W niedzielę 7 maja mija dokładnie 40 rocznica śmierci związanego z opozycją Stanisława Pyjasa. Jego śmierć w tajemniczych okolicznościach, wywołała wstrząs nie tylko w akademickim środowisku Krakowa, ale w całej Polsce. Pogrzeb Pyjasa był zarazem wielką manifestacją budzącej się do życia coraz bardzie śmiałej opozycji politycznej.

Według oficjalnie założonej tezy, przyczyną śmierci Stanisława Pyjasa był upadek ze schodów. Podstawą tej wersji była ekspertyza Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. Dziś już można powiedzieć bez żadnych wątpliwości, że krakowski student polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego zginął w wyniku pobicia na zlecenie Służby Bezpieczeństwa.   

Do tej pory żaden z prawdziwych sprawców ani zleceniodawców nie poniósł kary. Jedynie na początku naszego wieku dwóch byłych milicjantów skazano na symboliczne, niewielkie kary w zawieszeniu, którzy śledztwo z lat 70 i kierowali na fałszywe tory i utrudniali jego prowadzenie.

Niezależnie od wszystkich konotacji kryminalnych i politycznych, okoliczności związane z tragiczną śmiercią Pyjasa zapisały się ponurymi zgłoskami w dziejach polskiego dziennikarstwa. W nowej, niepodległej Polsce, blisko 30 lat później wyszła na jaw zbrodnicza rola uchodzącego za bliskiego przyjaciela Stanisława Pyjasa z lat studenckich, czołowego dziennikarza „Gazety Wyborczej”, Lesława Maleszki To on w latach 70. zdradził swoich przyjaciół. Jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Ketman” przekazywał tajnym służbom politycznym tajemnice młodego krakowskiego środowiska opozycyjnego. Kiedy w latach 90. i na początku naszego wieku część publicystów i polityków domagała się lustracji różnych opiniotwórczych oraz politycznych środowisk, mających wpływ na bieg rzeczy w nowej, odrodzonej Polsce, Lesław Maleszka jako znany publicysta, był jednym z najbardziej radykalnych przeciwników prześwietlenia peerelowskiej przeszłości ówczesnych elit. Znamienne, że kiedy ujawniono jego przeszłość, podobnie  jak większość konfidentów, początkowo nie przyznawał się do tajnej współpracy z SB. Po przedstawieniu mu dokumentów, które nie pozostawiały wątpliwości, znajdował dla niej usprawiedliwienie klasycznego konfidenta. - Cóż mogłem zrobić? – pytał dramatycznie. - Grożono mi, że nie skończę studiów – wyznawał, licząc być może na zrozumienie. A może nawet współczucie. Trudno było jednak zmusi się do współczucia, gdy akta wskazywały, że był wzorowym, nadgorliwym donosicielem. Również w złożonej publicznie spowiedzi, opowiadającej o jego związkach z SB,  nadal pozostał fałszywy jak 25 lat wcześniej wobec przyjaciół.

Sprawa śmierci Stanisława Pyjasa w połączeniu ze zdradziecką postawą Lesława Maleszki w roli dziennikarza rzutuje na zaniedbanie, jakie do tej pory ciąży także nad polskimi mediami. Jest to jeden z największych i być może ciągle przynoszących niepowetowane szkody błędów, jaki pociągnęła za sobą „gruba kreska” Mazowieckiego.

Trudno mi się z tym zaniedbaniem pogodzić. Ci, którzy tę sprawę bagatelizują,  prawdopodobnie nie zdają sobie sprawy, że kilku dawnych konfidentów funkcjonujących do dziś w mediach, szczególnie na kluczowych, kierowniczych stanowiskach, mogą odciskać swoje szkodliwe dla polskiej demokracji i polskiej racji stanu piętno. Tak jak to miało miejsce w przypadku działalności „Ketmana” w wolnej Polsce.

Jerzy Jachowicz

sdp.pl