Rosyjskiej, z oboma istnieją jedynie połączenia morskie i powietrzne. Obie te „wyspy” są otoczone wrogimi państwami, obie są siedzibami dużych zgrupowań wojskowych i instalacji militarnych.

I. Krym – znaczenie strategiczne

Rosja stała się państwem czarnomorskim w 1696 roku, wraz ze zdobyciem fortecy w Azowie przez cara Piotra I. Dla rosnącego w siłę mocarstwa panowanie na Morzu Czarnym to było jednak za mało, akwen jest wszak zamknięty tureckimi cieśninami. Poczynając więc od XVIII w., a zwłaszcza w XIX w., rozpoczęła się ekspansja Rosji w kierunku Carogrodu (Stambułu). Seria wojen z Turcją nie dała jednak Moskwie kontroli nad wyjściem na Morze Śródziemne. Aneksję Krymu należy postrzegać jako ważne wydarzenie nie tylko w kontekście rywalizacji o panowanie nad Morzem Czarnym, ale też w rosyjskim dążeniu do zwiększenia obecności militarnej na wschodnim Morzu Śródziemnym. Tyle że panowanie nad półwyspem wzmacnia pozycje rosyjskie tylko w sensie defensywnym, jeśli mowa o cieśninach tureckich. Broń rakietowa na Krymie teoretycznie daje możliwość zablokowania Bosforu i uniemożliwienia dostępu na Morze Czarne siłom NATO, z amerykańskimi na czele. To ważne w wypadku konfliktu zbrojnego – nie tylko z Ukrainą, ale też np. Rumunią, Bułgarią czy nawet Turcją. W dużo mniejszym jednak stopniu strategiczna pozycja krymska przybliża Rosję do trwałego wzmocnienia swych sił we wschodniej części Morza Śródziemnego.

Sama aneksja Krymu (wiosna 2014) nie tyle wzmocniła pozycję Rosji, co osłabiła Ukrainy. Ukraińcy stracili zdecydowaną większość wojska stacjonującego na półwyspie (żołnierze przeszli w szeregi armii rosyjskiej lub odeszli ze służby) oraz niemal całą flotę – z liczących się okrętów uratowano tylko fregatę Hetman Sahajdaczny i to tylko dlatego, że akurat była poza Krymem. W ten sposób wypadł z czarnomorskiej gry trzeci co do wielkości jej uczestnik. Ale dopiero przerzut na Krym dużych jednostek i instalacja tam nowych typów broni zmienia sytuację militarną w regionie, a dokładniej w zachodniej części basenu Morza Czarnego. W listopadzie 2014 naczelny dowódca sił NATO w Europie gen. Philip Breedlove ostrzegł, że rosyjskie aktywa militarne na Krymie będą miały efekt „niemal dla całego regionu Morza Czarnego”. Jak podkreślał z kolei gen. Hodges, Rosjanie mogą z Krymu dosięgnąć ponad 90 proc. powierzchni Morza Czarnego, choć faktycznie było to możliwe również przed zajęciem półwyspu. W rzeczywistości Rosji udało się przede wszystkim skrócić dystans między swoim terytorium a krajami NATO, co będzie jednak miało duże znaczenie dopiero wtedy, gdy Moskwa stworzy własny system rozpoznania dalekiego zasięgu. Natomiast z pewnością zajęcie Krymu drastycznie zwiększyło zasięg rażenia rosyjskimi pociskami południowej flanki NATO. Należy pamiętać, że rosyjska doktryna uznaje instalacje tarczy antyrakietowej w Rumunii oraz rotacyjną obecność okrętów NATO na Morzu Czarnym za „zewnętrzne zagrożenia”. 21 lipca 2015 r. rosyjskie ministerstwo obrony oświadczyło, że baza amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Rumunii będzie jednym z pierwszych i najważniejszych celów ataku w razie wybuchu konfliktu.

II. Kaliningrad – znaczenie strategiczne

Obwód kaliningradzki jest najbardziej na zachód wysuniętym terytorium Federacji Rosyjskiej. Eksklawa zajmuje 8,3 tys. km² (wraz z obszarem morskim 15,1 tys. km²) i zamieszkuje ją ok. 960 tys. ludzi. Ze względu na swe położenie, po rozpadzie ZSRS obwód posiada dużo większe znaczenie strategiczne niż przed 1991 r. Graniczy z członkami NATO i UE: Polską i Litwą. Lądowe połączenie z Kaliningradem biegnie z Rosji przez sojuszniczą Białoruś i terytorium Litwy. Warunki tranzytu określają krótkoterminowe umowy Moskwy z Wilnem. Także morskie połączenie jest długie i w razie wojennego konfliktu niepewne – biegnie wzdłuż brzegu krajów bałtyckich.

