W tekście pt. „Powrót samca alfa” omawiałem tutaj mocne przemówienie Grzegorza Schetyny na konwencji Platformy Obywatelskiej, w którym chciał on jednoznacznie udowodnić, że nadal jest niekwestionowanym liderem nie tylko swojej partii, ale całej opozycji, co ostatnio coraz częściej poddaje się w wątpliwość.

            Chcąc wybić z głowy wewnątrzpartyjnym konkurentom myśli o zmianie przewodniczącego, a pozostałym ugrupowaniom (zwłaszcza Nowoczesnej) marzenia o zdystansowaniu PO wzniósł się na oratorskie wyżyny i najwyraźniej uwierzył, że jest tak jak mówi.

            Wymierny dowód jego przekonania o odzyskaniu pozycji przywódcy opozycji stanowi nieoczekiwana decyzja o wystawieniu Rafała Trzaskowskiego jako kandydata w przyszłorocznych wyborach prezydenta Warszawy. Jeżeli wydawało mu się, że to postanowienie umocni go w roli, którą sobie wymarzył, popełnił poważny błąd. W ciągu kilku godzin prominentni przedstawiciele innych partii opozycyjnych wyrazili zdumienie, że Schetyna wyszedł przed szereg i nie uzgadniając z nikim z nich tej kandydatury publicznie ją ogłosił.

            Dobitnie wyraziła to niezadowolenie Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej mówiąc:

- Jest kwestią pewnej dojrzałości i doświadczenia, żeby wiedzieć, że takie ogłaszanie kandydata nie pomoże w rozmowach koalicyjnych, w rozmowach, które mogłyby pozwolić na wyłonienie wspólnego kandydata, który miałby realną możliwość uratowania Warszawy przed PiS

            Najbardziej zadowoleni z tej nazbyt pośpiesznej decyzji są oczywiście politycy Prawa i Sprawiedliwości, którzy natychmiast przypomnieli, że Trzaskowski był szefem kampanii wyborczej Hanny Gronkiewicz-Waltz w 2010 roku, a więc ewentualne objęcie przezeń władzy w stolicy byłoby przedłużeniem jej rządów.

            Ironiczne uwagi słychać także ze strony reprezentantów ruchu obywatelskiego Kukiz'15 i lewicy. Ich zdaniem był to ewidentny falstart, który może poskutkować rozbiciem antypisowskiego obozu jeszcze zanim on powstał.

            Grzegorz Schetyna zbyt szybko uwierzył w siebie, a to często fatalnie się kończy. Polityk musi niekiedy podejmować ryzykowne decyzje, ale jeżeli robi to bez przemyślenia i bez uzgodnień z potencjalnymi partnerami podważa swój autorytet narażając się na śmieszność. A ta dyskwalifikuje każdego samca alfa.

            Powyższy tekst ukazał się pierwotnie na stronie internetowej Radia RMF FM.

Jerzy Bukowski