Igor Tuleya, jeden z największych sędziowskich pisożerców, znowu o sobie przypomina.  Wcześniej też wielokrotne  wchodził w skórę wojującego z PiS polityka. Mimo to, żadna z organizacji sędziowskich, a wszystkie walczą o godność zawodu sędziego i jego bezstronność, nie zareagowała do dziś. A przecież mówi się wprost, że sędzia nie może kierować się sympatiami politycznymi podczas ferowania wyroków.

Czymże jednak, jak nie działaniem politycznym jest złożenie przez sędziego Tuleyę zawiadomienia do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez posłów PiS w czasie przesłuchań w prokuraturze w sprawie obrad Sejmu w grudniu 2016, odbywających się w Sali Kolumnowej?

Zdaniem sędziego Tuleyi posłowie Prawa i Sprawiedliwości składali fałszywe zeznania. Nie znamy szczegółów zarzutów sędziego. Wiadomo tyle tylko, że taki wniosek wysnuł sędzia Tuleyi wobec sprzeczności w zeznaniach świadków, którzy byli wezwani do prokuratury. Nie wiemy, czego te sprzeczności dotyczyły. Może istotnych spraw, a może bzdur, w rodzaju, gdzie kto siedział. Jeśli nawet zeznania się nie pokrywają ze sobą, na jakiej podstawie sędzia Tuleya podejrzewa, że to było świadome wprowadzane w błąd prokuraturę? A może była to kwestia pamięci, która u każdego nieco inaczej przechowuje te same zdarzenia. Zresztą od początku każdy świadek, może inaczej je widzieć.  Znając nastawienie sędziego Tuleyi do PiS, każdy pretekst może stać się dla niego pożywką do nękania partii Jarosława Kaczyńskiego.

Nie można całkowicie ignorować faktu, że podczas nocnego posiedzenia Sejmu w Sali Kolumnowej uchwalono też ustawę o znacznej obniżce emerytur i rent byłym funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa. Jak powszechnie wiadomo, w wyniku tej ustawy ogromnie zmniejszyła  się emerytura matka sędziego Tuleyi, pracującej w czasach PRL w SB.

W tej sytuacji sędzia Tuleya w ogóle nie powinien rozpatrywać tej sprawy, wobec oczywistego osobistego zainteresowania, co nosi miano „konfliktu interesów”. Tak naprawdę za dopuszczenie sędziego Tuleyi do tej sprawy należy obciążyć jego przełożonych. To oni są winni skandalu.                 

Przypomnę, że w zeszłym roku prokuratura odrzuciła wniosek Platformy Obywatelskiej o ściganie przestępstwa, polegającego na przeprowadzeniu nielegalnego posiedzenia Sejmu z 16 grudnia 2016 r., podczas którego uchwalono ustawę budżetową oraz dezubekizacyjną.  Tym samym prokuratura umorzyła śledztwo. Jednakże w grudniu 2017 roku warszawski sąd okręgowy uchylił decyzję prokuratury o umorzeniu.

Sprawa od początku jest dęta, a Platforma z bezsilności, złośliwości i małostkowości postanowiła jako opozycja totalna prowadzić z PiS wojnę na wszystkich możliwych polach. Teraz aktywnie do tej wojny z PiS włączył się sędzia Tuleya. Nie po raz pierwszy.

Kilka tygodni temu zamarzyła się sędziemu Tuleyi wielka rola bojownika w stylu swego ideowego protoplasty. Komunistycznego działacza Ludwika Waryńskiego. Kiedy na głowę Tuleyi posypały się gromy, za wydanie orzeczenia o odrzuceniu umorzenia prokuratury, sędzia Tuleya ogłosił publicznie manifest, że gotowy jest stanąć przed sądem dyscyplinarnym, jako ofiara brutalnego reżimu pisowskiego, łamiącego niezawisłość i niezależność sędziowską w Polsce.

To żenujący pomysł sędziego Tuleyi, pokazujący jak mały człowieczek, próbuje w  niegodny sposób wspiąć się na wysoką pozycję w mediach. Uzyskać rozgłos, który będzie dla niego trampoliną do kariery politycznej, w którą co widać mierzy od kilku lat.

Nie wiem, gdzie człowiek tego typu, którego prowadzą chore ambicje, dokonać może większych szkód – w sądzie czy w polityce.

Jedno jest pewne i w sądownictwie i w polityce, nie powinno być dla niego miejsca.