Moskwa zawsze uważała Kaliningrad za wysunięty posterunek i przedmurze w konfrontacji z Zachodem. To ze względu na ten rejon na Zachodzie pojawiały się swego czasu głosy, żeby nie przyjmować krajów bałtyckich do NATO. Dziś w samej Rosji używa się sformułowania „Krym-2”, gdy mowa jest o eksklawie kaliningradzkiej. Obecnie obwód przypomina jeden wielki garnizon – jest najbardziej zmilitaryzowanym obszarem w Europie. Potencjał wojskowy w eksklawie można jednak oceniać tylko w przybliżeniu. W maju 2014 bowiem Rosja jednostronnie zawiesiła umowę z 2001 r. z Litwą o wzajemnej notyfikacji i inspekcji ruchów wojsk. W Bałtijsku stacjonuje Flota Bałtycka z 3,5 tys. marynarzy i ponad 50 okrętami. W rejonie miejscowości Pionierskij od 2012 r. działa stacja radarowa Woroneż-DM. Kontroluje ona przestrzeń powietrzną nie tylko nad Bałtykiem i Europą Północną, ale praktycznie między Azorami a Grenlandią. Są też rakietowe kompleksy obrony powietrznej S-300 i S-400 o zasięgu nawet 450 km. Dzięki nim Rosjanie są w stanie sparaliżować nie tylko całą przestrzeń powietrzną Litwy, ale też południe Łotwy i północ Polski – a więc dwóch najbliższych sojuszników Wilna. W sumie w eksklawie stacjonuje co najmniej 12-15 tys. żołnierzy.

Jednak jeśli chodzi o możliwości wojsk rosyjskich w obwodzie kaliningradzkim, to nie powinny być one oceniane przez pryzmat tego, co się tam obecnie znajduje, ale przez pryzmat tego, co Rosjanie mogą tam przerzucić w czasie kryzysu. Generał Hodges twierdzi, że Rosjanie mogą zamknąć Bałtyk dzięki zgromadzonej „dużej liczbie żołnierzy i zdolnościom wojskowym”. Siły lądowe i morskie Rosjan w obwodzie nie są obecnie w stanie przeprowadzić samodzielnie poważnej operacji wojskowej poza obszarem północnej Polski i krajów bałtyckich. Zamknięcie bałtyckich baz morskich Rosji jest bowiem bardzo łatwe i Rosjanie doskonale z tego zdają sobie sprawę. Jednakże mają możliwości przerzutu do eksklawy np. kolejnych systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych S-400. Obwód Kaliningradzki jest dziś bowiem dla NATO zagrożeniem nie ofensywnym, a obronnym – wysuniętą rubieżą, która mogłaby bardzo utrudnić działania Sojuszu, gdy ruszyłaby ofensywa na Bałtów. Głównym aktywem w okręgu jest wspomniana obrona przeciwlotnicza. Została zwiększona i zmodernizowana. Nowe zestawy mają większy zasięg, ponad 400 km. Jednostki są mobilne, więc można je przesuwać, zmieniając zasięg.

Próby sparaliżowania poczynań przeciwnika głównie dzięki systemom rakietowym to wersja pasywna scenariusza obronnego przypisanego Kaliningradowi w razie wybuchu wojny. Ale należy też brać pod uwagę wersję aktywną. A więc plan odcięcia krajów bałtyckich nie tylko w powietrzu, ale też na lądzie. Siły zgromadzone w eksklawie są jednak – przynajmniej na razie – niewystarczające do samodzielnego przebicia się do terytorium Białorusi. Musiałaby to być operacja skoordynowana z ofensywą z Białorusi – co jednak oznacza otwarte zaangażowanie Mińska w wojnę z NATO. Scenariusz tego typu operacji Rosja i Białoruś ćwiczyły na przykład w trakcie manewrów Zapad 2013. „Gdyby to było konieczne, Litwa może z łatwością zamienić się w korytarz między Kaliningradem a głównym terytorium Rosji” – mówił swego czasu rosyjski ekspert Wiktor Miasnikow. Tyle że bardziej realny jest wariant ataku i połączenia z Białorusią przez terytorium Polski. Za tzw. korytarzem suwalskim przemawia choćby sieć komunikacyjna.

