Patrząc na wyczyny wściekle manifestujących feministek i wypowiedzi wspierających je ludzi ze środowisk lewicowych, trudno nie odnieść wrażenia, że nie ma to wiele wspólnego z realnymi problemami kobiet. 

Wczoraj w Polsce odbyły się feministyczne protesty, wcześniej odbywały się w niedzielę. Przeciw czemu protestowała Manifa i jej podobne środowiska? Oczywiście przeciw strasznemu uciskaniu kobiet w Polsce! Jak te kobiety są uciskane? Nie bardzo wiadomo. Podobno patriarchat, dyktat Kościoła i kajdany nakładane na nogi biednej kobiety niemogącej wyjść z domu, zmuszonej do gotowania obiadów. 

 

No, i przede wszystkim... w Polsce nie ma legalnej prostytucji. Bo jak twierdzi była redaktor naczelna Radia dla Ciebie, Ewa Wanat: "Prostytucja, czyli sexwork, to praca jak jak każda inna. Jeszcze tylko dziś w Warszawie SexWorkFest. Czas skończyć z hipokryzją i zacząć traktować z szacunkiem seksworkerki i seksworkerów. Zalegalizować sexswork, tak by pracownicy seksualni mieli te same prawa (i obowiązki oczywiście) tak, jak pracownicy innych branż. Tak jak jest w Niemczech - mają związek zawodowy, płacą podatki, są ubezpieczone i ubezpieczeni, mają swoje stowarzyszenia, biorą oficjalnie udział w życiu publicznym".

"W Niemczech nie panuje, od kilkunastu lat obowiązuje nowe prawo. Prostytutki mają związki zawodowe i oficjalnie płacą podatek dochodowy od świadczenia usług seksualanych. W wielu krajach prostytucja jest normalna częścią rynku pracy. W Danii są prostytutki zatrudniane przez państwo, tzn rząd im płaci za usługi dla niepełnosprawnych. Gdyby nie prostytucja Tajlandia by zbankrutowała pewnie" - dodawała Wanat.

Także w hasła o rzekomej dyskryminacji zawodowej kobiet trudno uwierzyć, gdy spojrzy się choćby na statystyki pokazujące, że w Polsce aż 40 proc. stanowisk kierowniczych w firmach i korporacjach zajmują kobiety. Co ciekawe, w tzw. krajach rozwiniętych (w rozumieniu feministek oznacza to "przesiąkniętych lewicową ideologią"), jak Niemcy czy Francja odsetek ten jest o wiele niższy i wynosi ok. 20 proc. 

Takie fakty pokazały badania "Women in Business 2017". Przeprowadzono je na zlecenie firmy audytorsko-doradczej Grant Thornton.

Feministki chcą, aby skończyła się mityczna "przemoc wobec kobiet", domagając się m.in. zliberalizowania prawa aborcyjnego. Oczywiście w ich przekazie zostaje to opakowane jako niezgoda na dalsze "zaostrzanie" regulacji dot. aborcji. To również nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, jako że w tym względzie w Polsce od lat nic się nie zmienia, a ostatnie obywatelskie projekty ustaw również nie weszły w życie. 

Czy kobiety w Polsce nie mogą pracować? Nie mają praw wyborczych? Nie mają ochrony prawnej? Każdy człowiek o zdrowych zmysłach widzi, jak absurdalnie brzmią takie pytania. O co więc chodzi feministkom? W istocie jeśli przyjrzymy się samym tylko transparentom z manifestacji, trudno nie dostrzec, że nikt tu nie walczy o kobiecą wolność i prawa. Jest to walka polityczna toczona przez lewicę, która ma na celu obalenie obecnej władzy i zaprowadzenie lewicowego porządku w przyszłości. 

A w tym porządku gender, związki homoseksualne, aborcja na życzenie i inne cuda. Czy kobiety wolałaby, aby one same, jak też ich dzieci żyły w takim lewicowym raju, czy może jednak obecne państwo prawicowego terroru nie jest takie złe? Każdy niech sam odpowie sobie na to pytanie. 

 

daug