III. Krym – potencjał militarny

Natychmiast po aneksji półwyspu rosyjskie władze przystąpiły do reorganizacji jednostek wojskowych już tam stacjonujących oraz tworzenia nowych struktur. W pewnych przypadkach po prostu przejęto całe jednostki zmieniając jedynie ich nazwy oraz dowództwo i podległość. Później te „ukraińskie” jednostki rozformowywano lub głęboko restrukturyzowano. Prawdopodobnie Moskwa nie była pewna lojalności służących tam byłych żołnierzy ukraińskich, więc wymieszała ich z żołnierzami z głębi Rosji. Korzystając z pozostawionej przez Ukraińców infrastruktury Rosjanie stworzyli też szereg nowych instytucji szkoleniowych i badawczych.

Jednym z pierwszych ruchów było obsadzenie przesmyków Perekop i Czongar żołnierzami połączonego batalionu Sił Lądowych i Wojsk Powietrzno-Desantowych. Aktywowano 4 Pułk Obrony Nuklearnej, Chemicznej i Biologicznej w Inkermanie, zreorganizowano i zmodernizowano 744 Centrum Łączności Floty Czarnomorskiej, utworzono 128 Brygadę Obrony Brzegowej w oparciu o ukraińską 36 Brygadę w Pieriewalnym, sformowano 501 Batalion Piechoty Morskiej w Teodozji (w oparciu o ukraińskie 1 i 510 Bataliony Piechoty Morskiej), utworzono 18 Pułk Systemów Rakietowych ziemia-powietrze czy 40 Kompleks Kontroli i Telemetrii Sił Obrony Powietrznej w Sewastopolu. Dotychczasowa kompania inżynieryjna floty została zreorganizowana w 68 Pułk Inżynieryjny Floty w Jewpatorii i obciążono ją zadaniem wsparcia przeprawy promowej przez Cieśninę Kerczeńską. W grudniu 2014 r. resort obrony uruchomił 127 Brygadę Wywiadu w Sewastopolu. Na Krymie znajduje się ponad dwadzieścia lotnisk. Do lutego 2014 r. wykorzystywano tylko pięć z nich. Dwie bazy lotnicze (Kacza i Gwardiejskoje) służyły Rosjanom, trzy (Belbek, Dżankoj i Kirowskoje) wykorzystywali Ukraińcy. Po aneksji zwiększono liczbę używanych lotnisk do ośmiu (Belbek, Donuzław, Dżankoj, Gwardiejskoje, Kacza, Kirowskoje, Oktiabrskoje, Saki). W Dżankoj zainstalowano m.in. 39 Pułk Helikopterów.

W grudniu 2014 r. minister Szojgu ogłosił utworzenie „samowystarczalnej grupy wojsk” na Krymie. W sumie w ciągu dziewięciu miesięcy na półwyspie pojawiło się 40 nowych jednostek wojskowych. Zainstalowano też systemy rakietowe S-300 oraz Iskander. Rozbudowa potencjału militarnego Krymu to także wzmocnienie obrony wybrzeża – uwagę zwraca rozbudowa systemu K-300P Bastion-P, który wykorzystuje przeciwokrętowe pociski sterowane P-800 Jachont o zasięgu do 300 km. Długofalowym celem jest stworzenie na półwyspie systemu obrony łączącego wszystkie siły i zasoby w jedną przestrzeń informacyjną (Kompleksowy Zautomatyzowany System Obrony Powietrzno-Morskiej – KAS WMO) – krótko mówiąc, chodzi o uczynienie z Krymu jednej wielkiej fortecy. Po pierwszej bardzo intensywnej fazie zbrojeń, rosyjskie dowództwo skupiło się w 2015 roku na poprawie współdziałania różnych jednostek i rodzajów broni na Krymie oraz na podnoszeniu jakości stacjonującej broni i żołnierzy. Ukraińskie wojsko i wywiad oceniają, że obecnie na półwyspie bazuje ponad 20 tys. rosyjskich żołnierzy.

Moskwa wprowadziła do wojennej retoryki związanej z Krymem także element atomowego szantażu. Już pod koniec grudnia 2014 r. Siergiej Ławrow oświadczył, że FR ma pełne prawo do rozmieszczenia na półwyspie broni atomowej. Na okupowany Krym Rosjanie wprowadzili wcześniej systemy rakietowe Iskander, zdolne do przenoszenia głowic atomowych. Jest też kwestia powrotu bombowców dalekiego zasięgu zdolnych przenosić broń atomową. W czasach sowieckich na Krymie były trzy lotniska, na których stacjonowały bombowce strategiczne: Wiesełoje, Oktiabrskoje i Gwardiejskoje. Po upadku ZSRS to pierwsze zamieniono w kurzą fermę. Dwa pozostałe wymagają remontu i modernizacji by przyjąć lotnictwo dalekiego zasięgu. Na początku marca 2015 sam Putin zasugerował, że Moskwa może rozmieścić na Krymie broń atomową. Miesiąc później szef MSZ Ukrainy, Pawło Klimkin, alarmował, że Rosja zamienia Krym w bazę wojskową przystosowaną do przechowywania broni nuklearnej. O rosyjskich planach związanych z rozmieszczeniem broni jądrowej na anektowanym półwyspie w połowie maja 2015 poinformował również Ołeksandr Turczynow, szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy. „Oczywiście, że Rosja ma prawo do trzymania, jeśli będzie taka potrzeba, swojej broni nuklearnej w dowolnym miejscu na jej terytorium, czyli również na Półwyspie Krymskim” – skwitował na początku czerwca 2015 r. Michaił Uljanow z MSZ Rosji. Informacji, żeby takowa broń znajdowała się na Krymie, dotychczas jednak nie było. Wydaje się, że Kremlowi bardziej zależy, by o tym mówić i w razie potrzeby móc szybko przerzucić atomowe oręże na okupowany półwysep.

Podkreślić trzeba, że przyłączenie Krymu znacząco zwiększyło także możliwości operacyjne i potencjał rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Moskwa uzyskała pełną swobodę w zakresie jej liczebności i rozmieszczenia na półwyspie, jak też modernizacji i rozbudowy floty. Dotychczas ograniczały to dwustronne porozumienia z Ukrainą. Anektując Krym Rosjanie zajęli ponad 30 okrętów wojennych i jednostek wsparcia ukraińskiej floty, część z nich po inspekcji wcielono do Floty Czarnomorskiej, część zwrócono Ukrainie. Ważniejsze są jednak ambitne plany rozbudowy i modernizacji floty przy pomocy rodzimego przemysłu zbrojeniowego. W maju 2014 r. ogłoszono, że Flota Czarnomorska do 2020 r. otrzyma kilkadziesiąt nowych jednostek pływających. Wśród nich sześć fregat klasy Admirał Grigorowicz i sześć podwodnych okrętów klasy Warszawianka (nowsza wersja klasy Kilo).

IV. Kaliningrad – potencjał militarny

Dokładnej liczebności zgrupowania w eksklawie nie da się określić. Szacować można ją w dużej mierze na podstawie danych z dużych ćwiczeń wojskowych. Wiadomo, że w ćwiczeniach Zapad 2009 uczestniczyło 12,5 tys. żołnierzy z Obwodu Kaliningradzkiego, zaś w ćwiczeniach Zapad 2013 – 9,4 tys. Choć pojawiają się informacje o nawet 30-35 tys. żołnierzy rosyjskich w kaliningradzkiej eksklawie, to za bliższe rzeczywistości należy uznać obecnie wielkości od ok. 15 tys. do ok. 20 tys. Siły rozmieszczone w obwodzie kaliningradzkim generalnie można podzielić na dwie części: jednostki podporządkowane dowództwu Floty Bałtyckiej (nie tylko okręty, ale też jednostki brzegowe i lotnictwo) oraz jednostki bezpośrednio podległe dowództwu Zachodniego Okręgu Wojskowego (nie tylko jednostki Wojsk Lądowych, ale też lotnictwo czy Siły Powietrzno-Kosmiczne). Trzon uderzeniowy tworzą dwie w pełni ukompletowane brygady: piechoty morskiej i zmotoryzowana. Mają one wsparcie artylerii, systemów rakietowych, samolotów i helikopterów (7054 Baza Sił Powietrznych).

Dowództwu Floty Bałtyckiej podlega na terytorium obwodu kaliningradzkiego ponad 50 jednostek pływających (bazy w Bałtijsku i Kaliningradzie), elitarna 336 Brygada Piechoty Morskiej oraz siły powietrzne rozmieszczone w bazach w Czkałowsku, Czerniachowsku i Donskoje: 4 Samodzielny Pułk Lotnictwa Szturmowego, 689 Samodzielny Pułk Bojowego Lotnictwa Myśliwskiego, 398 Samodzielna Eskadra Lotnictwa Transportowego, 125 Samodzielna Eskadra Helikopterów, 396 Samodzielna Eskadra Śmigłowców Pokładowych do Zwalczania Okrętów Podwodnych. Główna baza morska Floty Bałtyckiej w eksklawie znajduje się w Bałtijsku, tutaj zgrupowano zdecydowaną większość okrętów nawodnych. Wśród jednostek służących w obwodzie kaliningradzkim są dwa niszczyciele, dwie fregaty, trzy korwety i dwa okręty podwodne Projekt 877. Ważnym elementem sił morskich w tym rejonie są okręty i kutry desantowe. Te pierwsze wchodzą w skład 71 Brygady Okrętów Desantowych (m.in. cztery duże klasy Ropucha i dwa poduszkowce Zubr). Około dziesięciu kutrów desantowych wchodzi w skład 7 Dywizjonu Okrętów Desantowych. Największą i mającą największą siłę uderzeniową jednostką lądową w eksklawie jest 336 Brygada Piechoty Morskiej bazująca w Bałtijsku. Dowództwu Floty Bałtyckiej podlega znaczna liczba samolotów i helikopterów, przede wszystkim Su-24, Su-27, An-26, Mi-24, Mi-8 i Ka-27. Głównymi jednostkami są 689 Samodzielny Pułk Bojowego Lotnictwa Myśliwskiego (baza w Czkałowsku) i 4 Samodzielny Pułk Lotnictwa Szturmowego (baza w Czerniachowsku).

Większość sił lądowych, artyleria, wojska rakietowe, obrona przeciwlotnicza, specnaz podporządkowane są bezpośrednio dowództwu Zachodniego Okręgu Wojskowego. Trzon sił lądowych stanowi 79 Samodzielna Gwardyjska Brygada Zmotoryzowana z Gusiewa. Do tego należy jeszcze dodać 7 Samodzielny Gwardyjski Pułk Piechoty Zmotoryzowanej (Kaliningrad). Największym ofensywnym atutem Rosjan w obwodzie kaliningradzkim jest jednak stacjonująca w Czerniachowsku 152 Gwardyjska Brygada Rakietowa, wyposażona – oficjalnie – w systemy rakietowe Toczka-U (zasięg do 120 km) i Toczka-M (do 185 km), a nieoficjalnie – w Iskandery. W Kaliningradzie stacjonuje też 244 Brygada Artylerii, a w Bałtijsku 25 Przybrzeżny Pułk Rakietowy. Pododdziały specnazu stacjonują w Kaliningradzie i Bałtijsku. Gros sił obrony przeciwlotniczej w eksklawie wchodzi w skład 3 Brygady Sił Powietrzno-Kosmicznych (Kaliningrad). Dowództwu brygady podlegają dwa przeciwlotnicze pułki rakietowe uzbrojone w S-300 (183 z Gwardiejska, 1545 ze Znamieńska). W tym pierwszym najprawdopodobniej służbę pełni już co najmniej jeden dywizjon bardziej zaawansowanej przeciwlotniczej broni rakietowej S-400 Triumf. Z kolei w system Tor-M1 uzbrojony jest 22 Samodzielny Przeciwlotniczy Pułk Rakietowy w Kaliningradzie. Wracając do 3 Brygady – w jej strukturze znajdują się też – bardzo w obwodzie kaliningradzkim rozbudowane jednostki rozpoznania radioelektronicznego i walki elektronicznej. Przysłowiową perłą w koronie tej części wojsk jest stacja radarowa Woroneż-DM (m. Pionierskoje) mogąca wykrywać obiekty na dystansie do 6 tys. km, która wchodzi w skład rosyjskiego systemu wczesnego ostrzegania przed pociskami balistycznymi. Biorąc pod uwagę lokalizację (najbardziej na zachód wysunięty taki obiekt), ma ona bardzo duże znaczenie w razie zbrojnego konfliktu z NATO.

V. Iskandery i Kalibry

Położenie Krymu i Kaliningradu, a dokładniej ich wysunięcie daleko na zachód, sprawia, że szczególnego znaczenia nabiera broń rakietowa bazująca w tych eksklawach. Zasięg takich systemów, jak Iskander czy Kalibr sprawia, że w zasięgu broni ofensywnej Rosji znajduje się cała wschodnia flanka NATO, od Estonii po Turcję.

Drugim, obok przeciwlotniczych rakiet S-400, największym zagrożeniem dla Polski i innych krajów Sojuszu w regionie bałtyckim są Iskandery. Choć Moskwa wciąż nie potwierdziła oficjalnie ich obecności w obwodzie kaliningradzkim, to właściwie jest pewne, że tam się znajdują. Zdolne przenosić głowice konwencjonalne i atomowe pociski balistyczne 9K720 Iskander-M ma na uzbrojeniu 152 Brygada Rakietowa z Czerniachowska. Iskander-M ma oficjalnie zasięg 500 km, choć nieoficjalnie mówi się nawet o 700 km. To oznacza, że spod Kaliningradu Rosjanie mogą razić cele na obszarze od centralnej Polski po centralną Finlandię.

W przeszłości Moskwa wielokrotnie groziła umieszczeniem Iskanderów w eksklawie, aby osiągać cele polityczne. Tak było choćby w 2008 roku, gdy Rosjanie oświadczyli, że umieszczą nad Bałtykiem pociski, jeśli USA będą kontynuować plany budowy elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach (prezydent Barack Obama zrezygnował z tej koncepcji tarczy). Iskandery wykorzystano m.in. w trakcie ćwiczeń Zapad 2013, które obejmowały obwód kaliningradzki. W grudniu 2013 Rosja ogłosiła, że rozmieściła Iskandery blisko granic NATO, nie podając jednak przybliżonej lokalizacji. Nieoficjalne doniesienia niemieckich mediów wskazywać miały, że Iskandery trafiły także do Obwodu Kaliningradzkiego. O obecności tej broni, przynajmniej tymczasowej, w eksklawie mówiono także wtedy, gdy Władimir Putin zarządzał tam w grudniu 2014 i marcu 2015 niezapowiedziane ćwiczenia.

Za swego rodzaju pośrednie potwierdzenie obecności Iskanderów w obwodzie kaliningradzkim można uznać słowa byłego szefa Sztabu Generalnego SZ FR, gen. Jurija Bałujewskiego z 13 listopada ub.r.: „Przedstawiciele Polski, Rumunii i regionu bałtyckiego muszą zapamiętać, że nasze strategiczne pociski jedynie ‚przelatują nad’ ich terytorium. Pociski systemu Iskander będą wymierzone w ich miasta. Mam nadzieję, że to powinno ochłodzić głowy przywódców tych państw”. Kiedy w listopadzie 2014 r. rosyjski resort obrony otrzymał wyposażenie dla piątej już brygady uzbrojonej w zestawy Iskander-M, nasiliły się spekulacje, że trafi ona na Krym. Na początku grudnia gen. Ołeksandr Rozmazninow z ukraińskiego Sztabu Generalnego stwierdził, że na terytorium Krymu zidentyfikowano system Iskander.

Niemniej groźną bronią ofensywną w tym regionie może się jednak okazać najnowszy system rakietowy Kalibr NK, który wystrzeliwuje pociski w cele morskie i lądowe na dystansie do 2600 km. Broń ta, będąca na wyposażeniu Flotylli Kaspijskiej (pociski takie wystrzelono w październiku 2015 w cele w Syrii), pojawiła się już we Flocie Czarnomorskiej. Na Morze Czarne wpłynął okręt podwodny typu Warszawianka „Rostów nad Donem”, uzbrojony w Kalibr NK w wersji dostosowanej do okrętów podwodnych. Do końca 2017 r. Flota Czarnomorska ma zostać wzmocniona w sumie przez sześć takich jednostek. Na tym nie koniec – do końca 2018 roku flotę ma zasilić sześć małych okrętów rakietowych projektu 21631 z zainstalowanymi stanowiskami pionowego startu rakiet manewrujących Kalibr NK. Obecność niewielkich jednostek z pociskami manewrującymi zasięgu ponad 2000 km oznacza poważny wzrost zagrożenia krajów Europy Środkowej i Wschodniej, w tym Polski. Co ważne, zastosowanie Kalibr NK na okrętach Floty Czarnomorskiej nie złamie traktatu ograniczającego zbrojenia INF, bo dotyczy on jedynie wyrzutni lądowych.

VI. Strategia A2/AD

Z punktu widzenia NATO najgroźniejszą konsekwencją rozbudowy militarnej obecności Rosji w Obwodzie Kaliningradzkim i na Krymie jest ograniczanie Sojuszowi swobodnego dostępu powietrznego do coraz większej części Starego Kontynentu. Jak zauważył gen. Franck Gorenc, dowódca sił powietrznych USA w Europie i Afryce, Moskwa wprowadza w życie wobec wschodniej flanki NATO strategię, którą przetestowała już – z dobrym skutkiem – w Syrii. Po zestrzeleniu ich samolotu przez Turków, Rosjanie rozmieścili w rejonie Latakii i Tartusu przeciwlotnicze systemy antyrakietowe, które namierzając bez skrupułów samoloty i drony Amerykanów i ich koalicjantów, wymusiły rezygnację z nalotów na cele dżihadystów na ponad 30 proc. terytorium Syrii. Chodzi o te tereny, które są kluczowe w wojnie reżimu Asada z rebeliantami.

Strategia anti-access/area denial (A2/AD) zakłada uniemożliwienie przeciwnikowi dostępu drogą powietrzną do rejonu działań wojennych. Określana „obronną bańką”, opiera się na kombinacji systemów rakietowych i radarów wymierzonej we wrogie samoloty. Rosyjskie Siły Powietrzno-Kosmiczne, w skład których wchodzi obrona przeciwlotnicza, dysponują zestawami rakietowymi różnego typu takimi jak S-300, S-400, Buk, Tor, Pancyr, Tunguska. Obok obrony przeciwlotniczej na poziomie jakiegoś obszaru, rosyjskie wojsko charakteryzuje się posiadaniem takowej obrony na poziomie większych jednostek bojowych. Obok zestawów instalowanych na lądzie „na stałe”, przybywa zestawów mobilnych, którymi można szybko operować, co uelastycznia możliwości obronne. Ale strategia „zamknięcia dostępu” to nie tylko przeciwlotnicze zestawy rakietowe, ale też na przykład środki walki radioelektronicznej zakłócające łączność przeciwnika oraz zestawy rakietowe, dzięki którym można atakować nie tylko obiekty wroga w powietrzu, ale też razić cele naziemne: lotniska i miejsca koncentracji wojsk. Do tych ostatnich zaliczyć można Iskandery.

Gen. Gorenc wskazuje, że Rosjanom udało się zbudować system obrony powietrznej pozwalający na tworzenie bardzo dobrze chronionych stref. Generał zaznaczył, że rosyjska obrona przeciwlotnicza może okazać się dla NATO bardziej niebezpieczna niż siły powietrzne Rosji, nawet jeśli te ostatnie przechodzą zakrojony na szeroką skalę proces modernizacji. Rozbudowa rosyjskiej obrony przeciwlotniczej zamyka NATO swobodny dostęp powietrzny do coraz większej części Europy, osłabiając militarne możliwości Sojuszu w razie wybuchu zbrojnego konfliktu. Kluczową rolę odgrywają – z racji położenia – Krym i Kaliningrad.

Rosja jeszcze w 2011 roku przystąpiła do rozmieszczania nowych systemów S-400 Triumf w Obwodzie Kaliningradzkim. Wiadomo o co najmniej jednym takim dywizjonie – w 183 Przeciwlotniczym Pułku Rakietowym. Podstawą uzbrojenia jednostki z Gwardiejska pozostają jednak baterie starszego modelu – S-300. Podobnie jak w 1545 Przeciwlotniczym Pułku Rakietowym ze Znamieńska broń ta została rozmieszczona tak, że swym zasięgiem obejmuje kraje bałtyckie, ale też jedną trzecią polskiej przestrzeni powietrznej. Gdyby doszło do konfliktu w tym regionie, rosyjskie zestawy rakietowe w eksklawie kaliningradzkiej stwarzałyby duże zagrożenie dla lotnictwa NATO, gdyby to chciało wesprzeć sojuszników bałtyckich. Rosyjska A2/AD jest tutaj już tak silna, że mogłaby bez większego trudu wyśledzić ruchy samolotów wroga, namierzyć je i w dużej części zniszczyć. Z symulacji przeprowadzonych przez Pentagon jeszcze ponad rok temu wynika, że w razie rosyjskiej inwazji na kraje bałtyckie siłom NATO z Amerykanami na czele udałoby się w końcu wyprzeć agresora, ale byłoby to okupione dużymi stratami – właśnie przede wszystkim z powodu wysokiego poziomu ryzyka prowadzenia operacji powietrznych w zasięgu rakiet spod Kaliningradu. Wprowadzane przez Rosjan systemy rakietowe i środki walki radioelektronicznej mogą utrudnić działanie sił powietrznych NATO także w rejonie Morza Czarnego. Po zajęciu Krymu Rosjanie od razu rozpoczęli budowę systemu obrony przeciwlotniczej półwyspu. Najważniejsza faza została zakończona w grudniu 2014 r. W ramach 31 Dywizji Obrony Przeciwlotniczej utworzono dwa rakietowe pułki przeciwlotnicze i jeden radiotechniczny. Są one wyposażone w baterie przeciwlotnicze S-300PM oraz mobilne zestawy przeciwlotnicze Pancyr.

VII. Korytarz suwalski i Białoruś

Oceniając zagrożenie dla Polski związane z aneksją Krymu oraz militaryzacją jego i Obwodu Kaliningradzkiego, nietrudno zauważyć, że dużo większe wyzwanie mamy na północy. Z rejonu Morza Czarnego zagrozić Polsce mogą pociski Kalibr NK, natomiast w przypadku eksklawy kaliningradzkiej do czynienia mamy zarówno z A2/AD jak i z Iskanderami, ale przede wszystkim groźbą bezpośredniego starcia lądowego. Z racji wielkości sił rosyjskich z obwodu zdolnych prowadzić działania ofensywne, frontalne uderzenie przez granicę na południe nie ma większego sensu, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem byłoby uderzenie w kierunku Grodna i wyjście na spotkanie oddziałom nacierającym z tamtego rejonu w stronę Kaliningradu. Takie połączenie lądowe z jednej strony wzmocniłoby strategiczne położenie eksklawy, z drugiej zaś odcinało kraje bałtyckie od reszty sojuszników. Zmasowane uderzenie Rosjan na Estonię, Łotwę i Litwę da NATO bardzo mało czasu na wsparcie sojuszników, a jedyna lądowa droga pomocy przecina „korytarz suwalski”. Liczący ok. 70 km odcinek pogranicza ma duże znaczenie komunikacyjne, tędy biegną drogi z Polski na Litwę oraz główna linia kolejowa do krajów bałtyckich. Lądowa operacja Rosjan w tym kierunku, w połączeniu z aktywizacją A2/AD może zablokować pomoc NATO na wystarczająco długo, by zdążyć zgnieść opór Bałtów.

Obecnie „korytarz suwalski” jest potencjalnie jednym z najsłabszych punktów wschodniej flanki NATO. Wskazuje na to choćby głównodowodzący sił zbrojnych USA w Europie gen. Ben Hodges. Wzmocnienie tego newralgicznego punktu może być jednym z najważniejszych tematów lipcowego szczytu Sojuszu w Warszawie.

Groźba uderzenia „korytarzem suwalskim” realna jest jednak tylko w wypadku zaangażowania w operację Białorusi. Zdaje sobie z tego sprawę Zachód, zdaje Rosja, zdaje sam Aleksandr Łukaszenka. Nie jest przypadkiem, że choć Białoruś i Rosja od lat mają ścisły sojusz i częściowo zintegrowane systemy obronne, to Kreml naciska na zwiększenie rosyjskiej bezpośredniej obecności wojskowej na terytorium sojusznika. Można to interpretować jako wyraz ograniczonego zaufania do A. Łukaszenki, co jest uzasadnione w świetle nie tylko ostatnich zachowań prezydenta, ale generalnie jego niechęci do angażowania się w ryzykowne przedsięwzięcia. A takim byłaby z pewnością zgoda na ruchy rosyjskiego wojska mogące w perspektywie zwiększyć ryzyko wybuchu wojny.

Rosja posiada na białoruskim terytorium wojskowe instalacje łączności i radiolokacji, oba państwa mają też wspólną obronę powietrzną, jednak dla Moskwy – w obliczu konfrontacji z NATO – to za mało. We wrześniu ub.r. W. Putin polecił Ministerstwu Obrony i MSZ wynegocjowanie, a następnie podpisanie porozumienia z Białorusią o utworzeniu na jej terytorium rosyjskiej bazy powietrznej. O lokalizacji nie wspomniał, ale jeszcze na jesieni 2014 r. dowódca Sił Powietrznych FR gen. Wiktor Bondariew ogłosił, że baza zostanie usytuowana w Bobrujsku (obwód mohylewski), i że będą w niej stacjonować myśliwce przechwytujące Su-27. Decyzję Putina z ogromnym dystansem – delikatnie mówiąc – przyjął Mińsk. Szukający od dłuższego czasu poprawy stosunków Zachodem Łukaszenka oświadczył, że rozmów z Moskwą na ten temat nie prowadzi i że „Białoruś nie potrzebuje żadnej obcej bazy wojskowej”. Wybrany po raz piąty w październiku prezydent zdaje sobie sprawę, że zwiększanie militarnej obecności Rosji w jego państwie to nie tylko wzrost ryzyka wciągnięcia w wojnę, ale też coraz mniejsza władza jego samego. Moskwa już uruchomiła narzędzia finansowe, aby zmusić Łukaszenkę do przyjęcia bazy (wstrzymanie 2 mld dolarów kredytu od Funduszu Euroazjatyckiego). Można jednak oczekiwać, że przywódca białoruski będzie kontynuował grę uników jak długo się da. Z zapowiedzi nowej doktryny wojskowej Białorusi nie wynika, by zamierzał odchodzić od dotychczasowej linii w tym względzie: „Możemy publicznie potwierdzić naszą pokojową politykę i brak wrogości wobec innych państw, a jednocześnie ogłosić zdecydowaną wolę obrony swoich interesów narodowych, w tym – jeśli zajdzie taka potrzeba – z użyciem całej wojskowej struktury państwa. Czyli nie potrzebujemy nic cudzego, ale nie oddamy nawet metra swojej ziemi”. Z punktu widzenia bezpieczeństwa tak Polski, jak i NATO kluczowe jest podjęcie dialogu z Mińskiem, tak aby Białoruś nie zgodziła się na dalszą integrację wojskową z Rosją. Powyższe wymaga odwagi politycznej, ale skala rosyjskiej gotowości bojowej każe uznać, iż nie ma już czasu na hamletyzowanie.

Ksawery Czerniewicz/oaspl.org